WP SportoweFakty: IBB Polonia Londyn ma za sobą znakomity rok, w którym zdobyła mistrzostwo i Puchar Anglii. Czy to najlepszy sezon w historii klubu?
Bartłomiej Łuszcz: To prawda. Udało nam się wygrać fazę zasadniczą ekstraklasy, notując tylko jedną porażkę. W play-off nie daliśmy się już pokonać i sięgnęliśmy po mistrzostwo, a jeszcze wcześniej zdobyliśmy krajowy puchar, dlatego ten sezon na pewno okazał się dla nas bardzo udany. Tak naprawdę, z naszego punktu widzenia, było to już jednak bardzo dawno teamu i zbyt często do tego nie wracamy. Teraz skupiamy się na przyszłości, bo czekają nas zupełnie nowe wyzwania, w tym występy w Pucharze Challenge CEV.
Czy IBB Polonia Londyn polskim klubem jest przede wszystkim z uwagi na historię i tradycję, czy o jej siatkarskiej sile świadczą właśnie Polacy?
- W minionym sezonie pół składu stanowili Polacy lub zawodnicy z polskimi korzeniami. Jesteśmy jednak otwarci na graczy innych narodowości. Staramy się za każdym razem budować jak najmocniejszy skład. W Anglii pojawiają się siatkarze z całego świata, więc szukamy również dalej. Poza tym coraz szersze kręgi wiedzą o tym, że u nas można grać w siatkówkę. Powoli rośnie świadomość tego, że w Anglii jest siatkówka i wygląda coraz lepiej. Od jakiegoś czasu stara się o to dbać również siatkarska federacja, bo przez wiele lat Anglia nie miała nawet reprezentacji, a specjalnie przed Igrzyskami Olimpijskimi w Londynie pojawił się Team Great Britain. Teraz jest już regularna drużyna narodowa Anglii, która wystartowała nawet w eliminacjach do mistrzostw Europy w 2017 roku i w swojej grupie przegrała dwa mecze: z Norwegią i Izraelem, ale pokonała Węgry, więc coś się ruszyło.
My staramy się być konkurencyjni na tyle, na ile możemy. Grali u nas na wypożyczeniu siatkarze z drużyny PGE Skry Bełchatów występującej w Młodej Lidze. Współpracujemy z londyńskimi uczelniami pomagając zawodnikom w zdobyciu stypendiów. Siatkarze rozmawiają ze sobą i jeśli mieliśmy w drużynie Australijczyka to w Australii już wiedzą, że można u nas grać. Podobnie jest z innymi krajami. Musimy przede wszystkim pokazać, że jesteśmy ambitnym klubem i warto się u nas ogrywać, na przykład młodym zawodnikom, którzy na kontynencie mieliby mniejszą szansę na grę bez odpowiedniego doświadczenia. U nas teraz będą mogli pokazać się w europejskich pucharach - to powinno pomóc.
Jak w takim razie idzie budowanie składu na ten historyczny sezon, w którym zadebiutujecie w rozgrywkach CEV?
- Staramy się zachować trzon zespołu. Celem jest, aby pięciu z sześciu siatkarzy z wyjściowego składu zostało z nami. Odchodzi emerytowany już zawodnik, Brazylijczyk Lucio Oro, który od samego przyjścia do klubu wykazywał się olbrzymim zaangażowaniem i przywiązaniem do Polonii. To bardzo doświadczony siatkarz, który wiele lat grał we Włoszech (m. in. Bre Banca Lanutti Cuneo - przyp. red.). Występował też w juniorskiej reprezentacji Canarinhos, a ostatni mecz zagrał w niej z Polską w finale mistrzostw świata juniorów w 1997 roku. Kończy już jednak z graniem i w przyszłym sezonie będzie drugim trenerem w ekipie Berlin Recycling Volleys.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Lawina transferowa z udziałem Biało-Czerwonych. "Już nikt nie boi się inwestować w Polaków"
W większości klubów w Europie kadry zamyka się bliżej końca poprzedniego sezonu niż początku kolejnego. U nas jest z tym trochę inaczej, choć my musimy się teraz dobrze przygotować z uwagi na nowe wyzwania. W niektórych zespołach w Anglii jest jednak tak, że drużyny spotkają się dwa tygodnie przed startem ligi i to musi im wystarczyć.
