W rewanżu nie stoimy na straconej pozycji - komentarze po meczu Domex Tytan AZS Częstochowa - Itas Diatec Trentino

Siatkarze Domexu Tytan AZS Częstochowa musieli uznać wyższość Itasu Diatec Trentino w pierwszym ćwierćfinałowym spotkaniu siatkarskiej Ligi Mistrzów. Praktycznie poza pierwszym i znaczną częścią drugiego seta, dominacja mistrza Włoch nie podlegała żadnej dyskusji. Porażka z zespołem z Trentino nie jest jednak dla częstochowian żadną ujmą na honorze. Zdaniem częstochowian, największą bolączką w środowym spotkaniu było przyjęcie.

Fabian Drzyzga (rozgrywający Domexu Tytan AZS Częstochowa): W pierwszym secie bardzo dobrze przyjmowaliśmy zagrywkę Włochów. Do połowy drugiego seta również i niestety wtedy coś się zacięło. Na zagrywkę poszedł Riad, rywale zaczęli strasznie mocno zagrywać i mieliśmy problemy z przyjęciem i pierwszym atakiem. Bez tych elementów ciężko grać w siatkówkę z takim zespołem, jak Trentino.

Matej Kazijski (przyjmujący Itasu Diatec Trentino): Przede wszystkim cieszę się, że udało nam się wygrać, ponieważ graliśmy z zespołem, który postawił nam trudne warunki. Zaczęliśmy dobrze, ale rywale zagrali lepiej i w pierwszym secie okazali się lepsi. Początek drugiego seta również był na ich korzyść. Moja kontuzja miała paradoksalnie ogromne znaczenie, gdyż umożliwiła Dori Della Lundze wejście na plac gry. Dore wniósł wiele dobrego do naszej gry i zmienił obraz gry.

Smilen Mljakow (atakujący Domexu Tytan AZS Częstochowa): We wszystkich naszych spotkaniach podczas tego sezonu, bez względu na to czy gramy w Lidze Mistrzów, Pucharze Polski, czy lidze, przy dobrym przyjęciu jesteśmy w stanie pokonać każdego. Jeśli ten element trochę zawodzi, to mamy problemy. Oczywiście, pokonaliśmy również kilka zespołów, mając problemy z przyjęciem, ale to jest Trentino. To nie jest zespół z jakiejś niższej klasy rozgrywkowej. Bardzo ważna jest również dobra gra w bloku i obronie. Jeśli nie przyjmujesz najlepiej, to potem na podwójnym, czy potrójnym bloku ciężko jest skończyć atak. W tym meczu bardzo często zdarzały się takie sytuacje i było bardzo ciężko. Każde spotkanie w Lidze Mistrzów jest nieprawdopodobne i dodatkowo jest ogromnym doświadczeniem dla zespołu, ponieważ jesteśmy młodym zespołem i potrzebujemy takich spotkań, by piąć się w górę. Dla takich młodych zawodników ważne są takie spotkania i trzeba z nich korzystać. Nie zwracałem uwagi na to, że grałem w Trento wcześniej. Dla mnie było to zwykłe spotkanie, takie jak pozostałe. Nie miałem stresu i żadnego dodatkowego ciśnienia. Szkoda, że nie udało się nam kontynuować gry z pierwszego seta. Jeśli udałoby się nam grać tak dalej, byłoby miło. Niestety, to jest Trento.

Radostin Stojczew (trener Itasu Diatec Trentino): Mecz był bardzo ciężki z powodu atmosfery, jaka tutaj panowała i ciężko było mam złapać odpowiedni rytm. Na pewno szkoda, że nie mogliśmy skorzystać z dwóch podstawowych zawodników, bo i Matej Kazijski i Vissotto byli kontuzjowani. Tym bardziej cieszy mnie, że zawodnicy, którzy ich zastąpili pokazali dobrą grę. Cieszę się ze zwycięstwa. Rywale pokonali Piacenze. Widziałem ich grę i spodziewałem się, że będzie bardzo ciężko. Po raz kolejny powiem o atmosferze, jaka tutaj panowała. Cieszy mnie to, że potrafiliśmy się odnaleźć. Graliśmy z chłodnymi głowami i dzięki temu wywozimy ze sobą zwycięstwo. Częstochowa jest nieobliczalnym zespołem i to pokazała w pierwszych dwóch setach.

Michał-Mieszko Gogol (drugi trener Domexu Tytan AZS Częstochowa): Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że mieliśmy dużą szansę wygrać tego drugiego seta i najbardziej tego żałujemy. W trzecim i czwartym ciężko już było nawiązać walkę z przeciwnikiem, który pokazał swoją klasę i charakter, a także to, że dysponuje szeroką ławką. Dore Della Lunga, który wszedł z ławki dobrze blokował, a przede wszystkim znakomicie przyjmował. Wiedzieliśmy, że kiedy pojawi się na placu to będziemy w niego zagrywać. Męczyliśmy go zagrywką, ale przyjmował bardzo dobrze. Bardzo żałujemy piłek w kontrataku. Do pierwszej przerwy technicznej, kiedy było 8:3 mieliśmy wiele piłek właśnie w kontrze. Były także piłki na wygranie. Smilen Mljakow i Zbyszek Bartman uderzyli jednak w aut, a te piłki były na odjechanie na siedem, osiem punktów. Niestety, nie udało się. Rywale bardzo dobrze blokowali Smilena Mljakowa. Wiedzieli, jak do niego skakać. Znają go doskonale, bo grał u nich dwa lata. Zamknęli mu ulubiony kierunek, czyli prostą i grało nam się o wiele ciężej.

Paweł Zatorski (libero Domex Tytan AZS Częstochowa): To było widać, że od początku meczu podjęliśmy rękawice. Nie wyszliśmy na to spotkanie jakoś specjalnie zestresowani, bo tak powinno się wychodzić na takie mecze z takimi rywalami. Nie mamy nic do stracenia. Na pewno zapomina się o tym, kto stoi po drugiej stronie siatki. Grbić, Kazijski, czy Winiarski to znakomici gracze i na pewno możemy się od nich wiele uczyć. Czasami trochę mi głupio, że na boisku zapominam o respekcie, jakim powinienem ich darzyć. Wkradają się w nasze głowy małe emocje i nerwy, ale to jest normalne, że w trakcie meczu emocje biorą górę. Szkoda, że nie udało się powalczyć do końca spotkania, bo od połowy seta, kiedy Kazijski doznał, jak się okazało drobnej kontuzji, w naszych głowach pojawiła się trochę przedwczesna i złudna nadzieja o tym, że ten mecz uda nam się jakoś łatwo wygrać, bynajmniej tego drugiego seta. Byłoby to pokaźną zaliczką w perspektywie rewanżu we Włoszech. Wygraliśmy jednak jednego seta i wyjdziemy tam wcale nie na straconej pozycji, bo co nam pozostało, jak nie walczyć i oczywiście będziemy to robili z całych sił. Wiadomo, że rywale są znakomitymi zawodnikami, ale my musimy się z nimi mówiąc kolokwialnie, tłuc.

Komentarze (0)