Rosyjska Superliga nad przepaścią. Odpływ gwiazd i pieniędzy

WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa
WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa

27 września rusza kolejny sezon Superligi. Zagraniczne gwiazdy światowej siatkówki będzie można policzyć na palcach u jednej ręki. Kluby ubożeją, a topowi zawodnicy wyjeżdżają. Masowy odpływ gwiazd i pieniędzy w rosyjskiej siatkówce stał się faktem.

Kiedy w 2012 roku w Londynie Sborna zdobyła złoty medal olimpijski, usuwając w cień rosyjskich hokeistów czy piłkarzy, wydawało się, że nastała złota era rosyjskiej siatkówki. Ani tamtejsza federacja, ani same kluby nie wykorzystały jednak szansy i zamiast nieustannego progresu był pierwszy od 20 lat występ na IO, z którego Sborna wróciła bez medalu (w Rio Rosjanie zajęli czwarte miejsce).

Przez lata w Rosji można było narzekać na małe hale sportowe, czy frekwencję na meczach albo nikłe zainteresowanie mediów, ale nie brakowało pieniędzy: przynajmniej w większości klubów z górnej części tabeli, bo mniejsze zalegały czasem z wypłatami. Były to jednak wyjątki.

Największy upadek zaliczyła ostatnio Gubernija Niżny Nowogród: jeszcze w sezonie 2013/2014 zajęła drugie miejsce w Pucharze CEV, a w tym roku ogłosiła bankructwo i zagra w niższej lidze. Żeby prześledzić stopniowy upadek rosyjskiej ligi nie trzeba wcale sięgać do czasów Lloya Balla, Claytona Stanleya czy Giby .

Jeszcze dwa, trzy sezony temu, a więc całkiem niedawno, każdy liczący się klub w Rosji kontraktował dwóch "legionierów", czyli zagranicznych zawodników. To było nie tylko prawo wynikające z regulaminu rozgrywek, ale wręcz niepisany obowiązek, aby można było myśleć o walce o medale. W Zenicie Kazań  grali razem Matthew Anderson, Valerio Vermiglio, potem Nikola Grbić, w Biełogorie Dragan Travica i Georg Grozer, w Dynamie Moskwa  Iwan Zajcew i Maxwell Holt, w Dynamie Krasnodar Jan Stokr i Marlon, w Lokomotiwie Nowosybirsk Oreol Camejo i David Lee, w Kuzbassie Kemerowo był Bjoern Andrae, a Fakieł Nowy Urengoj skusił niezłą kasą naszego Michała Winiarskiego. Grali w Rosji zawodnicy z Bułgarii, Francji, Portoryko czy Kuby. Obecnie prezesi i trenerzy mogą jedynie pomarzyć o takich nazwiskach.

W drużynie aktualnego mistrza kraju wciąż grają najlepsi przyjmujący na świecie, ale Zenit należy rozpatrywać w innej kategorii: żaden siatkarski klub nie dysponuje takimi pieniędzmi. Jego budżet na ten rok zamyka się w kwocie kilkunastu milionów euro. Sam Gazprom wyłoży ponad 12 milionów. Sporą część z tej kwoty pochłoną kontrakty Andersona, Leona, Michajłowa i pensja trenera Alekny.

Żadnego innego klubu nie stać na taki wydatek, jednak nie wiadomo, co przyniesie najbliższy sezon. Już w zeszłym roku dyrektor generalny klubu Oleg Bryzgałow podpytywany przez dziennikarzy przyznawał, że klub w ramach oszczędności już nie lata na wszystkie mecze wyjazdowe wyczarterowanym samolotem, ale liniami rejsowymi. Coraz częściej mówi się też, że w miejsce Matta Andersona już za rok szykowany jest sporo tańszy Jegor Kliuka, a nie wiadomo również co będzie z Maksimem Michajłowem, bo kończy mu się kontrakt. Dodajmy, że niemały.

Drugi najbardziej utytułowany klub w Rosji czyli Biełogorie Biełgorod do tego sezonu przystępuje bez zagranicznych zawodników. Jeszcze rok temu, kiedy musieli oddać Georga Grozera do Korei, trener Giennadij Szypulin zaprzeczał, że po prostu nie stać ich już na zawodników tej klasy. Na tegorocznej konferencji przedsezonowej poinformował jednak, że w sezonie 2016/2017 budżet klubu zostanie obcięty o 40 procent i zagrają w nim jedynie rosyjscy gracze.

Podobny los spotkał Lokomotiw Nowosybirsk, zwycięzcę Ligi Mistrzów z 2013. Jesienią ubiegłego roku niespodziewanie władze klubu musiały oddać tym bogatszym swoją największą broń w ataku, czyli przyjmującego Oreola Camejo i atakującego Pawła Moroza. Obaj wyjechali do Azji. Rosjanin Moroz wrócił do kraju i podpisał latem tego roku kontrakt z Uralem Ufa, ale Kubańczyka nie zobaczymy już w Superlidze.

Marko Ivović, którego Lwy z Biełgorodu w 2015 podkupiły Asseco Resovii Rzeszów  nie został w Rosji na kolejny rok, chociaż miał bardzo dobrą końcówkę ubiegłego sezonu i całkiem nieźle odnalazł się w rosyjskich realiach. Klub pozwolił mu jednak wrócić do Rzeszowa.

