Michał Potera: Mimo tego, że Resovia w trzech setach nas zmiażdżyła, jesteśmy zadowoleni

W 10. kolejce PlusLigi, Asseco Resovia Rzeszów pokonała Indykpol AZS Olsztyn 3:2. Gracze z Warmii i Mazur wypuścili z rąk ogromną szansę, bo prowadzili w tym spotkaniu 2:0.

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart
WP SportoweFakty / Dorota Kowalska / WP SportoweFakty / Dorota Kowalska

Indykpol AZS Olsztyn bardzo dobrze rozpoczął sobotni pojedynek. Podopieczni Andrei Gardiniego w dwóch pierwszych setach rządzili na boisku. Asseco Resovia Rzeszów nie mogła odnaleźć swojego rytmu, ale w końcu to zrobiła. Olsztynianie nie wykorzystali okazji na zwycięstwo na Podpromiu i ulegli ekipie ze stolicy Podkarpacia po tie-breaku.

AZS straconej szansy żałuje, ale nie narzeka, bo zdobył punkt na trudnym terenie. - Jest niedosyt. Gdybyśmy przegrywali 0:2, ale potem się obudzili i przegrali w tie-breaku, to bylibyśmy pewnie bardziej zadowoleni. Ostatnie trzy sety przegraliśmy gładko, ale mimo tego mamy punkt. To jest chyba pierwsze "oczko" w mojej karierze, jakie zdobyłem na Podpromiu. Mimo tego, że Resovia w trzech setach nas zmiażdżyła, jesteśmy zadowoleni - mówi Michał Potera.
Ekipa z Warmii i Mazur odważnie weszła w mecz i narzuciła swój rytm gry mocną zagrywką. - W dwóch setach wychodziło nam bardzo dużo, żeby nie powiedzieć, że wszystko. Chłopaki zagrywali bardzo mocno i te serwisy były dobre. Często punktowe lub odrzucające przeciwnika od siatki. Później ta zagrywka przestała nam funkcjonować, w ogóle cały zespół przestał działać. Wyglądało to tak, jakbyśmy zadowolili się dwoma pierwszymi setami, choć może po części tak było. To będzie dla nas przestroga na przyszłość, że grając z taką drużyną jak Resovia i prowadząc 2:0, trzeba przycisnąć rywala. My tego nie zrobiliśmy - przyznaje libero.
- W dwóch setach wychodziło nam bardzo dużo, żeby nie powiedzieć, że wszystko - mówi Potera - W dwóch setach wychodziło nam bardzo dużo, żeby nie powiedzieć, że wszystko - mówi Potera
Siatkówka olsztynian od początku sezonu opiera się przede wszystkim na dwóch silnych skrzydłowych: Bramie Van den Driesie i Bartoszu Bednorzu. Podobnie było w Rzeszowie. - To było spowodowane tym, że Resovia mocno zagrywała. Często tego przyjęcia dogranego dokładnie do siatki brakowało. Paweł Woicki nie mógł zbyt często kierować piłek na środek, aczkolwiek starał się to robić. Mamy dwie armaty na skrzydłach - Bednorza i Van den Driesa. Wszyscy wiedzą, że naszą grę opieramy na dwóch silnych skrzydłach i to nie jest żadna niespodzianka dla innych drużyn. Tak sobie radzimy na początku sezonu i tak będziemy grali do końca - oznajmia 27-latek.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×