WP Sportowe Fakty: Dwa spotkania finałowe zakończyły się imponującym wynikiem dla ZAKSY. Co może pan powiedzieć o tym dwumeczu?
Grzegorz Pająk: Wyniki robią wrażenie i wydaje się, że wygraliśmy łatwo, a wcale tak nie było. Staramy się cały czas napierać na przeciwnika, żeby czuł, że my mu nie damy wygrać meczu. Jeżeli Resovia chce nas pokonać, to musi zagrać dużo lepiej niż my dotychczas. Jednak mam nadzieję, że jesteśmy na to przygotowani, bo intensywnie szykowaliśmy się na te finały przez ostatnie dwa tygodnie. Wiedzieliśmy, że czekają nas bardzo ciężkie spotkania i to, że dwukrotnie wygraliśmy po 3:0 nie znaczy, że nie wkładamy w nie siły i nie tracimy przez to wielu emocji.
Przed rozpoczęciem rywalizacji finałowej pojawiały się głosy, że będzie to pojedynek ZAKSA Kędzierzyn-Koźle vs. Bartosz Kurek. Jak pan to skomentuje?
- Tak się mówi, że Asseco Resovia Rzeszów to Bartek Kurek. Faktycznie gra dobrze, ale w siatkówce rzadko się zdarza żeby jedna osoba wygrała całe spotkanie, bądź cały play-off. Resovia to zespół złożony ze świetnych nazwisk i jest ciągle groźny. My obecnie gramy dobrze i może zespół z Rzeszowa nie miał możliwości rozwinięcia skrzydeł, ale nie traćmy czujności i bądźmy ciągle gotowi na to, że ta drużyna się obudzi i będzie stawiała wysokie wymagania.
Przypomina sobie pan, kiedy ostatni raz Asseco Resovia Rzeszów prezentowała taki poziom gry, jak obecnie?
- Nie mnie tu oceniać, czy grają słabo. Musimy patrzeć na siebie. Cieszymy się z tego, że mamy bardzo dużą zaliczkę, bo wygraliśmy dwa mecze u siebie. Teraz Resovia ma "pałeczkę" po swojej stronie. Jedziemy do nich i to oni będą musieli udowodnić przed swoją publicznością, że jeszcze będą chcieli walczyć w tym finale. Jedziemy na Podpromie, postawimy wszystko, aby wygrać i zakończyć tę rywalizację jak najszybciej.
Oba mecze finałowe rozpoczęły się podobnie, kilkupunktową stratą ZAKSY, która już po chwili została zniwelowana. To jeden z przykładów zespołowości, która jest waszą największą siłą?
- Mamy zespół bardzo dobrych zawodników - aktualnie najlepszych na świecie na swoich pozycjach. Pierwszy set pierwszego finału był troszeczkę nerwowy i dopiero kiedy emocje opadły, weszliśmy na swój poziom, który prezentowaliśmy podczas treningów przez ostatnie dwa tygodnie. Wówczas Asseco Resovii ciężko było się pozbierać. ZAKSA to przede wszystkim zespół złożony z czternastu zawodników, którzy na treningach wkładają mnóstwo pracy po to, żeby ta gra wyglądała tak, jak w tych dwóch dotychczasowych spotkaniach finałowych.
Na finały szykowani byliście mówiąc potocznie standardową "szóstką", która grała cały sezon. Tymczasem na rozgrzewce wydarzyło się coś niemiłego.
- Łukaszowi Wiśniewskiemu przydarzył się drobny uraz. Trenerzy nie chcą ryzykować. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i Łukasz we wtorek wystąpi, bo to jest przykre dla zawodnika, który cały sezon gra w pierwszej "szóstce" i nagle na rozgrzewce przed pierwszym meczem finałowym doznaje urazu. Podczas upadku lekko zabolała go noga. Jednak lepiej dmuchać na zimne, niż prowokować to do większej kontuzji. Decyzja naszego sztabu była więc jak najbardziej zrozumiała. Ale w ZAKSIE wypada jedna osoba, wchodzi następna i jak widać, gra się nie zmienia. Cały czas wygląda bardzo dobrze i oby tak dalej.
