- Zespół poradził sobie bez Kasi Skowrońskiej i Kristin Hildebrand. Mamy w ostatnim czasie bardzo dużo meczów dlatego dziewczynom, które na co dzień biorą ciężar gry na siebie potrzebny był reset. Carolina Costagrande także grała na ćwierć gwizdka, albo jeszcze mniej, ponieważ również jest mocno obciążona atakiem. W związku z tym miała więcej zadań defensywnych. Jej rola polegała na bronieniu, przyjmowaniu i zagrywaniu. W ataku miały grać pozostałe siatkarki. Gdyby nie nerwowa końcówka w trzecim secie, zupełnie niepotrzebna, nasze założenia sprawdziłyby się w stu procentach - przyznał po spotkaniu Jacek Grabowski.
Zespół Impela Wrocław w drugiej partii musiał wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, aby rozstrzygnąć seta na swoją korzyść. Dość niespodziewanie, bowiem po drugiej przerwie technicznej przyjezdne prowadziły 17:10, jednak roztrwoniły przewagę pozwalając Pałacankom doprowadzić do remisu 21:21. - Trudno wytłumaczyć takie sytuacje. Wydawało się, że spokojnie dowieziemy prowadzenie do końca. Jak widać w siatkówce nigdy nie ma bezpiecznej przewagi, przekonaliśmy się już o tym wielokrotnie. Nie dotyczy to tylko żeńskiej siatkówki. Mówi się, że jest ona chimeryczna, ale w męskiej też takie rzeczy widziałem pracując w niej wiele lat. Nie można więc powiedzieć, że to tylko domena kobiet - stwierdził szkoleniowiec ekipy z Dolnego Śląska, pełniący w klubie również obowiązki prezesa.
Bohaterką wrocławskiego zespołu w meczu z Pałacem Bydgoszcz, pod nieobecność największych gwiazd, była Andrea Kossanjowa. Reprezentantka Czech, która dotąd nie miała zbyt wielu okazji do gry, z powodzeniem wzięła na siebie ciężar zdobywania punktów. Jej dobra postawa nie umknęła komisarzowi zawodów, który po spotkaniu nagrodził 22-latkę statuetką MVP. - Dla Kossanjowej był to bardzo trudny mecz, bo nie pamiętam kiedy ostatnio grała w pełnym wymiarze. Nie jestem pewien czy w ogóle grała. Wyszła w pierwszej szóstce i musiała pokazać się nie tylko w przyjęciu, ale też w ataku. Przez to mogła być trochę spięta. W końcówce drugiego seta to na niej spoczywała odpowiedzialność za wynik. Popełniła kilka błędów, ale to wszystko można złożyć na karb tych emocji, które jej towarzyszyły. Dobrze się stało, że dostała nagrodę MVP, bo trochę odetchnęła - stwierdził szkoleniowiec wrocławskiej drużyny.