Spełniło się marzenie Łukasza Żygadło. Siatkarz gra w lidze włoskiej, w drużynie mistrza Włoch. Twierdzi, że to doświadczenie go zmieniło i w inny sposób patrzy na siatkówkę. - Mimo, że nie jestem pierwszym rozgrywającym, mam okazję do grania i po pół roku pobytu w Trento dostrzegam zmiany na plus. Praca na siłowni, praca taktyczna i dokładna analiza tego, jak inni rozwiązują trudne boiskowe sytuacje niewątpliwie wzbogaca mnie jako siatkarza - powiedział Żygadło portalowi plusliga.pl.
Zdaniem polskiego rozgrywającego gra we Włoszech jest zupełnie inna niż ta prezentowana w naszym kraju. Podkreśla, że atmosfera na spotkaniach zdecydowanie lepsza jest w Polsce. - We Włoszech nie wszędzie można znaleźć tak rewelacyjną atmosferę na trybunach - dodaje siatkarz. Zauważa także, że we Włoszech zawodnicy maja rewelacyjne warunki do rozwoju. - Cały czas współpracujemy ze sztabem specjalistów - od przygotowania fizycznego, przez scoutów, do trenerów. To chyba największa różnica w porównaniu z ligą polską, gdzie praktycznie nie zatrudnia się fachowców od atletyki, a jednocześnie jeden z kluczowych czynników bezpośrednio wpływających na jakość treningu. Druga istotna różnica, to przygotowanie taktyczne, które tutaj jest rozbudowane do granic możliwości. Obraz ligi włoskiej uzupełnia niemała grupa obcokrajowców z najwyższej półki, którzy od lat pracują na wysoki poziom Serie A1. Takiego kalejdoskopu gwiazd, jak w Italii nie ma w żadnej innej lidze - powiedział Łukasz Żygadło.
Były rozgrywający Zaksy Kędzierzyn-Koźle podkreśla, że w Trentino nie ma indywidualności, a zawodnicy, którzy są niewątpliwie gwiazdami, tworzą zgrany zespół. Zdaniem Łukasza Żygadło widać to w szczególności w trakcie meczów, kiedy dochodzi do zmian. Zespól mistrza Włoch ma bardzo silną ławkę rezerwowych, więc nie są oni żadnym osłabieniem, a wręcz przeciwnie. - Zespół był tak dobierany, żebyśmy stanowili ciekawą mieszankę, która jednocześnie będzie się ze sobą bardzo dobrze czuła i taką, w której ktokolwiek wejdzie na boisko, wniesie coś nowego, ciekawego i twórczego do gry, a przede wszystkim utrzyma poziom. Nie raz już pokazaliśmy, że mamy mocną ławkę i wygrywamy jako zespół, a nie zestaw indywidualności. Mam nadzieję, że tak będzie do końca - podkreślił Żygadło.
Rozgrywający Trentino uważa, że Częstochowie w zwycięstwie pomogła słabsza dyspozycja siatkarzy z Piacenzy i plaga kontuzji, jaka dopadła zespół z Półwyspu Apenińskiego. - Doceniam zwycięstwo Częstochowy, ale muszę przyznać, że Akademicy mieli sporo szczęścia, bo trafili na zespół z Piacenzy w bardzo trudnym dla nich momencie, gdy skład był przetrzebiony kontuzjami. Chwała im za to że wygrali, bo dzięki temu mój klub spotka się z Domexem w II rundzie play off, a ja będę miał okazję odwiedzić Częstochowę - powiedział siatkarz.
Żygadło mówi, że zawsze się dziwił dlaczego dla Włochów mistrzostwo kraju to cel numer jeden. Nawet Liga Mistrzów nie jest tak ważna jak scudetto. Po prawie sezonie gry w Serie A1, polski rozgrywający zrozumiał mentalność Włochów. - Zawsze zastanawiałem się dlaczego Włosi przykładają tak wielką wagę do ligowej rywalizacji, ustawiając ją w hierarchii wyżej nawet, niż Ligę Mistrzów. Teraz już chyba wiem. W Serie A1 jest sześć, może nawet osiem zespołów, które prezentują bardzo wyrównany poziom i każdy mecz to niemal walka o życie. Wygranie trzech meczów pod rząd to już wielki wyczyn, zwłaszcza w tej decydującej fazie, play off - dodał Żygadło.
Siatkarz zauważa także, że po tym jak jego zespół odpadł z walki o Puchar kraju w klubie nie zareagowano jakoś specjalnie. Dodaje także, że nie grożono im obcięciem kontraktów. Żygadło podkreśla, że obcięcie kontraktów nie wiąże się z grą drużyny z Trentino i dotyczy wszystkie kluby, jednak dopiero od przyszłego sezonu. - W tym roku jednak kontrakty na pewno pozostaną nienaruszone. Planuję się zmniejszenie kwot umów w kolejnym sezonie, a potem wyrównania ewentualnych strat, co według mnie jest mało prawdopodobne. Kryzys gospodarczy dotarł również do Włoch i niektóre firmy sponsorujące siatkówkę wycofują się lub obcinają finanse. Najwięcej zamieszania w tej kwestii robią jednak ci, którzy zawsze byli najmniej przygotowani i kupili zawodników licząc, że w trakcie sezonu załatają swój budżet - kończy Żygadło.