Zdecydowanym faworytem spotkania byli wicemistrzowie Polski. Ponadto MKS przystąpił do tej konfrontacji osłabiony brakiem Harrisona Peacocka, ale za to z nowym trenerem na ławce. Dla Stelio DeRocco był to debiut w roli szkoleniowca będzinian w oficjalnym meczu.
Początkowo na boisku nie widać było różnicy potencjałów obu zespołów. Za to mogliśmy oglądać mocne ataki i dobrą grę w systemie blok - obrona. Gdańszczanom udało się odskoczyć na dwa punkty przy zagrywce Wojciecha Grzyba. Uzyskanie przewagi najwyraźniej pomogło im się rozluźnić. W ataku swój kunszt raz po raz pokazywał Mateusz Mika, po którym nie było widać zmęczenia niedawnym turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich.
Z kolei w postawie MKS-u było coraz więcej niedokładności i prostych błędów, wynikających choćby z nieporozumień. Ponadto będzinianie marnowali swoje szanse w ataku i na kontrze, co pomagało przyjezdnym w utrzymywaniu prowadzenia. Stelio DeRocco próbował ratować tę partię zmianami czy prosząc o czas, ale jego wysiłki nie przyniosły żadnego efektu.
W drugim secie podopieczni Andrei Anastasiego próbowali odskoczyć jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną, lecz wtedy remis uratował asem Michał Żuk. Drugą próbę podjęli po powrocie na boisko i tym razem była to udana próba. Mocna zagrywka Marco Falaschiego sprawiała będzinianom ogromne problemy. Gdańszczanie albo kończyli przechodzące piłki, albo na kontrach bawił się Murphy Troy. Efekt? Prowadzenie 15:8. Po tej serii będzinianie nie byli się już w stanie podnieść.
Mimo że Zagłębiacy doznali tak bolesnej porażki, to kolejną odsłonę rozpoczęli zaskakująco dobrze. Powiew świeżości w ich szeregi wniósł Mateusz Piotrowski, który szybko wyrósł na lidera drużyny. Po raz pierwszy w tym meczu MKS miał inicjatywę i choć utracił ją już po pierwszej przerwie technicznej, to gra wciąż była wyrównana.
Będzinianie grali najlepiej w tym spotkaniu, ale nie byli w stanie pójść za ciosem i utrzymać na dłużej swojej skromnej, bo dwupunktowej przewagi. Wynik oscylował więc wokół remisu, a po raz pierwszy na drugiej przerwie technicznej prowadzili gospodarze.
Jednak podopieczni DeRocco nie wykorzystywali swoich szans na punkty. Jak to w siatkówce bywa, musiało się to na nich w końcu zemścić. Ponownie dał im się we znaki Wojciech Grzyb ze swoją zagrywką (17:20). Ta mała seria załamała gospodarzy i sprawiła, że gdańszczanie mieli krótszą drogę do zwycięstwa.
MKS Będzin - Lotos Trefl Gdańsk 0:3 (20:25, 11:25, 21:25)
MKS: Laane, Pawliński, Baczkała, Gaca, Oczko, Kamiński, Kaczmarek (libero) oraz Stysiał (libero), Żuk, Warda, Schamlewski, Piotrowski.
Lotos Trefl: Grzyb, Falaschi, Troy, Ratajczak, Mika, Hebda, Gacek (libero) oraz Stępień, Schulz, Czunkiewicz
MVP: Wojciech Grzyb (Lotos Trefl Gdańsk)