Choć każdy medal wydaje się być dla sportowca nagrodą za wysiłek i mnóstwo wyrzeczeń, trudno przewidywać, by po ostatnich wydarzeniach siatkarze PGE Skry możliwość gry o brąz traktowali w kategoriach błogosławieństwa. Bełchatowianie byli bowiem o włos od gry w wielkim finale, a do pełni szczęścia zabrakło im jednego seta. Przegranie partii z BBTS-em Bielsko-Biała w ostatniej serii spotkań sezonu zasadniczego sprawiło, że mimo zwycięstwa 3:1, miejsce w walce o złoto Żółto-Czarni oddali Asseco Resovii Rzeszów.
O braku motywacji w walce o trzecie miejsce w stawce mowy być oczywiście nie może, ale podopieczni Philippe Blaina liczyli na znacznie więcej, a przełknąć musieli gorzką pigułkę. - Skra miała wszystko w swoich rękach, potknęła się na ostatniej prostej i myślę, że zawodnikom wciąż jest trudno z taką świadomością. To wymaga czasu, a oni nie mają czasu. Nie wiem, czy dziesięć dni im wystarczy - przyznał w rozmowie z WP SportoweFakty Stephane Antiga, który bełchatowskie środowisko zna przecież doskonale.
W nieco innej sytuacji wydaje się być Lotos Trefl Gdańsk, który w pewnym momencie również wydawał się być mocnym faworytem do gry w finale, ale swoje szanse zmarnował dużo wcześniej niż PGE Skra. Zespół z Trójmiasta ma jednak za sobą bardzo ciężki sezon, pierwszy z grą na wszystkich możliwych frontach (w tym w Lidze Mistrzów) i - jak na brak poważnych wzmocnień - spisywał się bardzo dobrze. W związku z tym dla ekipy Astasiego podtrzymanie pewnego status quo z poprzednich rozgrywek, czyli awans do najlepszej czwórki, już samo w sobie jest potwierdzeniem dobrze wykonanej pracy.
Gdańszczanie zdają sobie zresztą sprawę, że nie będą faworytem w rywalizacji z PGE Skrą. - My znakomicie znamy ten zespół. Wiemy, że w tej drużynie są pewne problemy, ale kompletnie się tym nie zajmujemy. Uważam jednak, że biorąc pod uwagę same umiejętności, to zespół z Bełchatowa jest najlepszy w PlusLidze. Będzie nam trudno z nimi rywalizować, ale to jest sport i wszystko jest możliwe - przyznał włoski szkoleniowiec Lotosu Trefla.
Siatkarzom z województwa pomorskiego w dwóch pierwszych meczach może być o tyle trudniej, że pod znakiem zapytania stoi udział w nich Mateusza Miki. Reprezentant Polski od dawna zmaga się z problemami z kolanem. W ostatnim czasie dolegliwości przybrały jednak na sile i decyzja odnośnie gry w Hali Energia mistrza świata z 2014 roku zapaść może w ostatniej chwili. - Mam nadzieję, że nam pomoże. To niesamowicie ważne ogniwo naszej drużyny - podkreślił Anastasi.
Lotos Trefl ma jednak doświadczenie w wykorzystywaniu problemów PGE Skry. Przed rokiem, w półfinale PlusLigi wyraźny spadek formy bełchatowian pomógł Gdańszczanom w awansie do finału. Zespół z Trójmiasta na terenie rywala wygrał wtedy dwukrotnie (3:2 i 3:0). Już w tym roku Murphy Troy i spółka byli z kolei w stanie wykorzystać zmęczenie po udanym dla rywala, ale wyniszczającym fizycznie, turnieju finałowym Pucharu Polski i ograć PGE Skrę u siebie 3:0.
Bełchatowianie mają więc za co zrewanżować się niewygodnemu przeciwnikowi. Poza tym chcieliby zapewne kontynuować występy w Champions Legague, a tego zaszczytu dostąpią tylko medaliści PlusLigi. - Byliśmy blisko spełnienia naszych marzeń, ale teraz musimy skupić się na grze o brąz, bo jednak najgorsze w sporcie jest to czwarte miejsce. Nie będziemy już na pewno mistrzem, ale wciąż mamy o co grać - zaznaczył Blain, który szkoleniowcem PGE Skry został w ostatnich dniach marca. Czy pierwszy miesiąc pracy na nowym stanowisku francuski trener zakończy zdobyciem swojego premierowego medalu w PlusLidze?
PGE Skra Bełchatów - Lotos Trefl Gdańsk / czwartek 21.04.2016 r., godz. 18:00 i piątek 22.04.2016 r., godz. 18:00