Domex Tytan AZS Częstochowa – Copra Piacenza 3:0 (25:22, 25:20, 25:23)
AZS Częstochowa: Stelmach, Bartman, Nowakowski, Gradowski, Wiśniewski, Mljakow, Zatorski (libero) oraz Gunia, Drzyzga.
Copra Piacenza: Meoni, Marshall, Bjelica, Grassano, Rak, Pampel, Durante (libero) oraz Boninfante, Dunnes, Zlatanov, Insalata.
Po zwycięstwie w Piacenzy, przed podopiecznymi Radosława Panasa otworzyła się niepowtarzalna szansa na awans do najlepszej "ósemki" Starego Kontynentu. Wielu kibiców obawiało się jednak, czy "Akademicy" uniosą na swoich barkach niezwykłą presję i ciśnienie związane z rewanżowym spotkaniem. Już pierwsze akcje pokazały, że częstochowianie podołają temu zadaniu.
Od początku pierwszej partii częstochowianie niesieni dopingiem kibiców grali koncertowo i dyktowali warunki gry. W ataku nie było mocnych na Zbigniewa Bartmana i Smilena Mljakowa, na których Włosi długo nie mogli znaleźć patentu. Podopieczni Angelo Lorenzettiego, mając nóż na gardle, potrafili jednak skutecznie odpowiedzieć i w głównej mierze za sprawą Leonela Marshalla oraz Novicy Bjelicy, ekipa z Piacenzy dotrzymywała kroku gospodarzom. Częstochowianie nie zwalniali jednak tempa i z każdą kolejną akcją zarysowywała się ich coraz większa dominacja. "Piętą achillesową" zespołu z Półwyspu Apenińskiego, podobnie, jak w pierwszym spotkaniu było przyjęcie. Nękany zagrywkami był przede wszystkim Leonel Marshall, który długo był bezradny i po jego dwóch katastrofalnych przyjęciach, na tablicy wyników zrobiło się 18:12 i o czas zmuszony był poprosić trener Angelo Lorenzetti. Przerwa nie przyniosła, jednak oczekiwanego skutku i nie wybiła "Akademików" z uderzenia. Po ataku Zbigniewa Bartmana częstochowianie prowadzili już 24:17 i będąc już myślami przy drugim secie, na własne życzenie zgotowali kibicom emocjonującą końcówkę. W polu zagrywki zameldował się Leonel Marshall i znacznie uprzykrzył życie częstochowianom. Nadarzające się kontrataki na punkty zamieniali, czy to Christian Pampel, czy rekonwalescent, Hristo Zlatanov, a dodatkowo raz uśmiechnęło się szczęście do kubańskiego przyjmującego. Sytuacja powoli wymykała się z rąk gospodarzy, jednak w decydującym momencie przy stanie 24:22 nie pomylił się Smilen Mljakow i pierwsza partia padła łupem miejscowych.
W drugiej odsłonie, podopieczni Radosława Panasa nie spuścili z tonu i znów przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Włosi do pewnego momentu stawali jednak silny opór, jednak tylko do pewnego momentu. Kluczem do zwycięstwa częstochowian okazał się blok. Przy stanie 18:17, Copra zupełnie stanęła, a bezradny był w szczególności Hristo Zlatanov. Naturalizowany Włoch długo nie mógł sforsować częstochowskiego bloku i w trzech kolejnych akcjach, otrzymał efektowne "czapy". Przy stanie 21:17, gwóźdź do trumny rywali wbił jeszcze swoją zagrywką Zbigniew Bartman, który piekielnie mocne serwisy w przekroju całego pojedynku siały postrach w szeregach rywali. Z Włochów wyraźnie uszło powietrze i w rezultacie gospodarze objęli prowadzenie 2:0.
Trzecia odsłona długo toczyła się pod dyktando częstochowian, którzy wyraźnie zwietrzyli szansę i szybko zamierzali pogrążyć rywala. Przy stanie 7:2 po autowym ataku Zlatanova, częstochowianie praktycznie witali się już z gąską. Włoski zespół nie powiedział jednak ostatniego słowa i po kilku udanych kontratakach, czy skutecznych serwisach autorstwa Insalaty oraz Zlatanova, przewaga gospodarzy szybko stopniała. Podopieczni Angelo Lorenzettiego przebudzili się i w końcówce przejęli inicjatywę. Tego dnia nie było jednak mocnych na częstochowian, którzy spisywali się, jak w transie. Przy stanie 20:20 Włochów swoim serwisem skarcił Piotr Nowakowski. Serwisy młodego środkowego zaowocowały m.in przechodzącą piłką, którą wykorzystał Łukasz Wiśniewski i "Akademicy" byli o krok od raju. Podopieczni Radosława Panasa nie zmarnowali okazji, a kropkę nad "i" atakiem z drugiej linii postawił Zbigniew Bartman i pękająca w szwach Hala Polonia oszalała z radości.
Historia lubi się zatem powtarzać. Rok temu w podobnym położeniu, co ekipa z Piacenzy znalazła się Iskra Odincowo. Pieniądze, wielkie nazwiska i pewność siebie nie poszła jednak w parze z wynikiem, gdyż w obu przypadkach, to częstochowianie okazywali się lepsi. Młody, gniewny zespół Radosława Panasa wciąż zadziwia siatkarską Europę i robi prawdziwą furorę. Następnym przystankiem w drodze do Pragi będzie Itas Diatec Trentino…