Drużyna z Bydgoszczy powoli wychodzi na prostą. Po słabszym początku sezonu oraz kontuzjach podstawowych graczy - Jakuba Jarosza oraz Wojciecha Ferensa podopieczni Piotra Makowskiego wygrali w ubiegłym tygodniu dwa pojedynki. Najpierw pokonali Effectora Kielce, a następnie BBTS Bielsko-Biała.
- Cieszy to, że w takim zestawieniu personalnym potrafimy maksymalnie wykorzystać nasze atuty. Panowie odpowiedzialni za przyjęcie robili to bardzo dobrze. W takim ustawieniu trudno nas ustrzelić zagrywką i to pozwala rozgrywającemu rozdawać piłki tak, jak sobie życzy. To naprawdę procentuje - powiedział atakujący, Bartosz Krzysiek.
Chociaż mecz z bielszczanami obfitował w sporo prostych błędów, to siatkarze Łuczniczki Bydgoszcz potrafili zachować więcej zimnej krwi. - W tych momentach, kiedy rywale się mylili potrafiliśmy im odskoczyć. Na szczęście robili to częściej od nas, dlatego wygraliśmy to spotkanie. Nasze pomyłki pozwoliły im wygrać drugiego seta i doprowadzić do wyrównania w partii czwartej - dodawał.
Zimnym prysznicem dla bydgoszczan okazało się spotkanie z Cerrad Czarnymi Radom. Ekipa trenera Makowskiego przegrała pojedynek bez jakiejkolwiek walki w trzech setach. - Mecz z zespołem z Radomia był bardzo słaby, ale pokazaliśmy, że mamy charakter i w krótkim czasie potrafimy się odbudować. W sobotę zagraliśmy z Czarnymi, w środę już z kielczanami. Na boisku to był zupełnie inny zespół. Trzeba było po meczu z Effectorem wstać wcześnie rano, wsiąść do autokaru i przyjechać do Bielska-Białej. Wyszliśmy skoncentrowani, zmotywowani. O to właśnie chodzi - podkreślał atakujący Łuczniczki Bydgoszcz.
Zeszły tydzień nie był łatwy dla ekipy z Bydgoszczy. W czterdzieści osiem godzin zespół musiał rozegrać aż dwa pojedynki. - Jeżeli człowiek po długiej podróży potrafi jeszcze wyjść z autokaru, trenować i skakać, to nie widzę problemu. Gorzej, jeśli ktoś ma jakieś problemy zdrowotne. Wtedy krótki pomiędzy meczami może okazać się zabójstwem. Na szczęście u nas nie ma takich przypadków. Mógł to być również nasz atut. W pewnym momencie stanąłem na boisku i pomyślałem: "Czuj się jak w środowym meczu, który wygraliśmy, przecież jesteś cały czas na boisku". To okazało się cenną motywacją - wspominał mecz w Bielsku-Białej Krzysiek.
Już w sobotę bydgoszczanie zmierzą się we własnej hali z Asseco Resovią Rzeszów, która będzie musiała poradzić sobie bez Jochena Schoepsa oraz Piotra Nowakowskiego. Później siatkarzy czekają starcia z bełchatowianami oraz gdańszczanami. - Chwała nam za to, że złapaliśmy parę punktów w ostatnich meczach. Nikt nie zakłada czarnego scenariusza, ale gdybyśmy stracili jakiekolwiek "oczka" z kielczanami czy bielszczanami, to później byłoby o nie trudniej. Teraz nie będzie na nas żadnej presji. Każdy z nas gra o mistrzostwo Polski. Przynajmniej moim zdaniem po to się podpisuje kontrakty, żeby walczyć o najwyższe cele. Nie można powiedzieć, że wyjdziemy na mecz z Resovią, będziemy gwizdać i czekać aż na zaczną bić. Nie o to chodzi. Mamy swój charakter i postawimy jak najtrudniejsze warunki - zakończył Bartosz Krzysiek.