Właściwie od zakończenia igrzysk olimpijskich w Rio w rosyjskich mediach siatkarskich trwa bezustanne bicie w Jurija Mariczewa niczym w bęben. Biją niemal wszyscy: prezydent federacji Stanisław Szewczenko, była gwiazda kadry Jelena Godina, Jekaterina Gamowa, słynny Nikołaj Karpol, także rozgrywająca Jekaterina Pankowa żaląca się dziennikarzom, że selekcjoner usunął ją z meczowej szóstki przed starciem z Brazylią bez wyraźnego powodu, co mocno podłamało jej morale. Skoro nawet powściągliwa w personalnych ocenach Tatiana Koszeliewa otwarcie stwierdza, że Sborna zrobiła przez ostatnie lata krok w tył pod względem taktycznym i mentalnie tkwi w systemie gry na dwie rozgrywające, łatwo zauważyć, że istnieje oczywiste przyzwolenie na "grillowanie" antybohatera turnieju w Rio.
Niektórzy w sytuacji beznadziejnej dla Mariczewa stawiają całkiem logiczne argumenty przemawiające za mimo wszystko pozostawieniem go na stanowisku. Najbliższe cztery lata w rosyjskiej siatkówce kobiet zostaną poświęcone na wdrażanie do ekipy seniorek złotych kadetek i juniorek z rocznika 1998, a Mariczew nieraz udowadniał, że zna się na kształtowaniu młodych talentów; w końcu jego pierwszym znaczącym sukcesem było mistrzostwo świata juniorów z 2005 roku, a jego podopiecznymi byli wówczas choćby Siergiej Grankin, Aleksander Wołkow czy Jewgienij Siwożelez. Poza tym byle kto nie zdobywa dwóch tytułów mistrza Europy z rzędu, a przed kadencją Mariczewa Rosjanki regularnie zawodziły w tym turnieju od 2001 roku.
Co nie zmienia faktu, że nikt już nie daje niedoszłemu trenerowi Chemika Police szans na utrzymanie posady. Bo rozmontował w kilka miesięcy budowaną przez lata kadrę na igrzyska, pomijając zupełnie w selekcji Jewgieniję Starcewą (krytycy pomijają skrzętnie fakt, że rozgrywająca prawdopodobnie znalazła się w tzw. raporcie McLarena i ze względu na jej domniemane problemy z meldonium trudno było ryzykować skandal po trudnych bojach Rosji z MKOL i WADA). Pozbył się bez cienia żalu Borodakowej, Kriuczkowej i Pasynkowej, wcześniej rezygnował bez wyraźnego powodu z Zariażko i Małych, którą wcześniej usilnie promował. Eksploatował nad miarę duet Koszeliewa-Gonczarowa, aż cały świat zauważył, że poza tą dwójką w kadrze Rosji nie ma postaci zdolnych przesądzać o wynikach meczów. A gdy taką próbował znaleźć, ponosił klęskę za klęską.
Ale jednego Rosjanie mu nie wybaczą: uległości i niezdolności do przywództwa. Po igrzyskach okazało się, że Mariczew w Rio każdą swoją przedmeczową decyzję konsultował bezpośrednio z członkami zarządu federacji, także Stanisławem Szewczenką, który ten fakt zdradził. W artykule na portalu Sportfakt.ru to zachowanie jest nazwane jasno: Jurij Nikołajewicz stworzył sobie "dom doradców", by ułożyć sobie alibi i zdjąć z siebie większość odpowiedzialności po ewentualnym niepowodzeniu. Innymi słowy, stchórzył i uciekł od wyzwania. A tak nie postępuje lider, władca, pan, car. Władimir Alekno nigdy nie pozwoliłby sobie na taki krok i dlatego jest uwielbiany niezależnie od wszelkich potknięć. Mariczew stracił rząd dusz i zapłaci za to.
ZOBACZ WIDEO Jan Tomaszewski: Legia potrzebuje trenera z Niemiec (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Kto obejmie tron? I tu zaczynają się schody, bo brakuje wyrazistego kandydata. Niektórym pewnie zamarzyło się, by Nikołaj Karpol nie kończył pracy z kadrą po tegorocznej, jubileuszowej edycji Pucharu Jelcyna, ale sam zainteresowany ze złością przerwał wszelkie spekulacje i oświadczył, że nie ma już na to zdrowia. Riszat Giljazutdinow z kazańskiego Dynama wydawał się idealnym typem, ale w minionym roku przegrał wszystko, co można było przegrać na siatkarskich frontach i stracił Gamową, dlatego nadchodzący sezon będzie dla niego czasem wielkiej próby. Przewijają się nazwiska Wadima Pankowa, Konstantina Uszakowa, Pawła Borszcza, proponuje się dobrze znanych Rosjanom Giovanniego Caprarę i Zorana Terzicia, do tablicy wywołuje się nawet męża Jewgieniji Artamonowej-Estes Jeremiaha, Amerykanina z Honolulu dobrze obeznanego z krajowymi realiami dzięki wieloletniej pracy pod okiem Karpola w Urałoczce Jekaterynburg.
Ale tak naprawdę brakuje jednej mocnej karty, silnego kandydata z poparciem środowiska i związku. Sytuacja jest niepewna do tego stopnia, że Szewczenko stwierdził szczerze w jednym z wywiadów: - Tuż po igrzyskach istniała tylko jedna opcja - Mariczew odchodzi. Ale z czasem zaczęliśmy oswajać się z wariantem, w którym pozostaje on selekcjonerem. Kibice sobie tego absolutnie nie wyobrażają, część zawodniczek i trenerów także, ale kto wie, jak potoczą się obrady Prezydium WFW w najbliższy piątek. A sam Jurij Nikołajewicz? Jak zwykle czeka w milczeniu.