Marek Bobakowski: W polskiej siatkówce już dawno nie panował taki pesymizm (komentarz)

Przegrany Memoriał Wagnera, kiepski sparing z Iranem, problemy zdrowotne Mateusza Miki. A to wszystko w przeddzień walki o awans na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Jakub Piasecki/Cyfrasport Newspix / Jakub Piasecki/Cyfrasport

Zima/wiosna 2016. Rozmawiam z ludźmi z siatkarskiego środowiska - Ireneuszem Mazurem, Ryszardem Boskiem, Zbigniewem Zarzyckim. Nieoficjalnie, towarzysko, na luzie. Zawsze schodzimy na temat walki o miejsce w turnieju olimpijskim w Brazylii. Nic dziwnego, przecież Rio de Janeiro to najważniejszy cel w 2016 roku. Po świetnej grze w styczniu w Berlinie, jest optymizm.

- Przecież w Japonii (właśnie w tym kraju, w sobotę nad ranem polskiego czasu rozpocznie się turniej kwalifikacyjny - przyp. red.) nie można nie awansować - słyszę od moich rozmówców. - Z zawiązanymi oczami wygramy z egzotycznymi rywalami. To nie ten poziom, aby mistrzowie świata mieli jakiekolwiek problemy. Można zaliczyć jedną wpadkę. Ale nie trzy, cztery z rzędu!

Minęło kilka tygodni. Chłopcy Stephane'a Antigi przegrali Memoriał Huberta Jerzego Wagnera (bo tak trzeba nazwać trzecie miejsce), ulegli kadrze Iranu podczas sparingu już na miejscu w Tokio. Kiepska sprawa. Mimo wszystko nie spodziewałem się, że te potknięcia aż tak wpłyną na atmosferę wśród kibiców. Trzykrotnie przecierałem oczy, gdy zerknąłem na wyniki sondy umieszczonej na WP SportoweFakty.
Ponad 3,5 tysiąca głosujących, to już całkiem reprezentatywna próbka statystyczna. 49 procent nie wierzy w Biało-Czerwonych? Ludzie, przecież naszymi rywalami są m.in.: Wenezuelczycy, Chińczycy, Kanadyjczycy... Naprawdę jesteście w stanie sobie wyobrazić, że przegrywamy z tymi zespołami? Macie aż tak bujną wyobraźnię? Co się z wami dzieje? Dlaczego nie wierzycie?

Ostatni raz tak słabo (a nawet jeszcze słabiej) podczas Memoriału Wagnera zaprezentowaliśmy się w 2011 roku. Pamiętam, jak mocno zdenerwowani zawodnicy i członkowie sztabu szkoleniowego z Andreą Anastasim na czele czmychali zamkniętymi korytarzami katowickiego "Spodka", aby tylko nie natrafić na nas - czekających na wyjaśnienia dziennikarzy. Jeden set, w trzech meczach, a na dodatek porażka (0:3) z Czechami - wydawało się, że jesteśmy na dnie. Trzy tygodnie później świętowaliśmy w Wiedniu brązowy medal mistrzostw Europy. To tyle w kwestii poważnego podchodzenia do wyników turniejów i meczów towarzyskich.

"Jesteśmy mistrzami świata, to nas powinni się wszyscy bać, a nie my mieć obawy przed średniakami. Ogarnijmy się!" - niech słowa jednego z moich szacownych rozmówców będą najlepszym motto na nadchodzące dni.

PS
Z przerażeniem obserwowałem to, co w Boże Ciało działo się w Arłamowie. Michał Kołodziejczyk doskonale opisał atmosferę, kto nie czytał, koniecznie musi nadrobić zaległości:

Michał Kołodziejczyk: Arłagedon (felieton)

Na całe szczęście siatkarze mogli w spokoju przygotowywać się do arcyważnego turnieju. Dobrze, że nikt z PZPS-u nie wpadł na pomysł, aby sprzedawać w hotelu, w Spale noclegów pod hasłem "Bliżej Mistrzów". Uff...

ZOBACZ WIDEO #dziejesienazywo. Siatkarze walczą o igrzyska. Jesteśmy pewni sukcesu, ale "awans będzie trzeba wyszarpać"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×