Asseco Resovia Rzeszów nie mogła zakładać innego planu niż zdobycie trzech "oczek" w starciu z Effectorem Kielce. Ekipa ze stolicy Podkarpacia cel wykonała, bo zwyciężyła 3:1, ale styl pozostawiał wiele do życzenia. W niektórych momentach czwartego seta pachniało nawet tie-breakiem, ale wtedy z pomocą mistrzowi Polski przyszli sami rywale, którzy zaczęli popełniać błędy.
- Najważniejsze, że wygraliśmy. W trzeciej partii zabrakło nam koncentracji. Popełniliśmy dwa lub trzy proste błędy i straciliśmy seta. Pod koniec meczu już wszystko dobrze wyglądało - mówi Dmytro Paszycki. Środkowy w pojedynku z kielczanami zdobył 12 punktów, w tym 5 blokiem.
Wydawało się, że zawodnicy, którzy trenowali w Rzeszowie w trakcie przerwy ligowej zdołają dokończyć to spotkanie na boisku. Stało się jednak inaczej i pomóc w czwartym secie musieli Julien Lyneel, Fabian Drzyzga i Bartosz Kurek.
- Zakładaliśmy sobie, że powinniśmy ten mecz wygrać bez pomocy reprezentantów, którzy dopiero do nas wrócili. Ale oni weszli i zagrali dobrze. Dodali nam dużo energii i dzięki temu było nam łatwiej. Z ich pomocą zdobyliśmy komplet punktów - przyznaje 28-latek.
Wyniki w 12. kolejce ułożyły się tak, że kolejna wygrana Asseco Resovii może jej dać już trzecie miejsce w tabeli ligowej. W sobotę na Podpromie przyjedzie Lotos Trefl Gdańsk. - W PlusLidze gramy z tym zespołem dopiero pierwszy mecz, potem czeka nas jeszcze rewanż. Pamiętam spotkanie z Lotosem w Superpucharze Polski. Pojedynek w Poznaniu będzie dla nas idealną motywacją na sobotę. To był bardzo dobry mecz i mam nadzieję, że taki sam będzie ten najbliższy - kończy Paszycki.