WP SportoweFakty: Spotkanie z ACH Volley Lublana nie było spektakularnym wydarzeniem z perspektywy trybun. Jak to wyglądało z pana boiskowego punktu widzenia?
Sebastian Schwarz: Wiedzieliśmy od początku, że będzie to mecz skomplikowany, ze względu na jego wagę. Nie mogliśmy pozwolić sobie na stratę punktów, zwłaszcza wiedząc o tym, że rywale mogą zagrać lepiej niż na własnym parkiecie, gdzie nie postawili nam trudnych warunków. Tak się stało. Grali lepiej, ale także z naszej strony nie wyglądało to perfekcyjnie. Przez pierwsze dwa sety kontrolowaliśmy spotkanie jednak cały czas nie pokazywaliśmy się z najlepszej strony. W trzeciej partii straciliśmy koncentrację, co nie wróżyło nam dobrze. Na szczęście po zmianach na poszczególnych pozycjach, weszli chłopcy którzy wykonali kawał dobrej roboty. To pozytywna strona tego meczu, ale musimy się także nauczyć, żeby cały czas być skupionym na grze. Każdy zespół wykazuje chęci do walki i nie można nic łatwo wygrać.
Jak odniesie się pan do sprzeczek z sędziami? Wszystkiemu winien jest brak wideoweryfikacji?
- Nie, nie możemy mieć pretensji do sędziów. Wszystko zaczęło się od tego, że źle weszliśmy w trzecią partię i wkradła się także u nas pewna nerwowość. Liga Mistrzów odbywa się bez challengu i być może trzy, cztery decyzje nie były do końca słuszne. Ale tak siatkówka wyglądała jeszcze kilka lat temu. Dociekanie swoich racji było normą. Tutaj nasz brak koncentracji był problemem, a nie sędziowie. Czasem naprawdę trudno jest wyłapać pewne niuanse przy siatce.
Mimo wszystko trzy wygrane z czterech rozegranych meczów, to całkiem dobry bilans jak na pierwszy sezon Lotosu Trefla Gdańsk w Lidze Mistrzów.
- Oczywiście. Jednak nie skupiam się na tym, jak dokładnie to wygląda w rankingu. Przed sobą mamy jeszcze dwa spotkania. Jedno u siebie i jedno na wyjeździe. Z pewnością Modena postawi nam najtrudniejsze warunki, ale teraz powracamy do polskiej ligi. Koncentruję się na meczu z Olsztynem. Cała uwaga skupia się już teraz na ostatnim w tym roku spotkaniu.
Patrząc na PlusLigę to także utrzymujecie stabilną pozycję. Pomimo niewielu przedsezonowych wzmocnień jesteście cały czas groźni.
- Przed sezonem dokładnie wiedzieliśmy jak będzie on wyglądał. Nowy system w polskiej lidze, dodatkowo Liga Mistrzów i związane z nią zagraniczne podróże. Z tym boryka się większość drużyn i każdy ma takie same warunki. Staramy się jak możemy, żeby wykonać wszystkie postawione nam cele. Trzeba przyznać, że ponownie poziom PlusLigi rośnie. Jest wiele drużyn, z którymi trzeba się bić na śmierć i życie. Sami przeszliśmy kilka przepraw, gdzie wynik do końca nie był przesądzony.
Cieszyć może także fakt, że Andrea Anastasi więcej rotuje składem, niż w ubiegłym roku. Nieraz zmiana Damiana Schulza przyniosła wam dużo dobrego.
- Zdecydowanie. Widać to było bardzo dobrze w tym spotkaniu. Zawodnicy z kwadratu odmienili wynik trzeciej partii. Wykonali kilka dobrych zagrywek, Damian także skutecznie atakował. Jest to bardzo ważne dla naszej przyszłości w lidze. Przed nami wiele meczów, a chłopacy pracują bardzo ciężko, by także przyłożyć się do tych zwycięstw. Tylko jako zgrany zespół możemy odnieść kolejne sukcesy.
