Piotr Dobrowolski: Swoją kapitalną serią w polu serwisowym odwróciłeś losy czwartego seta, a może i całego meczu z Asseco Resovią. Sześć asów to świetny wynik!
Wojciech Żaliński: Fajnie, to chyba moja życiówka (uśmiech).
Sporo kontrowersji wywołały długie przerwy po wideoweryfikacjach, branych przez Andrzeja Kowala. Chyba wybiły was one trochę z rytmu?
- To rywali wybiły z rytmu, bo wyjechali na tarczy. Pewnie niektórzy będą marudzić, że nie wygraliśmy 3:0 lub 3:1, ale ja doceniam to zwycięstwo, bo wygrać z Asseco Resovią Rzeszów to fantastyczna sprawa. Jak spikerka zapowiadała, z kim gramy - obecny mistrz Polski, drugie miejsce w Lidze Mistrzów - to naprawdę robi wrażenie.
[b]
Po siedmiu zwycięstwach z rzędu z teoretycznie słabszymi rywalami pojawiły się głosy, że dopiero teraz - w starciach z trzema czołowymi ekipami poprzedniego sezonu PlusLigi - nastąpi prawdziwa weryfikacja waszej obecnej dyspozycji.[/b]
- Możemy przegrać z Lotosem i Bełchatowem, ale to wcale nie będzie oznaczać, że te osiem zwycięstw z rzędu to był przypadek. Jesteśmy w tym sezonie mocną drużyną, ale na pewno jakieś mecze w tym sezonie przegramy.
Wtorkowym triumfem zamknęliście usta malkontentom.
- Myślę, że niedowiarkom udowodniliśmy, że owszem, kalendarz nam sprzyjał, ale my gramy dobrze. Nie mamy się czym martwić. Gdy usłyszałem opinie, że straciliśmy w Bielsku-Białej punkt, to naprawdę robi się niedobrze.
Do tego meczu podchodziliście z pozycji lidera tabeli. Czuliście związaną z tym, jakąś dodatkową presję?
- Bez przesady, na pewno nie byliśmy faworytem. To zespół z Rzeszowa będzie faworytem większości meczów, nawet jeśli ma serię pięciu przegranych z rzędu. Jest to bardzo dobry zespół, który wpadł w "dołek", ale na pewno bardzo szybko się z niego wygrzebie.
Był to dla was kolejny ligowy pojedynek?
- Może nie podeszliśmy do tego spotkania jak do kolejnego meczu ligowego, bo jest to jednak mistrz Polski, drużyna, której skład przyprawia o ciarki na plecach. Muszę przyznać, że odkąd zaczęły się przedsezonowe przygotowania, to patrzyłem w terminarz, żeby wiedzieć, kiedy gramy z drużynami z Rzeszowa czy Bełchatowa.
Jak zawsze, otrzymaliście kapitalne wsparcie od sympatyków.
- Przebywanie w tej hali, wśród tych fantastycznych kibiców, i granie takiej fajnej siatkówki to jest ogromna przyjemność.
Prezentujesz wysoką formę od początku rozgrywek, praktycznie po każdym spotkaniu z udziałem Cerrad Czarnych można wymieniać cię w gronie kandydatów do tytułu MVP. We wtorek zaliczyłeś kapitalny występ na oczach Stephane'a Antigi. Nie zmieniłeś zdania od poprzedniego tygodnia, kiedy mówiłeś o tym, że masz małe szanse na wyjazd do Berlina na turniej kwalifikacyjny do igrzysk?
- Naprawdę, bez kurtuazji, nie myślę o kadrze. Ja w reprezentacji nigdy nie zagrałem żadnego meczu. Jest to zespół, który ma swoje schematy, systemy gry. Nie odbyłem z nim nawet pół treningu. Świetnie odnajduję się w Czarnych Radom, ale reprezentacja to jest zupełnie inna drużyna. Turniej w Berlinie nie jest imprezą towarzyską, ale turniejem o wszystko, być może nawet o przyszłość polskiej siatkówki. Nie będzie więc tam czasu ani miejsca na jakiekolwiek eksperymenty.
Tempo ligi jest zawrotne. Przed świętami rozegracie jeszcze dwa mecze, a później blisko miesięczna przerwa. Z utęsknieniem na nią czekacie? Czujecie zmęczenie?
- Nawet trzy godziny meczu dwa razy w tygodniu to nie jest jakiś nadludzki wysiłek. Górnicy tyrają po osiem godzin dziennie. Nawet gdy nie będziemy grać, to będziemy trenować, pewnie nawet jeszcze mocniej. Nie jesteśmy zmęczeni, gra jest naszą pracą, przyjemnością, hobby. To naprawdę sama frajda, tym bardziej, gdy robi się to w takiej atmosferze, jaką mamy obecnie w Czarnych. W życiu nie powiem, że jestem zmęczony. Chcę grać jak najwięcej!