Jakie wiążecie nadzieje ze startem w Pucharze Challenge?
- Na pewno będzie to szansa do promocji i pokazania się w Europie. W 1/16 Challenge Cup zagramy z drużyną z Węgier albo Cypru. To dobrze, bo nie będzie to daleki, a w związku z tym i bardzo drogi, wyjazd. Wiadomo, fajnie byłoby wybrać się do Rosji, ale to są olbrzymie koszty logistyczne, z których pokryciem moglibyśmy mieć problem.
Cieszymy się bardzo, że jeden mecz zagramy w Bełchatowie. To będzie znakomita okazja, żeby odpowiednio wystartować i skorzystać z wiedzy i doświadczenia PGE Skry, która jest naszym klubem partnerskim od 2013 roku. U nas problemem jest już sama hala, która nie spełnia wszystkich wymogów CEV, chociażby w zakresie jasności. Ale są inne możliwości, inne obiekty, które można wynająć, dlatego dobrze, że to pierwsze spotkanie zagramy w Polsce i zobaczymy tę organizację na najwyższym poziomie, dzięki czemu później będzie nam już dużo łatwiej.
Chcemy Bełchatów i polską siatkówkę pokazać też innym, w tym potencjalnym sponsorom, żeby mieli świadomość, jakie to mogą być emocje i jakie zainteresowanie. Anglicy nie znają takiej siatkówki, a póki czegoś nie zobaczą to trudno ich do czegokolwiek przekonać. Udział w Pucharze Challenge to dla nas przede wszystkim olbrzymia szansa na rozwój, na wykonanie kolejnego kroku w drodze do budowy profesjonalnego klubu.
Kibicuj Polakom podczas Final Six LŚ w Krakowie! Bilety są jeszcze dostępne
Start w europejskich pucharach to pomysł krajowej federacji czy wasz?
- Absolutnie nasz. Oczywiście mamy wsparcie siatkarskiej centrali, ale to my chcieliśmy coś zmienić i wystartować w rozgrywkach organizowanych przez CEV. To jest okazja dla nas, ale też dla całej angielskiej siatkówki.
Zdajecie sobie na pewno sprawę z tego, że rozgrywki pucharowe w siatkówce nie są dochodowe. Mimo to chcecie wystartować. Dlaczego?
- To jest przede wszystkim świetna okazja do promocji, do pokazania się Europie, ale też udowodnienia w kraju, że można wyjść poza krajową ligę i grać o coś więcej. W pierwszym roku wydamy na to kupę kasy, bo to są setki tysięcy złotych i tak naprawdę nic nie będziemy z tego mieli, bo wiadomo, że nie ma nagród finansowych. Co innego, gdyby było tak jak w piłce nożnej, gdzie sponsor wie, że inwestuje, bo może mu się to zwrócić. W siatkówce w pucharach nie ma nagród, ale w naszym wypadku to zupełnie inna inwestycja, w przyszłość i rozwój, więc chcemy ją wykorzystać na maksa. Dla wszystkich zainteresowanych, łącznie z federacją, będzie to bardzo dobra okazja do rozwoju. Skorzystają na tym zresztą pewnie również inne zespoły. Tutejsze kluby muszą bowiem coś sprzedawać potencjalnym sponsorom. Jeżeli one będą sprzedawać angielską ligę to za dużo z tego nie wezmą, albo nie sprzedadzą w ogóle. My sprzedajemy w IBB Polonii przyszłość. Mówimy: słuchajcie, to jest Polska, tak wygląda siatkówka w Polsce. W związku z tym chcę też, żeby inne kluby przyjechały, na przykład z tymi potencjalnymi sponsorami czy osobami, które chcą się w siatkówkę zaangażować, i zobaczyły jak to może wyglądać. I to ma szansę zadziałać, bo my tak robiliśmy, chociażby przy okazji Memoriału Wagnera. Dwa lata temu w Krakowie była na tej imprezie federacja angielska, w tym roku jej przedstawiciele przyjechali na finały Pucharu Polski we Wrocławiu. Przywozimy, pokazujemy, oni się uczą, inspirują - dążymy do tego, żeby to Polacy nauczyli Anglików grać w siatkówkę.[nextpage]Współpraca "eventowa" z PGE Skrą, sparingi, wzajemne zaproszenia to jedno, ale jak wasza relacja wygląda od kuchni?
