Półfinałowy pojedynek rzeszowsko-bełchatowski dostarczył kibicom wielu emocji. Na początku starcia swoją dominację pokazali zawodnicy Asseco Resovii Rzeszów, którzy pomimo chwilowych problemów ze zdrowiem Krzysztofa Ignaczaka, zdołali wygrać premierową odsłonę. Jednak w kolejnych lepsi byli już podopieczni Miguela Falaski.
- Cieszę się, że udało nam się wygrać. Zagraliśmy dobrze, agresywnie oraz pełni pozytywnej energii. Po pierwszym przegranym i bardzo złym secie w naszym wykonaniu, kontrolowaliśmy przebieg pozostałych partii. W niektórych momentach przydarzyło nam się kilka pomyłek, jednak nie wpłynęły one na końcowy rezultat. Skupialiśmy się na kolejnych piłkach i myślę, że zrobiliśmy to bardzo fajnie - powiedział po meczu Srećko Lisinac, środkowy PGE Skry Bełchatów.
Bełchatowianie lepiej od przeciwników zagrali w każdym z elementów. Aż dwadzieścia trzy punkty zdobył przyjmujący, Facundo Conte. - Wynik może wskazywać, że wygraliśmy z ogromną przewagą, ale tak jednak nie było. O naszej wygranej zadecydowały detale, kilka piłek więcej skończonych w ataku. W pierwszym secie rzeszowianie zagrali mocniej serwisem i wydaje mi się, że to okazało się kluczowe. Wtedy nic nam nie wychodziło - dodawał.
Niedzielny finał może okazać się po raz kolejny pełen emocji. W nim zawodnicy z Bełchatowa zagrają z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. - Kędzierzynianie są kolejnym mocnym zespołem. Moim zdaniem musimy zagrać swoją najlepszą siatkówkę, aby pokonać ZAKSĘ. Obecnie nasi niedzielni rywale są jedną z czołowych ekip w Europie, ale wiem, że możemy z nimi wygrać. Mam nadzieję, że ta sztuka uda nam się w finale - zakończył Srećko Lisinac.