W Warszawie do nowego sezonu PlusLigi przystępują w dobrych humorach. Nie dość, że udało się utrzymać większość składu, to jeszcze dokonano wzmocnień przed nadchodzącym sezonem. Z klubu odszedł wprawdzie wypożyczony z Asseco Resovii Rzeszów środkowy Bartłomiej Lemański, udało się natomiast zatrzymać Pawła Zagumnego i Guillaume'a Samikę. Mało tego, w miniony poniedziałek władze klubu poinformowały o podpisaniu kontraktu z kolejnym mistrzem świata, Andrzejem Wroną. Poza tym pozyskano nowych sponsorów, a zespół będzie rozgrywać swoje mecze w największej warszawskiej hali, w Torwarze.
Jakub Bednaruk przyznał, że nawet nie wie, jak reagować na tyle dobrych wiadomości. Ale cieszy się z całej tej sytuacji. - Będzie mi po prostu wygodniej w pracy, przynajmniej na początku. Poza tym z klubu wychodzi konkretny sygnał. Poprzedni sezon był nieco w kratkę, mieliśmy dobre i słabe okresy, ale w sumie wyszło nieźle. Było zainteresowanie naszymi zawodnikami ze strony innych zespołów, ale udało nam się obronić, więc to jest sukces. Nie udało się tylko z Bartłomiejem Lemańskim, ale tu już nie mieliśmy żadnej możliwości. Zapadła decyzja, że wraca i koniec. Nie chodzi już nawet o to, żeby przepłacać danego gracza. Część z nich pomyśli, że owszem, może i w innym miejscu dostanie dwadzieścia czy trzydzieści procent więcej, ale mając w pamięci doświadczenia z poprzednich lat, dojdzie do wniosku, że może jednak lepiej zostać w Warszawie - tłumaczył szkoleniowiec AZS Politechniki Warszawskiej.
Warszawski klub słynie od paru sezonów z bardzo dobrej atmosfery i z tego, że udaje się tu zbudować drużynę walczaków. To było często decydujące dla przychodzących tutaj graczy, bo na pewno nie wysokość zarobków. AZS nigdy do najbogatszych klubów nie należał. - Mieliśmy parę atutów, ale gdy zawodnik dostaje propozycję dwa razy wyższego kontraktu w innym klubie, to nie zostanie i to jest normalne. Ja nie widzę w tym problemu. Ale na szczęście nie było takich sytuacji, więc udało nam się utrzymać skład. Poza tym jeżeli facet, który ma prawie czterdziestkę na karku i gra w siatkówkę dwadzieścia pięć lat, chce zostać jeszcze rok, bo przychodzi z przyjemnością do pracy, to też jest konkretny sygnał. Oczywiście, wiadomo, że jedne mecze przegramy, inne wygramy, ale jeżeli do roboty przychodzi się z przyjemnością, to zupełnie inaczej się pracuje - powiedział opiekun Politechniki.
ZOBACZ WIDEO Stephane Antiga tłumaczy, dlaczego nie powołał Marcina Możdżonka
AZS-owi udało się nie tylko zakontraktować siatkarzy o znanych nazwiskach. Skład wzbogaciło dwóch młodych, zdolnych siatkarzy, członków juniorskiej reprezentacji. Mowa tu o Jędrzeju Gruszczyńskim i Bartoszu Kwolku. Zwłaszcza ten drugi wydawał się być łakomym kąskiem na rynku transferowym. To w końcu mistrz świata i Europy kadetów, MVP zawodów. Okazało się jednak, że pozyskanie go wcale nie było takie trudne. - Byłem dosyć zaskoczony, bo na początku myślałem, że będzie grać w Jastrzębskim Węglu, ale później jak się dowiedziałem, że jest wolnym zawodnikiem, pojechałem się z nim spotkać. Podjął decyzję chyba w pół godziny - opowiadał trener.
Okazało się, że nie tylko postawą sportową nowy nabytek Politechniki zaimponował Bednarukowi. - Bardzo mi się spodobało jego podejście. Powiedziałem mu, że jak pójdzie do innego klubu, to dostanie więcej pieniędzy. Może któryś mu zagwarantuje, że będzie więcej grał. A on mówi, że nie potrzebuje gwarancji grania, na razie nie myśli o tym, że mógłby zarabiać więcej. Uważa, że tutaj może wypłynąć. I bardzo mi się to spodobało, bo część młodych zawodników najpierw się pyta, czy ja będę grał? Będziesz grał wtedy, kiedy zasłużysz. Bo jeżeli zawodnik dostaje gwarancję grania, to już jest pewien problem, bo jednak musi się uczyć i wywalczyć sobie miejsce. Ja mu powiedziałem, że może przegrać z Pawłem Halabą, czy Łukaszem Łapszyńskim, to też są moi zawodnicy. I to jest jakiś atut, który sobie wypracowaliśmy, że jednak zawodnicy chcą tu przychodzić - przyznał szkoleniowiec.
W nadchodzącym sezonie siatkarze Politechniki większość meczów rozegrają w hali Torwar, chociaż trenować będą nadal w Arenie Ursynów. Jakub Bednaruk zdaje sobie sprawę, że nie jest to do końca komfortowa sytuacja, ale z drugiej strony gra w największej warszawskiej hali ma też swoje zalety. - Jest to problem, ale coś za coś. Śmiałem się rozmawiając z Andrzejem Wroną, że on z całego zespołu to chyba najwięcej grał w Torwarze, bo trzy lata z rzędu jak przyjeżdżał w barwach Skry. Będę się starał, by może dwa dni przed meczem udało się wejść do hali. Nie wiem jak to będzie wyglądało, bo czasem mieliśmy rano rozruch przed meczem - przyznał szkoleniowiec.
Dodał też, że nie boi się, czy uda się zapełnić liczący około pięciu tysięcy miejsc obiekt. - Na pewno na mecz ze Skrą nie będzie problemu. Każdy sportowiec chciałby grać przy pełnych trybunach. Jest pewne ryzyko, bo nie wszystkie drużyny będą jednakowo atrakcyjne dla warszawskiego kibica. Jednak to też od nas zależy. Jak będziemy wygrywać, wywoływać emocje, to ludzie przyjdą - zauważył opiekun akademików.
W poniedziałek siatkarze stołecznej ekipy zaczęli przygotowania do sezonu. Jak przyznał trener Politechniki, nie planuje żadnych rewolucji w sposobie trenowania. - Trenujemy do końca sierpnia, potem rozegramy kilka turniejów. Dwa tygodnie przed rozpoczęciem ligi czeka nas bardzo ciekawy turniej w Kobyłce. Zagra tam także PGE Skra Bełchatów i Asseco Resovia. Później Memoriał Ambroziaka, w planach jest także turniej w Ełku. Zagramy też sparing z reprezentacją juniorów. Ja w tym roku nie naciskałem nawet klubu na wyjazd integracyjny. Nie musimy, bo się znamy. Poprosiłem za to zarząd, że jak osiągniemy sukces, to żeby wysłali nas do SPA - zakończył w swoim stylu Jakub Bednaruk.