Wrocławski gwiazdozbiór miał powalczyć o pierwsze zwycięstwo w Lidze Mistrzyń na własnym parkiecie. Co więcej, wygrana z SC Dresdner mogła znacząco przybliżyć Impel Wrocław do awansu do kolejnej rundy rozgrywek. Faworyzowane wrocławianki schodziły jednak z parkietu w roli pokonanych.
- Musiałyśmy stoczyć ciężki bój. Żadna z drużyn nie chciała odpuszczać. Przyjęcie było na dobrym poziomie, podobnie zresztą jak serwis. Jeżeli dobrze odbierałyśmy, to mogłyśmy grać szybsze piłki na skrzydło - oceniła mecz rozgrywająca z Drezna Laura Dijkema.
Niemki wygrały ostatecznie 3:2, choć po pierwszym secie mogło się wydawać, że siatkarki z Drezna w cuglach wygrają spotkanie. Podopieczne trenera Waibla odniosły bardzo przekonujące zwycięstwo 25:17, nie pozwalając wrocławiankom rozwinąć skrzydeł. - Na pewno zaskoczeniem było, że zwycięstwo w pierwszej partii przyszło nam tak łatwo. Wywarłyśmy naszym serwisem sporą presję na Impelu i dlatego udało się odnieść tak przekonujący triumf - dodała reprezentantka Holandii.
Czemu zatem spotkanie skończyło się dopiero po tie-breaku? Pewne zwycięstwo w pierwszej partii sprawiło, że w niemieckiej ekipie pojawiło się sporo rozluźnienia. Tak doświadczona drużyna jak Impel musiała wykorzystać moment dekoncentracji rywalek. - Na pewno straciłyśmy koncentrację, poza tym Impel wzmocnił serwis - wyjaśniła Dijkema.