O pojedynkach kędzierzyńsko-częstochowskich, sposobie na Włochów oraz zaaklimatyzowaniu w PlusLidzie rozmawiamy z Pawłem Zatorskim, libero częstochowian.
Kinga Popiołek: Druga wygrana w pięciu setach w ciągu dwóch dni. Chyba nie było łatwo?
Paweł Zatorski: Zdecydowanie nie było łatwo. Już końcówka czwartego seta pokazywała, że nogi odmawiały nam posłuszeństwa i naprawdę ciężko było dociągnąć ten mecz do końca. Starszym chłopakom wcale się nie dziwiłem, że ledwo łapali dech w piersiach. Ale i tak można podziwiać Andrzeja Stelmacha, Wojtka Gradowskiego czy Smilena Mljakowa za to, że oni to wytrzymali. My, mając 18 lat musimy wytrzymywać, bo to jest normalne chociaż i tak nie jest łatwo. Zagraliśmy jako zespół, nie poddaliśmy się po tym przegranym czwartym secie, kiedy Kędzierzyn złapał trochę wiatru w żagle, udowodniliśmy, że potrafimy walczyć.
Czy zespołowość i waleczność to główne przyczyny piątkowego sukcesu?
- Myślę, że to na pewno odegrało duże znaczenie, bo każdy z nas dołożył jakąś cegiełkę od siebie do tego sukcesu. Na pewno w naszym zespole są liderzy, którzy kończą bardzo ważne akcje, ale to jest też sztuka, żeby umieć się wkomponować w jedność, żeby osoby mające ciągnąć zespół potrafiły się porozumieć z osobami, które im pomagają.
Spotkanie przeciwko ZAKSIE było jednym z bardzo niewielu w bieżącym sezonie, kiedy utrzymaliście równy, wysoki poziom przez cały mecz.
- Zgadza się. Chęć wygrania oraz udowodnienia niektórym osobom, które w nas nie wierzą, a także chęć udowodnienia sobie, że jesteśmy zespołem, który potrafi walczyć sprawiły, że udało się rozegrać cale spotkanie na równym poziomie.
A może również chęć udowodnienia, że zwycięstwo w Pucharze Polski nad zespołem z Kędzierzyna, nie było przypadkowe?
- Też można to rozpatrywać w tym kierunku. Dla wielu osób tamta wygrana mogła wydawać się przypadkiem. Tak samo dla Kędzierzyna, gdzie Robert Szczerbaniuk skręcił kostkę i chłopaki trochę podłamani tym faktem, może myśleli, że w następnym spotkaniu przeciwko nam dołączy już do nich kolejny środkowy, a my się poddamy bez walki i przegramy. A jednak pokazaliśmy, że potrafimy grac przeciwko całemu zespołowi ZAKSY, udało się wygrać i z tego powodu się cieszymy.
Powróćmy jeszcze na chwilę do wcześniejszej fazy Pucharu Polski. Byliście już w poważnych opałach przegrywając wysoko pierwsze spotkanie, następnie dokonaliście wyczynu na miarę cudu i udało wam się awansować dalej. Teraz macie niewielką zaliczkę na awans do rundy następnej. Takie wydarzenia muszą powodować ogromną huśtawkę nastrojów i zróżnicowanie atmosfery...
- To nam na pewno nie pomaga. Każdy zespół chciałby grać jak najlepiej przez większość sezonu, a to, że nam czasami nie wyjdzie jakiś mecz, jest normalne. Nie ma zespołu, który będzie grał dobrze przez cały sezon i to można powiedzieć otwarcie. Sezon jest tak długi, że ciężko jest wytrzymać i kondycyjnie, i psychicznie. My jednak cieszymy się z tego, że zdarzają nam się mecze, w których potrafimy wygrać z lepszymi i lepiej notowanymi zespołami.
Przed wami dwumecz z Coprą Piacenza, za kilka dni pierwsze spotkanie, a wy macie 10 setów w nogach...
- Na pewno nie będzie łatwo, ale mamy teraz na szczęście około czterech czy pięciu dni przerwy, bo gramy dopiero w czwartek we Włoszech. Nie spędzimy jednak tego czasu na odpoczywaniu w łóżkach, chodzeniu po dyskotekach czy nie wiadomo gdzie. Spędzimy te dni na treningach w hali, siłowni, żeby być dobrze przygotowanym do następnych meczów. Także te dni treningów bez rozgrywania ważnych spotkań powinny nam pomóc.
Czy zaskoczycie w jakiś sposób Włochów?
- Nasz statystyk (Michał Mieszko Gogol – przyp. red.) już nad tym pracuje, niemalże co noc nie śpi i pod tym względem jest bardzo, bardzo wytrzymałym człowiekiem. O tym się nie mówi, ale to też trzeba podziwiać, bo on przygotowuje nas po kilkanaście godzin w tygodniu do meczów. Analizuje wiele spotkań każdego naszego przeciwnika, więc Piacenza będzie na pewno bardzo dobrze rozpisana. A wynik będzie zależał od tego, jak my zrealizujemy założenia, jakie wytyczą nam trener ze statystykiem.
Zakładając, że ligowa tabela nie ulegnie zbyt dużej modyfikacji i zakończycie rundę zasadniczą na 7 miejscu, to niewykluczone, że w I rundzie play-off traficie na... ZAKSĘ.
- Dokładnie tak. Myślę, że nie będziemy się nikogo, ani niczego bali. Przeciwnicy pewnie podejdą do tego tak samo. Runda zasadnicza rządzi się swoimi prawami, a play-offy swoimi. Ja na ten temat się nie mogę wypowiadać do końca, bo to jest mój debiutancki sezon w lidze, nie przeżyłem jeszcze pełnego sezonu rozegranego "na fali" i na takim poziomie. A jak będzie, to zobaczymy. Jeśli trafimy na Kędzierzyn, to na pewno będą to ciężkie i ciekawe boje.
Czyli można powiedzieć, że jesteś już w lidze całkowicie zaaklimatyzowany?
- Tak, czuję się zaaklimatyzowany. Na pewno zdarzają mi się jeszcze słabsze mecze, ale nie ma osoby, która będzie grała zawsze równo.