Polska - Iran? W Atlancie parkiet też wrzał od emocji

Już dwadzieścia lat temu kibice siatkarscy dyskutowali na temat standardów zachowania między przeciwnymi drużynami. Wszystko przez spięcia na linii Brazylia-Kuba w turnieju siatkarek.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Siatkówka WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa / Siatkówka

Rywalizacja między żeńskimi kadrami Brazylii i Kuby w ostatniej dekadzie XX wieku zapisała się na stałe w historii całej siatkówki, podobnie jak boje między włoską generacją Il Fenomeno i Brazylijczykami czy walka o prymat olimpijski reprezentacji ZSRR i USA. Kubanki jako pierwsze w historii igrzysk zdobyły trzy złote medale z rzędu, a nazwiska Regli Torres, Yumilki Ruiz, Magalys Carvajal czy Regli Bell na trwale zapisały się w pamięci fanów kobiecej siatkówki.

Był jeden człowiek, który starał się zrzucić z tronu kubańskie królowe i wprowadzić nań swoje gwiazdy. Mowa o Bernardo Rezende, który w latach 1994-2000 kierował kobiecą kadrą Brazylii. Z sukcesami, głównie w cyklu World Grand Prix, ale przez całą swoją kadencję Bernardinho musiał nieraz akceptować z bólem wyższość karaibskiej potęgi: na mundialu w 1994, w Pucharze Świata z 1995, Igrzyskach Panamerykańskich z 1999 roku... A przecież ówczesne reprezentantki Kraju Kawy należały do ścisłej światowej czołówki, żeby wspomnieć tylko o dwukrotnej MVP zawodów World Grand Prix Leili Barros, słynnej atakującej Virnie Dias czy Fernandzie Porto Venturini, późniejszej żonie trenera Rezende.

Trudno się dziwić, że podczas igrzysk w Atlancie z 1996 roku obie słynne ekipy postawiły sobie jeden cel: olimpijskie złoto. Brazylijki pod wodzą nowego szkoleniowca robiły olbrzymie postępy, co udowodniły w fazie grupowej, pokonując obrończynie tytułu z Barcelony 3:0 (15:11, 15:10, 15:4). Zespół Rezende nie przegrał w pierwszym etapie rozgrywek ani jednego spotkania i trudno się dziwić, że stał się z marszu kandydatem do złota. Po szybkim zwycięstwie w ćwierćfinale z Koreą Południową okazało się, że południowoamerykańskie siatkarki znów trafiły na Kubę.

Warto pamiętać, pod jaką presją była kadra Eugenio Jorge. Multimedalistki z Hawany były oczkiem w głowie Fidela Castro, w końcu każdy zagraniczny triumf wiązał się z nagrodami finansowymi trafiającymi do razu do kubańskiego ministerstwa sportu. Na dobrą sprawę siatkarki utrzymywały finansowo choćby rodzimą federację tenisa stołowego lub piłkarzy. Nic dziwnego, że każda ich porażka była przyjmowana bardziej niż nieprzychylnie: wystarczyło, by Kubanki przegrały dwa mecze eliminacji olimpijskich, by wódz Castro wezwał ich trenera na specjalną, wychowawczą rozmowę. Liczyło się tylko zwycięstwo, nieważne, w jakim stylu.

ZOBACZ WIDEO Robert Kaźmierczak przedstawia reprezentację Argentyny
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×