ZAKSA pokonała w hali Azoty zespół z Będzina 3:0, kolejno zwyciężając w setach do 10, 17 i 18. MKS w żadnym z nich nie miał absolutnie nic do powiedzenia. Goście nie potrafili między innymi znaleźć jakiejkolwiek recepty na powstrzymanie Sama Deroo, który szalał w ataku (9/12 - 75 proc.) i bardzo mocno uprzykrzał im życie serwisem. Belg zakończył pojedynek z dorobkiem 14 punktów i nagrodą MVP.
- Myślę, że Deroo nie będzie nam się śnić po nocach. Nie tylko jego zagrywka okazała się bowiem decydująca dla losów meczu. Oczywiście, w pierwszym secie ZAKSA zdobyła przy jego serwisach osiem punktów z rzędu, lecz nie wpadł nam wtedy żaden bezpośredni as. Taka seria była po prostu zasługą dobrej gry całego zespołu z Kędzierzyna-Koźla - wytłumaczył Mateusz Piotrowski.
Atakujący będzinian, podobnie jak większość jego kolegów, nie zaliczy występu przeciwko ZAKSIE nawet do średnich. Zawodnik, który przed sezonem trafił do MKS-u z pierwszoligowej Stali Nysa, zupełnie nie radził sobie z wykonywaniem zadań ofensywnych, kończąc zaledwie 2 z 11 ataków (18 procent skuteczności). 24-letni gracz uważa, że po meczu z kędzierzynianami jego drużyna, w przeciwieństwie do meczu w Bełchatowie (także przegranego 0:3 - red.), nie może stanąć przed lustrem i powiedzieć, że zrobiła wszystko, co było w jej mocy.
- Próbowaliśmy dać z siebie maksimum, ponieważ po to wychodzimy na każdy mecz. Od dwóch dni, które poprzedzały nasz pojedynek z ZAKSĄ, mówiliśmy sobie, że jedziemy do Kędzierzyna-Koźla po zwycięstwo, gdyż z takim nastawieniem trzeba podchodzić do wszystkich spotkań. Poza pojedynczymi akcjami nie pokazaliśmy jednak dobrej siatkówki. Popełniliśmy za dużo błędów. Kędzierzynianie bardzo mocno przycisnęli nas zagrywką i blokiem, ale mimo wszystko myślę, że w rywalizacji z nimi powinniśmy byli nawiązać większą walkę - podsumował Piotrowski.