- Sprawy załatwiane są głównie telefonicznie lub przy udziale kanałów takich jak Facebook. Nie ma z tym najmniejszego problemu. Jestem w stałym kontakcie z dyrektorem marketingu PGE Skry, Tomaszem Koprowskim. Był on w Londynie kilkukrotnie, prywatnie i służbowo i to on jest właśnie moim kontaktem, ale jeżeli potrzebuję dotrzeć do prezesów Stawinogi czy Piechockiego to nie mam z tym problemu. Spotykamy się przy różnych okazjach, spędzamy razem czas, wtedy jest pole do wymiany pomysłów, tak jak w przypadku tego meczu w Pucharze Challenge. Prezes Piechocki powiedział: Jasne, jeżeli tylko CEV się zgodzi, zapraszamy. Dlatego razem robimy tak naprawdę małe i duże rzeczy. Przede wszystkim zadajemy pytania dotyczące kwestii, w których chcemy się rozwijać, tak jak wizerunek klubu czyli obsługa sponsorów, realizacja ich oczekiwań, sprawy związane z dostawcami, rozstawianie reklam w hali, relacje z kibicami i zwiększanie ich bazy. Idziemy teraz bardziej w tę stronę, bo mamy sztab trenerski, który od strony sportowej bardzo dobrze sobie radzi. Relacja z PGE Skrą jest tak dobra, że nie ma ani za małych ani za dużych spraw, żebyśmy nie mogli ich przegadać. Nie jest tak, że musimy pisać oficjalnie, a potem czekamy trzy dni na odpowiedź, tylko dzwonimy i od razu dostajemy jakąś podpowiedź, dzięki czemu wiemy co robić dalej. I to jest naprawdę fajne i ważne.
Czyli PGE Skra kreuje wizerunek siatkówki w Anglii?
- Dzięki tym naszym kontaktom dobre stosunki ze Skrą ma już cała federacja angielska, bo drużyna z Bełchatowa była jedną z wielkich gwiazd współorganizowanego przez nas w zeszłym roku we wrześniu największego tu turnieju, w którym obok naszego partnera wystąpiło jeszcze niebieckie VFB Friedrichshafen. Wtedy właśnie dochodziło do wielu kontaktów na linii PGE Skra - angielska federacja. To już są znajomości, które przechodzą nawet na stopę prywatną. Mnie to cieszy, przede wszystkim dlatego, że jako Polacy możemy pokazywać Anglikom jak robi się siatkówkę, ale też dlatego, że Anglicy chcą się uczyć od Polski, jako od zaawansowanego siatkarsko kraju - ma w tym swoją rolę zarówno Skra, jak i Polonia. To jest piękno sportu. Mamy kolejny dowód na to, jak fajną jest on sprawą. Gramy drużynowo i wszyscy na tym korzystają, bo nawet PGE Skra, będąc ogromnym klubem sportowym też ma z tego satysfakcję, bo uczy tej siatkówki, ale też zyskuje fanów poza krajem.
Podsumowując, jest naprawdę bardzo dobrze. Nie tylko my pytamy, czasem druga strona sama "podrzuci" jakiś pomysł. Gdy coś ciekawego, wartego wykorzystania, pojawi się w mediach, Tomek mówi: pomyślcie może o tym czy o tym. My też staramy się przewidywać, co nas czeka za jakiś czas, ale coraz częściej dostajemy podpowiedzi od bełchatowian na temat spraw, które kiedyś tam mogą nas dotyczyć, mimo że jeszcze tak nie jest. Uczymy się chociażby tych relacji ze sponsorami. Teraz mamy podpisaną bardzo fajną umowę na 5 lat, co daje nam względny spokój. Nie wiadomo, co będzie po tym okresie. W takiej sytuacji podpowiedź doświadczonego klubu, odnośnie tego, jak skonstruować taką umowę, żeby obie strony były zadowolone, mimo że nie wiemy co nas czeka za te 5 lat, jest na wagę złota.
Jak już ustaliliśmy, w kadrze IBB Polonii Londyn występują nie tylko Polacy. Jak w takim razie wygląda zaplecze organizacyjne klubu?
