Krzysztof Ignaczak: Może w przyszłym roku

W krakowskim Final Four Ligi Mistrzów Asseco Resovia Rzeszów zajęła miejsce poza podium. W meczu o brąz poległa z Cucine Lube Bance Marche Civitanova 2:3.

Monika Skrzyniarz-Gwizdała
Monika Skrzyniarz-Gwizdała
WP SportoweFakty / Asia Błasiak

Tegoroczna edycja Ligi Mistrzów nie była szczęśliwa dla przedstawicieli PlusLigi. Po tym jak z play-offowej rywalizacji odpadł Lotos Trefl Gdańsk oraz PGE Skra Bełchatów wszystkie nadzieje na medal były pokładane w Asseco Resovii Rzeszów, która będąc organizatorem finałowych zmagań miała pewne miejsce w Final Four.

Choć mistrzowie Polski dzielnie walczyli, turniej zakończyli na czwartym, ostatnim miejscu. Podczas rozgrywek zmuszeni byli uznać wyższość Rosjan w półfinale oraz Włochów w meczu o 3. lokatę.

- Było blisko. Na pewnym poziomie trzeba trzymać się rytmu, a my potrafiliśmy go zgubić. Zarówno z Zenitem, jak i z Civitanova mieliśmy swoje szanse, ale ich nie wykorzystaliśmy. Nie potrafiliśmy złapać rytmu grania i traciliśmy punkty w serii. Z takimi klasowymi przeciwnikami gra się trudno, bo ich presja jeżeli chodzi o zagrywkę jest potężna. Tutaj te zespoły prezentują najwyższy ze światowych poziomów. Fajny turniej, fajnie się grało. Szkoda, że zakończyliśmy go przegraną. Całe siły i serducho zostawiliśmy na parkiecie. Pozostaje nam bić się o mistrza Polski - mówił chwilę po przegranym meczu o brąz z Cucine Lube Banca Marche CivitanovaKrzysztof Ignaczak - zawodnik Pasów.

Na najwyższym stopniu podium po kapitalnej wymianie ciosów z młodym zespołem Trentino Volley, podobnie jak w ubiegłym roku stanął rosyjski gwiazdozbiór ze stolicy Tatarstanu. - Zenit jest drużyną, która przyjmuje na 5-6 metr, a mimo to utrzymuje skuteczność w ataku na poziomie 70 proc. Ma niesamowitych skrzydłowych. Jest tam nasz "rodak", który robi ogromną różnicę, zarówno w ataku jak i zagrywce. Mają Andersona i Michajłowa, którzy w połączeniu dają pozytywny efekt. Na dzień dzisiejszy jest to najmocniejszy zespół na wysokich piłkach - mówił o podstawach sukcesu świeżo upieczonych złotych medalistów Ligi Mistrzów sezonu 2015/2016.

- Może w przyszłym roku ten Kazań w końcu... Mówi się do trzech razy sztuka, może w przyszłym roku uda nam się znowu na nich trafić i pokonać ich w półfinale czy też w finale. Wiadomo lepiej w finale, co byłoby podsumowaniem tego wszystkiego. Tegoroczny Final Four to już historia. Przed nami kolejne wyzwania, jakim są mistrzostwa polski - dodał podkarpacki libero wspominając ubiegłoroczny finał siatkarskiej Champions League, w którym to Asseco Resovia również musiała przełknąć gorycz porażki z Zenitem Kazań lecz dopiero w finale.

Po raz pierwszy w historii europejskich zmagań rzeszowski klub podjął się organizacji finałów. Europejska rywalizacja z mistrzami Polski w roli głównej przyciągnęła łącznie 46 137 widzów. - Dziękujemy kibicom, którzy byli z nami i mocno nas wspierali. Naprawdę stworzyli fantastyczną atmosferę, przy której grało się pierwszego dnia, jak i drugiego. Zdzierali gardła i należą im się ogromne brawa - zakończył chwaląc swoich kibiców doświadczony zawodnik Asseco Resovii.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×