Wspomina pan o ostatnim starciu z Indykpolem AZS Olsztyn. W przedsezonowych sparingach sprawiali wam problemy, ale teraz sytuacja wygląda zgoła inaczej. To wy jesteście pewniakiem w tym spotkaniu.
- Nie oznacza to jednak, że na pewno wygramy. Musimy włożyć wszystkie nasze siły, koncentrację i pasję, aby ten wyjazd przyniósł efekty. Olsztyn prezentuje się teraz lepiej niż w poprzednim sezonie, więc nie będzie już nam tak łatwo. Jeśli zagramy tak zaangażowani, jak w innych tegorocznych spotkaniach PlusLigi to możemy spodziewać się ciekawego widowiska.
Jak wygląda u pana przerwa świąteczna? Czy coś takiego nadejdzie w tym roku?
- Tak, szczęśliwie jadę do domu już w poniedziałek. Na pewno nie będzie to zbyt wiele dni, ponieważ czeka mnie reprezentacja. Jednak niewiele razy w przeciągu ostatnich dziesięciu lat miałem okazję pojechać do Niemiec na święta, więc i tak cieszę się z tego co mam.
Może pan zdradzić plany reprezentacyjne Vitala Heynena?
- Startujemy jeszcze przez świętami. Nie będzie to zapewne duża grupa zawodników, ponieważ niektórzy jeszcze 22 grudnia będą rozgrywać swoje ligowe mecze. Wszyscy na pewno spotkamy się 26 grudnia, a Ci którzy skończą ligę wcześniej załapią się na treningi przed Bożym Narodzeniem. Vital musiał trochę podzielić swój harmonogram.
Jak nieobecność Jochena Schopsa może wpłynąć na reprezentację Niemiec przed tak trudnym turniejem?
- Jochenowi przydarzyła się bardzo pechowa kontuzja. Ma wolne przez kolejne pół roku, ale z pewnością pojawi się na zgrupowaniu i meczach, żeby nas wspierać. Przeszedł już operacją i aktualnie się rehabilituje. Wszyscy trzymamy kciuki za niego, jednak niedobrze się stało, że nie będzie on mógł nam pomóc na boisku. Dobrze, że jest Georg Grozer, który gra w Korei i z tego co wiem, ma się dobrze. Niech tak pozostanie.
Czy stać was na uzyskanie kwalifikacji podczas tak trudnego turnieju?
- Szczerze? Jeszcze o tym nie myślałem. Cały czas skupiam się na polskiej lidze. Oczywiście wiemy, że będzie piekielne trudno. Jak na razie w Europie tylko Włosi mogą cieszyć się z wyjazdu do Rio, w związku z Pucharem Świata. My z pewnością mamy szanse. Gdy zagramy dobrze, możemy zagrozić każdemu zespołowi. Ale też jeden błąd może zaprzepaścić wszystko. Nie mamy wpływu na schemat rozgrywania tego turnieju, więc nie pozostaje nam nic więcej, jak postarać się wygrać.
Nie uważa pan, że ten system ma swoje wady? Europa to przecież najlepszy siatkarski kontynent.
- Nic na to nie poradzę. System trochę sprzyja Azjatom, więc będą maksimum cztery zespoły z Europy podczas kolejnych igrzysk olimpijskich. Ostatnio było siedem drużyn, jednak umówmy się - Wielka Brytania to nie jest siatkarski potentat. Zazwyczaj zespołów jest sześć, teraz będą cztery. Co mogę poradzić? Ktoś tak zadecydował i każdy walczy, żeby osiągnąć tą kwalifikację. Mogę zapewnić, że będzie nam niezmiernie ciężko. Chociaż nie ukrywam, że liczę na niemiecką publiczność w Berlinie.
Rozmawiała Marta Kośmicka