Latem tego roku klub z Nowosybirska uzgodnił warunki porozumienia z amerykańskim atakującym Murphy Troyem, ale na wstępnej umowie się skończyło i Troy nie zobaczy Syberii. Do klubu trafi zamiast niego libero Erik Shoji, ze znacznie niższym kontraktem, niż przyjmujący czy atakujący światowej klasy.

Również aktualni wicemistrzowie czyli Dynamo Moskwa są zmuszeni w tym sezonie postawić na rodzimych zawodników, nie stać ich już na siatkarzy tej klasy, co Maxwell Holt, czy Iwan Zajcew - obaj wracają do ligi włoskiej, która zdaje się przeżywać renesans, przynajmniej, jeśli popatrzymy na nazwiska siatkarzy, jacy w niej zagrają. To właśnie Serie A i Plus Liga są obecnie miejscem w Europie, gdzie klasowi siatkarze szukają dla siebie pracy. Oczywiście ci, którzy nie będą grali w ligach azjatyckich.

Tymczasem w sezonie 2016/2017 w rosyjskiej Superlidze zagra jedynie ośmiu obcokrajowców. Fani siatkówki na całym świecie znają takie nazwiska jak Leon i Anderson, większość zna braci Kawikę i Erica Shoji (Lokomotiw Nowosybirsk) oraz Sebastian Schwarz (Kuzbass Kemerowo), ale już Dejana Vincica (Jenisej Krasnojarsk), czy Aleksę Brdjovića (Gazprom-Jugra Surgut) trudno uznać za wielkie postaci, za całym szacunkiem dla tych graczy. Jeszcze Ural Ufa zapowiada, że pozyska przyjmującego z zagranicy. I to by było na tyle.

Symptomatyczne jest to, że wraz z nasilającym się kryzysem finansowym i spadkiem poziomu ligi złe czasy nadeszły również dla kadry. Po przegranych dla Rosjan IO w Rio, gdzie zajęli czwarte miejsce, trener Alekno powiedział: - Rosyjska siatkówka przestała się rozwijać po zdobyciu złota w Londynie. Od 2013 nie wygraliśmy z żadnym silnym przeciwnikiem.

Brak klasowych zagranicznych zawodników odbił się bowiem na poziomie gry gwiazd rosyjskiej siatkówki. Mistrzowie olimpijscy z Londynu dorastali sportowo obok wielkich mistrzów z innych krajów, grając z jednymi w klubie i przeciwko innym w meczach ligowych. Obecne, piekielnie zdolne, młode pokolenie, nie ma się po prostu od kogo uczyć - jeśli w ogóle uda im się przebić do składu w klubie Superligi, bo z tym też różnie bywa.

Nie tylko poziom sportowy ligi poleciał w dół. Również marzenia o bazie sportowej z prawdziwego zdarzenia prezesi klubów muszą odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość. W maju 2015 ogłoszono plany budowy pięciopiętrowego kompleksu sportowego w Biełgorodzie o powierzchni 30 tysięcy metrów kwadratowych, z areną dla dziesięciu tysięcy widzów. Pieniądze miały pochodzić z budżetu federalnego, a 450 milionów rubli obiecał dołożyć Metalloinwest (spółka z siedzibą w Moskwie).

Tymczasem budowa stanęła w miejscu, w tym roku dofinansowania nie będzie, a prace wstrzymano. Giennadij Szypulin tłumaczy: - Istnieje wiele powodów takiego stanu rzeczy: ceny metali, sankcje, kryzys gospodarczy. Zapowiedział też, że zrobi wszystko, aby hala powstała, ale nikt nie jest w stanie podać choćby przybliżonej daty ukończenia projektu. Tak więc kolejny sezon biełgorodzkie Lwy, ośmiokrotni mistrzowie Rosji, brązowi medaliści w ostatnim sezonie i zwycięzcy Ligi Mistrzów z 2014, będą musiały grać w ciasnej, zaniedbanej hali.

Podobny los czeka kolegów z Nowosybirska, gdzie kompleks sportowy "Północ" również nie może się doczekać remontu. W uprzywilejowanej sytuacji pod tym względem jest Fakieł Nowy Urengoj: na początku września tego roku otwarto w tym mieście wielki Pałac Sportu, a hala w nim na trzy tysiące miejsc, spełnia wszelkie wymogi gry w lidze i europejskich pucharach.

Brak sponsorów, płynności finansowej, odpływ gwiazd i kryzys w kadrze - te wszystkie kłopoty paradoksalnie nie oznaczają, że Rosjanie nie wygrają po raz szósty z rzędu Ligi Mistrzów albo że za miesiąc Zenit Kazań nie zostanie Klubowym Mistrzem Świata.

Patrząc jednak na nazwiska trenerów, zawodników, poziom sportowy, marketingowy, opiekę medyczną i całą organizację Zenitu, to klub z Tatarstanu jest zespołem z zupełnie innej ligi, niż pozostała trzynastka drużyn rosyjskiej siatkarskiej Superligi.
Trzynastka jak najbardziej pechowa, bo już na starcie skazana na walkę o srebrny medal.

Joanna Wyrostek

ZOBACZ WIDEO: Paraolimpijski serwis techniczny. Tu naprawią każdy wózek i protezę (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: