Pogmatwane losy Gabrycha. Co teraz robi "enfant terrible" polskiej siatkówki?
Jako zawodnik miał często "na pieńku" z trenerami. Nie wykonywał ich poleceń, odmawiał współpracy, wdawał się w kłótnie. Teraz stoi po drugiej stronie barykady. Jak sobie radzi?
"Powiedzieć o Gabrychu, że jest konfliktowy, to tak jak powiedzieć o Pałacu Kultury, że jest wielkim budynkiem", "To jest człowiek, który powinien uprawiać sport indywidualny, bo z żadną grupą nie jest w stanie uzyskać choćby neutralnego porozumienia. On nawet w plażówce, gdzie próbował grać w parze z Piotrem Szymanowskim, pożarł się z partnerem po paru tygodniach", "To facet o przerośniętej ambicji. On nie potrafi przegrywać, nawet na treningach" - to tylko kilka opinii ludzi z siatkarskiego środowiska (zawodników, trenerów) o Piotrze Gabrychu. Chyba najbardziej kontrowersyjnym polskim siatkarzu w całej historii tej dyscypliny.
Mam niezawiązane buty
"Gary" - bo taki pseudonim nosi od młodzieńczych lat - to z pewnością człowiek specyficzny. Jak kot, zawsze chodzi swoimi ścieżkami. - Wiele lat temu pojechaliśmy na obóz przygotowawczy do Zakopanego - wspomina Zbigniew Błaszczak, śląski szkoleniowiec, który prowadził m.in. Górnika Radlin. - Piotrek zawsze robił wszystko na odwrót. Biegniemy, skręcam w lewo, wszyscy za mną, odwracam się, a jego nie ma. Co jest? Wytężam wzrok i widzę, że Gabrych skręcił sobie w prawo i jak gdyby nigdy nic biegnie przed siebie. Sam. Ze słuchawkami walkmana na uszach.
Edward Skorek podpisuje się pod tymi słowami. - Jak prowadziłem Czarnych Radom, to Piotrek był u mnie w zespole - mówi. - Podczas jednego z meczów musiałem wykonać szybką zmianę, bo drużyna zaczęła się gotować. Traciliśmy kontakt z rywalem. Pokazuję więc na Gabrycha, aby przygotował się do zmiany. Czekam, czekam i nic. Podchodzę do niego i krzyczę: wchodzisz! Co usłyszałem? Nie zapomnę tych słów do końca życia. Zawodnik mi odpowiedział: nie wejdę, bo mam buty niezawiązane. Ręce mi opadły.
Takich historii jest o wiele więcej. Grając nadal w Radomiu (tym razem już pod wodzą Wojciecha Drzyzgi), podczas jednego z meczów szarpał się z... kolegami z zespołu. Zdenerwowany wynikiem spotkania wdał się w bezsensowną kłótnię z partnerami, zrobiło się naprawdę gorąco. Kibice przecierali oczy ze zdumienia. Dopiero ostra reakcja Jarosława Stancelewskiego, który był kapitanem Czarnych, zapobiegła skandalowi na parkiecie. Już po ostatniej piłce siatkarze z Radomia odmówili wspólnej podróży autokarem z "enfant terrible" polskiej siatkówki. Gabrych wracał do domu pociągiem.Wyrzucili go z pokoju
Z jednej strony konflikty, z drugiej doskonałe sezony, kiedy brylował w lidze. Pod wodzą wspomnianego już Błaszczaka, ale także Jana Sucha czy Igora Prielożnego jego forma eksplodowała. - Nie da się go zatrzymać - kręcili głowami rywale.
W 2004 roku - w wieku 32 lat - "Gary" trafił do reprezentacji. Powołał go Prielożny. Miał być naszą tajną bronią podczas igrzysk olimpijskich w Atenach. Po cichu marzyliśmy nawet o medalu. - Zobaczycie, będzie gwiazdą tego turnieju - zapowiadał słowacki szkoleniowiec.
Nawet nie spodziewał się, jak szybko zrobi się głośno wokół Gabrycha. Już pierwszego dnia siatkarz zlekceważył zakaz trenerów i poszedł - jako jedyny z siatkarzy - na ceremonię otwarcia. Być może taka niesubordynacja uszłaby mu na sucho, gdyby nie fakt, że jego twarz została wyłapana przez realizatora telewizyjnego. Cała Polska zobaczyła, że zawodnik zamiast odpoczywać przed pierwszym spotkaniem w turnieju olimpijskim (Polacy grali dwa dni po otwarciu), łamie zasady przyjęte przez zespół. - Spokojnie, nic się nie stało - próbował ratować sytuację Prielożny.
Stało się. Koledzy z reprezentacji wystawili jego walizki poza drzwi pokoju, w którym mieszkał. - To był tylko głupi żart - komentował Gabrych.
Rozmowa z moskiewskiej stołówki
Nieprawda. Tajemnicą poliszynela jest, że zespół miał dość siatkarza i tylko dzięki ugodowemu charakterowi Prielożnego nie doszło w Atenach do jeszcze większej afery. Udało się jakoś dokończyć turniej. Zaraz po powrocie z IO Gabrych wyjechał do Rosji. Podpisał kontrakt z Iskrą Odincowo. To była piekielnie mocna ekipa. W takiej Gabrych jeszcze nigdy nie grał. Niestety, kariery nie zrobił. Nie zaaklimatyzował się. W tamtym okresie rozmawiałem z nim telefonicznie kilka razy (m.in. podał mi numer jednej z moskiewskich... stołówek, po czym odebrał telefon i rozmawiał, jak gdyby nigdy nic - przyp. red.). Słychać było, że się męczy. Nie był sobą.
-
Elżbieta Góralska Zgłoś komentarz
trenowania,pokazał,że nie warto dawać z siebie wszystkiego,że sport może stać się rozgrywką polityczną i liczą się układy!kasa z budżetu od Malinki przygarnięta.Popada Pan w konflikty z trenerami...tylko proszę uważać,bo Gabrych to raptus i ma długie ręce......i wtedy układy w ratuszu mogą nie pomóc.Pozdrawiam