Zatorski miał także ogromny wkład w wywalczenie przez częstochowski zespół pierwszego, historycznego awansu do kolejnej rundy Ligi Mistrzów. Po spotkaniu z Fenerbahce Istambuł, które przesądziło o awansie "Akademików”, 18-latek opowiedział nam o grze w tych prestiżowych rozgrywkach i Meczu Gwiazd w Warszawie, które na długo zostanie w jego pamięci.
Adrian Heluszka: Przede wszystkim wielkie gratulację, pierwszy w historii awans AZS-u Częstochowa do kolejnej rundy Ligi Mistrzów stał się faktem. Można powiedzieć, że tworzycie historię swojego klubu…
Paweł Zatorski: Można to w taki sposób nazwać. Nie orientuje się ile razy AZS Częstochowa miał okazję grać w Lidze Mistrzów, jednak wiem, że kilka razy zespół graj w tych rozgrywkach. Nam takim składem, jaki mamy do dyspozycji, udało się wyjść z grupy z drugiego miejsca. Myślę, że jest to zasługa ciężkiej pracy trenera i całego zespołu na treningach, bo naprawdę bardzo się skoncentrowaliśmy w ostatnim czasie. Bardzo zależało nam na tym, by udowodnić osobom, które w nas lekko nie wierzyły i spisywały na pożarcie i blamaż w Lidze Mistrzów, że potrafimy walczyć z dobrymi zespołami. Udowodniliśmy to sobie. Wygraliśmy naprawdę z dobrymi zespołami, bo mimo że Fenerbahce nie zaprezentowało się jakoś rewelacyjnie, to musimy pamiętać, że grają tam znakomici zawodnicy. Mam tu na myśli chociażby Coskovicia, który jest ikoną siatkówki, Vladimira Grbicia, czy Brooka Billingsa, który grał tutaj rok temu i także pokazał kawałek dobrej siatkówki. Pokonaliśmy ich, cieszymy się z tego i teraz czekamy na losowanie.
Mówisz o składzie, który macie do dyspozycji. Warto także zwrócić uwagę na grupę, w której graliście, która mimo wszystko na tle innych tegorocznych grup Ligi Mistrzów była najsłabsza…
- Można tak to ująć, ale mieliśmy w grupie Iraklis Saloniki, który w poprzednich sezonach pokonywał Skrę Bełchatów, która wcale, mając do dyspozycji takich zawodników, jak Mariusz Wlazły, czy Daniel Pliński, nie była słabsza niż w tym sezonie. Mimo to, Iraklis był w stanie pokonać bełchatowski zespół. Fenerbahce może nie osiągnęło jeszcze jakiegoś wielkiego sukcesu w Europie, ale oni są na etapie budowania drużyny i myślę, że wychodzi im to coraz lepiej. Wiadomo, że turecka siatkówka nie stoi jeszcze na najwyższym światowym poziomie, ale dochodzą do tego powolutku, małymi kroczkami. Moim zdaniem możemy być dumni, że wygraliśmy to spotkanie i sprawiliśmy trochę radości kibicom, którzy również mogli mieć słabsze momenty, kibicując nam. Cieszy nas jednak to, że potrafimy wygrywać mecze o stawkę. W drugim secie przydarzył się nam mały przestój, ale udało się to przełamać i nie zaprzepaściliśmy szansy na awans z drugiego miejsca.
Jak widzisz zatem szansę w kolejnej rundzie (wywiad przeprowadzony po zakończeniu meczu AZS - Fenerbahce dop. red)? Wiadomo, że teraz nie będzie już łatwo i nie będzie słabych rywali, ale ostatnie mecze pokazują, że stać was na wiele i takim "chłopcem do bicia" na pewno nie będziecie…
- Czekamy na losowanie. Trudno jest cokolwiek powiedzieć nie znając kolejnego przeciwnika. Wychodzimy z drugiego miejsca, także nie trafimy na zespół, który w swej grupie zajął pierwszą lokatę z tego, co pamiętam, ale jest chyba również taka opcja. Tutaj nie ma przebacz, zostało szesnaście najlepszych drużyn w Europie i na kogo nie trafimy, będziemy musieli walczyć do upadłego do ostatniej kropli krwi, aby coś ugrać. Mam nadzieję, że będziemy w stanie to zrobić, co pokazała nawet zeszłoroczna historia, kiedy do Częstochowy przyjechała ekipa z Odincowa i spotkanie było niezwykle emocjonujące i zakończyło się po myśli kibiców.
A masz jakiś wymarzony zespół, z którym chciałbyś się zmierzyć? Może rywal z Włoch, Rosji czy jakiś inny kierunek?
- Chciałbym się zmierzyć z zespołem z Odincowa, bo gra tam jeden z moich idoli, czyli Werbow i stać naprzeciw niego byłoby dużą frajdą.
A gdyby losowanie skojarzyło was z mistrzem Włoch, Itasem Diatec Trentino z Michałem Winiarskim i Łukaszem Zygadło w składzie?
- Wcale bym się nie obraził, gdybyśmy trafili na ten zespół. Na pewno byłaby to znakomita promocja siatkówki w naszym mieście, bo największe nazwiska, jakie są w tym klubie, czy nawet innych najlepszych zespołach Europy, przyciągną na pewno wielu kibiców i dobrze grałoby nam się przy takiej publiczności, jaką mamy.
Poruszę jeszcze kwestię Meczu Gwiazd. Było to dla Ciebie z pewnością ogromne wyróżnienie i coś fantastycznego, że już w tak młodym wieku miałeś okazję wystąpić w takim spotkaniu. Spodziewałeś się w ogóle tego rok, czy dwa lata temu?
- Nie, nawet mi to przez myśl nie przeszło. Moim celem było rozwijać się. Dwa sezony temu praktycznie dopiero rozpoczynałem swoją przygodę w Skrze Bełchatów na pozycji libero. Trafiłem potem do Spały z dużej grupy chłopaków i cieszyłem się z tego, co miałem. Samo powołanie do tej drużyny i następnie reprezentacji młodzieżowych było dla mnie ogromnym wyróżnieniem i cieszyłem się niezmiernie z tego. Uważam, że małymi kroczkami dorastamy do tego, by grać na coraz wyższym poziomie na jakim teraz gramy. Na pewno początki były trudne, co pokazał pierwszy mecz w Istambule przegrany dotkliwie 0:3. Teraz pokazujemy, że stać nas na walkę z tymi zespołami i jest coraz lepiej.