- Akurat tak się składa, że struktury są bardziej polskie, ale to wynika z tego, że chcemy funkcjonować już w miarę możliwości profesjonalnie. I na razie ludzie z Anglii czy innych krajów nie mają takiego doświadczenia. Mówię tu chociażby o pani psycholog sportowej, bo osoba pracująca u nas na tym stanowisku w zeszłym sezonie to jedyny taki specjalista w Anglii, który ma już na koncie pracę jako psycholog w siatkówce, więc siłą rzeczy nie możemy powierzyć tej funkcji Anglikowi. A pani Joanna (Joanna Wasiukiewicz - przyp. red.) pracowała w klubach PlusLigi w Gdańsku i Olsztynie. Podobnie z fizjoterapeutą - to jest facet, który ma tutaj swoją przychodnię, a pracował w Polsce, też w Olsztynie i ma znakomite rozeznanie w temacie siatkówki. Trener jest, co prawda, Grekiem, ale zakochanym w Polonii. Przyjechał do Anglii kilka lat temu i Polonia była pierwszym klubem, w którym tu pracował. Potem zmienił pracę i teraz wrócił do nas, więc jest szczęśliwy. Jego asystentem jest Słowak, ale urodzony 15 kilometrów od granicy z Polską - mówi po polsku, góral. Trenerem przygotowania fizycznego jest Polak, tutaj studiujący i doktoryzujący się właśnie w tym temacie. Statystyk też jest z Polski, z doświadczeniem z PlusLigi. Dział PR - Polak, dział marketingu - Polka, więc rzeczywiście wychodzi na to, że w sprawach organizacyjnych znacznie przeważają Polacy, ale dzieje się tak dlatego, że szukamy osób, które mają już doświadczenie w siatkówce, a ludzi z angielskimi paszportami z takim zapleczem po prostu jeszcze nie ma.
Czyli śmiało można powiedzieć, że to wy - IBB Polonia Londyn - bierzecie na swoje barki odpowiedzialność za rozwój siatkówki w Anglii?
- Faktycznie tak chyba jest. Od trzech lat, odkąd ja tu działam, staramy się zresztą głośno mówić, że my nie jesteśmy od tego, żeby na nas patrzeć, tylko żeby nas gonić. Chcemy, żeby nas podpatrywać, żeby się nami inspirować, tak samo, jak my korzystamy z doświadczeń polskich. Wiadomo, ze część rzeczy można przełożyć w stosunku 1 do 1, ale w niektórych przypadkach trzeba pomyśleć jak dostosować coś do warunków angielskich. Naszym wzorem jest liga polska i poprzez nas wzorce przechodzą w lidze angielskiej niżej. Najważniejsze, że idą za tym wyniki, bo nikt nie będzie pytać dlaczego tak a nie tak, jeśli to po prostu działa.
Wracając więc do pytania: tak, jesteśmy liderem. Inni patrzą i pytają. To nie jest wielki świat, zresztą w Polsce też nie jest taki wielki, więc dużo ludzi ma już mój numer, zna Polonię. Ten klub w lidze jest od bardzo dawna. Założono go 1973 roku i jest najstarszym z obecnie występujących w rozgrywkach, więc przewinęło się przez niego wiele osób. Ludzie znają ludzi i czasem jedni pytają przez drugich, na przykład: skąd macie tylu kibiców, skąd bierzecie sponsorów, jak wy to robicie? A my podpowiadamy: zacznijcie robić to czy to, krok po kroku.[nextpage]I widać tego efekty?
- Cała federacja angielska nastawia się teraz na zmianę wizerunku meczu. Oprócz tej technicznej części czyli gry, czynione są starania, żeby to było też wydarzenie. Blisko współpracuję z federacją w tym temacie, mając własne doświadczenia z tego, co zrobiliśmy w Anglii plus to, co widzieliśmy i cały czas oglądamy w Polsce. Wszystko składa się na to, jakie federacja będzie miała teraz wymagania i oczekiwania marketingowe w stosunku do klubów. Więc wszystko kręci się wokół Polonii i jest fajnie, bo dzwoni dużo drużyn z naszej ligi czy z niższego szczebla, pytając: jak wy to robicie, że macie klub kibica? Sponsorów są jeszcze w stanie zrozumieć, ale kibiców? Odpowiadam, że to jest siatkówka, tu muszą być kibice.