Będziecie mieli jeszcze czas na regenerację sił przed kolejnym, być może decydującym starciem finałowym?
- Sobota została zaplanowana jako dzień wolny. W niedzielę mamy krótką siłownię, która ma za zadanie podtrzymać dyspozycję, którą wypracowaliśmy jakiś czas temu. Następnie mamy trening poparty analizą dwóch finałowych spotkań i będziemy się przygotowywać na to trzecie. W poniedziałek ruszamy do Rzeszowa i tam będziemy mieli również delikatny trening.
W Kędzierzynie-Koźlu kibice mają jeszcze w głowach finał sezonu 2012/2013, kiedy to ZAKSA mogąc zakończyć rywalizację już wcześniej, w piątym spotkaniu przegrała złoto na rzecz Asseco Resovii Rzeszów. W tym roku nikt nie dopuszcza takiego scenariusza.
- Nie chcemy do siebie dopuszczać takiej myśli, ale nie chcemy także jechać bardzo pewni do Rzeszowa. Cały czas jesteśmy spokojni. Po drugim meczu trener krótko powiedział, że zrobiliśmy drugi krok. Obecnie jesteśmy skupieni na tym, co będzie się działo we wtorek. Aby zdobyć mistrzostwo Polski trzeba wygrać trzy spotkania i tyle. Brakuje nam jeszcze jednego, ale jesteśmy na dobrej drodze, by rywalizację zakończyć we wtorek. Jeżeli nam się nie uda, to może być w środę.
Jedno spotkanie dzieli was od mistrzostwa Polski. Bliżej być nie może, zdajecie sobie z tego sprawę?
- Takie myśli dopuścimy do siebie, jeżeli wygramy w Rzeszowie mecz. Wtedy będzie wielka radość, że jesteśmy mistrzami Polski. Znam chłopaków, większość z nich wygrywało już podobne trofea. Wygrajmy trzeci mecz i dopiero będziemy o tym mówić i się cieszyć: my, kibice, miasto. Wtedy to nawet i tydzień możemy świętować.
Pańska przyszłość klubowa jest na ten moment wyklarowana, prawda?
- Nie chciałbym mówić, bo sam nie wiem. Klub w słowach prezesa wyraził się, że jest bardzo zadowolony, trener tym bardziej, więc zostaje kwestia tylko i wyłącznie dogadania się. Czekam na takie rozmowy, ale mamy obecnie okres finałów. Nie chcemy o takich rzeczach myśleć i skupiamy się na treningu. Tym bardziej jeżeli dostałem gwarancję prezesa i trenera to jestem spokojny i czekam.
Pański klubowy kolega z Kielc, Mateusz Bieniek podpisał wstępną umowę z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, zapewne pan o tym słyszał?
- Wyczytałem z prasy. Z tego co wiem to Mateusz jest po rozmowach wstępnych i chciałby przyjść do ZAKSY. Bardzo mu się tu podoba. Słyszał dużo pozytywnych opinii o Kędzierzynie-Koźlu, bo raczej inne się nie pojawiają. O trenerze, o organizacji, o atmosferze w klubie, o atmosferze w zespole. Dla niego jest to jak najbardziej udany krok, wydaje mi się, że już wcześniej powinien go wykonać, ale jak wiemy były problemy z kontraktem. Najwyższy czas dla Mateusza żeby wejść na ligowe salony i grać na najwyższym poziomie.
Nie sposób nie zapytać o pańską osobliwą koszulkę termoaktywną [z motywem Spidermana - red]. Gdzie można taką kupić?
- Ja ją dostałem w prezencie, więc chyba trzeba od kogoś dostać. To idealnie trafiony prezent urodzinowy od mojego dobrego kolegi. Odkąd zacząłem ją ubierać, a minął już bodajże rok, przynosi mi szczęście. Nie ubieram jej też za często, żeby szala wygranych była po stronie tej koszulki termicznej. Wszyscy mi mówią, że ją mam zakładać, kiedy gramy takie ważne mecze. W czwartek ją specjalnie przepierałem pod kranem, żeby na piątek była świeża. Ale po drugim meczu finałowym zostanie wyprana w pralce i na wtorek będzie czyściutka.
Rozmawiała Anna Kardas