Mateusz Sacharewicz i spółka rozstrzygnęli losy finału PlusLigi: Resovia może być dumna

BBTS Bielsko-Biała rozdał karty w ostatniej kolejce PlusLigi, dzięki czemu Asseco Resovia Rzeszów awansowała do finału, natomiast PGE Skra Bełchatów będzie walczyć o brązowy medal.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / WP SportoweFakty / Anna Klepaczko

WP SportoweFakty: Do dość niespotykanej sytuacji doszło przed waszym ostatnim spotkaniem w sezonie zasadniczym, bowiem mocno zainteresowani wynikiem byli rzeszowianie. Czuliście presję z ich strony?

Mateusz Sacharewicz: Resovia sama sobie zgotowała taki los, że musiała na nas liczyć. My po prostu przyjechaliśmy do Bełchatowa i powiedzieliśmy sobie, że chcemy zagrać fajne spotkanie, a to czy wygramy seta albo przegramy, a w finale zagra Skra czy Resovia, to tak naprawdę nas nie dotyczy. My chcieliśmy powalczyć z rywalem na tyle, na ile byliśmy w stanie. Może jak już tego seta wygraliśmy, to w Rzeszowie mogli otwierać szampana, natomiast w Bełchatowie zagościł smutek, to była przykra wiadomość. Przegraliśmy mecz, który mogliśmy wygrać, wtedy to byłaby sensacja, gdyby BBTS wygrał ze Skrą, niezależnie od składu rywali.

Wydawało się, że bełchatowianie byli mocno podenerwowani pod koniec tego pierwszego seta. 

- Ze Skrą gra się na tyle, na ile ona pozwala. Jeżeli udało nam się doprowadzić do nerwowej końcówki, to wiedzieliśmy, że presja będzie po ich stronie. My teoretycznie o nic nie walczyliśmy, bo to 11. miejsce mieliśmy zaklepane. Sama presja nie wystarcza, w Skrze są zawodnicy światowego formatu, dla nich taka sytuacja to codzienność. Nie wiem jak to się stało, że tego seta wygraliśmy, bo dosyć kiepsko gra nam się w nim układała. Myślę, że możemy wracać do domu w miarę zadowoleni, wstydu nie było.

Zaprezentowaliście trochę "młodzieńczej fantazji" w tych kluczowych momentach. Można to w ten sposób nazwać?

- Myślę, że tak. Na pewno z takimi zespołami gra się na luzie. Jak się przegra 0:3, to nie będzie to wielka sensacja, nie odbije się to wielkim echem. Nie ma się nic do stracenia, więc w takich chwilach trzeba próbować różnych akcji. Fajnie, że się udało, mieliśmy jedną szansę, wykorzystaliśmy ją i myślę, że teraz Resovia może być z nas dumna.

Po tej przegranej premierowej odsłonie morale rywali nieco spadły, bo nie mieli szansy na zrealizowanie celu. 

- Po pierwszym i drugim secie trener zrobił dużo zmian, bo widać, że chłopakom, delikatnie mówiąc, chyba się odechciało grać. Tak naprawdę ten mecz toczył się już tylko o zwycięstwo, o honor. Wiadomo, ze jeżeli się odpada z walki o finał mistrzostw Polski, to ciężko utrzymać motywację. Dał pograć rezerwowym i oni się bardzo fajnie pokazali. Nie mają zbyt wielu szans, muszą wykorzystywać każde swoje pięć minut na parkiecie, żeby udowodnić swoją przydatność. To też miało wpływ, aczkolwiek my też mieliśmy swoje szanse.

Ale ich nie wykorzystaliście, jak to się stało?

- Nie wiem, dlaczego z nas po pierwszym secie zeszło to ciśnienie, nie potrafię tego zrozumieć. Prowadziliśmy 1:0 z Bełchatowem, drugi set - mocne lanie. Ale trzecia i czwarta partia? Mieliśmy swoje szanse i trochę żałuję, że przegraliśmy. To byłby wielki sukces dla tego małego klubu z Bielska-Białej. Szkoda, bo następna szansa może być za sto lat.

Kończy się sezon zasadniczy i przed nami skrócone play-offy. Mecze o medale toczą się do trzech wygranych, natomiast te o niższą stawkę do dwóch. To lepiej dla was? Motywacja przy grze o takie lokaty z pewnością nie jest tak wysoka, jak przy potyczkach o medale.

- Chyba lepiej. Wiadomo, że zawsze jest fajnie zakończyć sezon zwycięstwem, ale czy to będzie 11. czy 12. miejsce, to nie będzie miało wielkiego wpływu na nasze głowy. Może działaczom będzie przyjemniej, że był progres o dwa miejsca względem zeszłego sezonu, aczkolwiek ambicja i tak jest urażona, chcieliśmy być w Top 10. Teraz gramy o to, żeby rok zakończyć jakimś pozytywnym akcentem, a po sezonie powiedzieć sobie, że zrobiliśmy ile się dało.

Przyjemniej jest grać play-offy, w których można ugrać więcej czy lepsza jest skrócona forma po długiej i wyczerpującej fazie zasadniczej?

- Ile głów, tyle opinii. Wiadomo, ze w tym sezonie, jakby wakacyjnym, są igrzyska olimpijskie, na które mam nadzieję chłopaki polecą. Same rozgrywki może nie są do końca obiektywne, ale z drugiej strony trzeba grać zawsze do końca na maksa. Przykład Cuprum - straciło z nami 6 punktów, z Effectorem Kielce, MKS-em Będzin. Zamiast walczyć o medale, będzie grać o piąte miejsce, więc myślę, że każdy mecz trzeba było grać na maksa. Dla nas lepszy był system ten, co w zeszłym roku, bo rzutem na taśmę mielibyśmy szansę wskoczyć do ósemki. Z drugiej strony rozgrywki są długie, każdy jest delikatnie zmęczony i chcemy po prostu zakończyć sezon pozytywnym akcentem i później przyjdzie czas na refleksje i podsumowanie tego, co zrobiliśmy dobrego, a w czym zawiedliśmy.

Rozmawiała Dominika Pawlik. 

#dziejesienazywo: Rekordowa frekwencja w Ekstraklasie. "Pokonaliśmy magiczną barierę"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×