Ciekawe jest to, że nawet nasi kibice są tutaj inspiracją dla innych. My uczymy organizacyjnie i sportowo ligę, a nasi kibice uczą innych kibicować. W pierwszym sezonie jak nasi fani jeździli dopingować zespół na meczach wyjazdowych to była to raczej ciekawostka na zasadzie: zróbmy zdjęcie. W drugim ktoś tam się pojawił, a w trzecim, jak pojechaliśmy na wyjazd do Newcastle, do naszego największego rywala (Team Northumbria, aktualny wicemistrz Anglii - przyp. red.) to na mecz przyszło 200 osób, które były przeszczęśliwe, że mogę się przekrzykiwać z naszymi kibicami. Okazało się, że na siatkarskich trybunach też może być życie. To jest właśnie to. Wszystkiego trzeba Anglików w siatkówce nauczyć, wszystko trzeba im pokazać i odpowiednio sprzedać. Jest tu jednak podatny grunt. Z różnych stron spływają sygnały, że Anglia jest perspektywicznym rynkiem dla CEV, sama chce siebie też pokazać, tworząc chociażby reprezentację. My dokładamy do tego na pewno jakąś swoją dużą część. Najważniejsze, że Anglicy chcą słuchać i się uczyć.
Co ciekawe, 20 lipca, ma się odbyć zebranie zarządu, a ja jestem kandydatem na dyrektora marketingu angielskiej federacji siatkarskiej. Gdyby Polak został tu dyrektorem marketingu fajnie podkreślałoby to, że Polacy są najlepszym organizacyjnie krajem siatkarskim na świecie. Pan pewnie wie lepiej, jak to wygląda faktycznie w kraju, ale ja tak to sprzedaję tutaj, podkreślając, że mamy najlepszych kibiców i zawodników. Jesteśmy zresztą mistrzami świata i tego nikt nie podważy. Zagramy na kolejnych igrzyskach. Jesteśmy bardzo dumni, że możemy tę polskość w Anglii pokazywać. Staramy się więc ciągnąć ligę, pokazujemy, że pewne rzeczy są możliwe.
Jak chociażby gra na arenie międzynarodowej…
- Sam fakt udziału w europejskich pucharach coś znaczy. Nikt tego od lat dziewięćdziesiątych tu nie robił, a my teraz to zrobimy. Pokazujemy innym, że można grać w Anglii i tu też się rozwijać, bo tego przede wszystkim brakuje. Nie ma tu dobrych zawodników, dlatego że nie widzą celu. Patrząc na piłkarzy i zarobki, na przykład na poziomie 150 tys. funtów tygodniowo, można jasno mówić o jakimś celu dla małolatów. A siatkówki w Anglii nawet nie widać, nie mówiąc już o celach. Trzeba pokazywać reprezentację i kluby z aspiracjami. Wiadomo, że w tym roku nie wygramy Pucharu Challenge. To można z góry powiedzieć, ale kto wie co się wydarzy za dwa, trzy lata.
Na pewno ze strony angielskiej federacji i konfederacji europejskiej jest duża wola, żeby otworzyć nowy rynek. Mowa o 60 milionach ludzi, w tym o wielu osobach z innych krajów, gdzie zna się siatkówkę, bo przecież społeczeństwo jest tu multikulturowe. W samym Londynie mamy pewnie kilkaset tysięcy Polaków, podobnie Amerykanów. Są Rosjanie, Włosi, Niemcy, Brazylijczycy - to ogromne zbiorowiska ludzi, którzy znają siatkówkę i jak wracają do ojczyzny to idą na mecze. W Anglii nie mają eventu siatkarskiego na takim poziomie, jaki mają u siebie w domu. Na nasze pierwsze mecze trzy lata temu, gdy nie było jeszcze trybun, przychodzili ludzie, ale część z nich zaraz odchodziła, mówiąc: dobrze, bawcie się dalej. Teraz przychodzą ponownie, widzą, że jest spiker i specjalnie przygotowana hala, są banery, bandy, klub kibica, dodatkowe atrakcje, gadżety do kupienia - zaczyna to jakoś wyglądać i ci ludzie zostają. Tu jest nasza rola, żeby tworzyć siatkówkę tak, żeby wyglądała jak ta europejska, żeby ludzie już na niej zostawali.
Czyli na trybunach wzrost popularności siatkówki też wydać gołym okiem?
- Zdecydowanie. To bardzo cieszy. Klub Kibica IBB Polonii Londyn to nasze gwiazdy - gdzie nie pojedzie, robi szał. Graliśmy w zeszłym roku mecz Pucharu Anglii w Walii. Rywal grał chyba wtedy w drugiej lidze i doszedł bodaj do ćwierćfinału rozgrywek. Szykowano się wtedy w Cardiff na przyjazd Polonii Londyn, jak na wielką fetę. Przyjechali nasi kibice autokarami i zrobili im wielki show. Jest więc tych kibiców coraz więcej u nas, ale też w innych halach. To jeszcze nie jest to, ale jeżeli ma być 500 osób w hali na meczu fazy play-off to uznać można to już za dobry wynik. Nie będę porównywać nas z PGE Skrą i pełną Atlas Areną, ale słyszałem już o meczach w PlusLidze, na których było 500 osób.
O IBB Polonii Londyn w Polsce zrobiło się głośno, gdy nawiązała współpracę z PGE Skrą, ale mało kto zdaje sobie chyba sprawę, że macie też żeński zespół.
- Jest sekcja żeńska istniejąca równolegle, ale stanowimy tak naprawdę dwie odrębne organizacje, kluby osobno zarządzane. Żeński odpowiednik założony był również przez polskie społeczeństwo, ale przez ostatnie lata to już nie Polacy kontynuują tę tradycję, choć cały czas wszystko odbywa się pod szyldem Polonii i osoby związane z tym klubem przekonują, że mają Polskę w sercu. Dobrze im idzie, bo w tym sezonie dziewczyny zdobyły Puchar Anglii. Też podpytują, podpatrują i na pewno się rozwijają. Widzę, że niektóre rzeczy robią podobnie do nas i przynosi im to efekty, bo ostatnio klub podpisał nawet jakąś umowę sponsorską.
Polskie i światowe media zdominował ostatnio temat "Brexitu". Czy ewentualne wystąpienie Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej może odbić się w jakiś sposób na Polonii lub siatkówce w Anglii ogólnie?
- To chyba dotyczy wszystkich, chociaż oczywiście jeszcze nie wiadomo jak to wszystko się skończy. Z jednej strony trzeba zaznaczyć, że w każdej drużynie, na wszystkich szczeblach rozgrywkowych jest wielu zawodników, którzy nie są Brytyjczykami. Wszyscy mają to na uwadze. Nie wiemy jednak czego oczekiwać. Ja we wszystkim staram się upatrywać jakiejś okazji i jeżeli faktycznie skończy się tak, że Wielka Brytania wyjdzie to my będziemy na pewno kontynuować promowanie polskości, polskiej miękkiej siły i generalnie siatkówki. Może wtedy nasza rolna nawet wzrośnie, bo będziemy reprezentować w Anglii Polskę, a nie kraj Unii Europejskiej. Będziemy więc mogli w pozytywny sposób przysłużyć się naszemu krajowi. Ciężko przewidywać rozwój tej sytuacji, ale będę starał się patrzeć na to jako na okazję do czegoś nowego, a nie problem.
Słuchając pana trudno nie dojść do wniosku, że siatkówka jest pana pasją. Skąd się to wzięło? Jak znalazł się pan w ogóle w Polonii i został jej prezesem?
- Rzeczywiście jestem w siatkówkę zaangażowany na sto procent i w tym sporcie upatruję swojej przyszłości. Do czasu poznania IBB Polonii nie miałem żadnego kontaktu z siatkówką, poza kibicowaniem reprezentacji. Pracując jako operator kamery jednej z polskich telewizji trafiłem na trening Polonii - robiliśmy materiał o drużynie. Poznałem grupę ludzi, którym chce się po pracy, o godzinie dwudziestej trenować, grać i jeszcze za to wszystko płacić. Zainspirowali mnie, zaproponowałem pewne rozwiązania. Jedna rzecz doprowadziła do drugiej, a teraz jest to już na takim etapie, że nie nie ma szans odwrotu. Nie jest łatwo, ale gdyby było łatwo, to każdy mógłby to zrobić.
Rozmawiał Marcin Olczyk