WP SportoweFakty: Jak pan ocenia miniony sezon w wykonaniu Asseco Resovii w skali 0-10?
Andrzej Kowal: Oceniłbym go na siedem w tej skali. Patrząc przez pryzmat całego, bardzo ciężkiego dla nas sezonu, nie mogę go ocenić negatywnie. Mam świadomość, że to jest moja subiektywna ocena, a ludzi może być zupełnie inna, jednak siedem to jest dosyć obiektywna opinia. Jeżeli ktoś naprawdę zna się na tym sporcie i umie obserwować zespół, wie, na czym polega siatkówka i jak ważne jest zgranie zespołu oraz wypracowanie powtarzalności, to wie też, jakie spustoszenie wywołały kontuzje w naszym zespole w poprzednim sezonie. To była wręcz plaga, która musiała wpłynąć na jakość naszej gry.
Mimo wszystko siedem to dość wysoka ocena jak na brak trofeów.
- Większość ocenia miniony sezon przez pryzmat pięciu meczów. Dwóch w turnieju finałowym Ligi Mistrzów i trzech zagranych z ZAKSĄ Kedzierzyn-Koźle w finale PlusLigi. Ale ja nie patrzyłbym tylko na te pięć porażek. Mieliśmy doskonałą drugą rundę w fazie zasadniczej, podczas której zdołaliśmy odrobić większość poniesionych wcześniej strat i ostatecznie zakończyliśmy na drugim miejscu i awansowaliśmy do finału ligi. To jest naprawdę dobry wynik. Oczywiście, jeżeli patrzylibyśmy tylko przez pryzmat potencjału, który mieliśmy przed sezonem, to na pewno byłby to sezon rozczarowujący. I sam bym tak uważał, gdyby wszyscy nasi zawodnicy byli zdrowi, a wynik byłby taki jak był. Ale w kontekście plagi kontuzji, jakie nas spotkały, to i tak udało nam się osiągnąć dużo.
ZOBACZ WIDEO: Jubileusz najstarszego polskiego turnieju tenisowego za rok
Co roku budujecie, słynny już, szeroki skład, żeby się zabezpieczyć przed problemami wynikającymi z ewentualnych kontuzji. W tym sezonie to nie wystarczyło?
- Mieliśmy aż pięciu skrzydłowych. Alek Achrem po rocznej przerwie wracał do swojej dyspozycji i zajęło mu to bardzo dużo czasu. Bardzo liczyliśmy na Juliena Lyneela, bo to świetny zawodnik, ale niestety cały sezon dokuczały my problemy z kręgosłupem. Niko Penczew miał swoje problemy i od powrotu ze styczniowego turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk nie mógł wrócić do formy. Zdrowi byli tylko dwaj, najmniej doświadczeni. W takiej sytuacji trudno jest trenować, wypracować powtarzalność i pewność gry. A bez pewności gry nie da się wygrać żadnego trofeum.
Z jednej strony to był - jak sami mówiliście - wielki sukces, że udało się z tymi problemami w ogóle wejść do finału PlusLigi, ale z drugiej strony w tym finale nie ugraliście nawet seta.
- Nie jest to usprawiedliwienie, ale jednak ZAKSA i my zupełnie inaczej przygotowywały się do ligi. Udział w pucharach europejskich wszystko zmienia, my w naszym mikrocyklu mogliśmy wykonać dwie jednostki treningowe tygodniowo. ZAKSA czy Lotos sprzed dwóch lat mogli przejść pełen mikrocykl i spokojnie cały tydzień przygotowywać się do meczu ligowego, mając też po drodze czas na regenerację. My nie mieliśmy tego komfortu. Takie zespoły jak nasz muszą bazować na indywidualnych umiejętnościach zawodników oraz tym, co wypracują na początku sezonu, bo w trakcie już nie ma czasu na nic, jeżeli się gra co trzy dni. Wracając do finału, to był to trudny moment dla nas wszystkich, kibiców pewnie też. W finale absolutnie rozczarowaliśmy i z tym się zgadzam. Ale nie możemy oceniać całego sezonu naszego zespołu tylko po tym.
W turnieju finałowym Ligi Mistrzów zajęliście ostatnie miejsce i przegraliście oba spotkania.
- Jestem bardzo zadowolony z tego, jak zespół zaprezentował się w tym turnieju. Uważam, że poza jednym nieszczęsnym setem z Lube, graliśmy dobrze. Nasz poziom był naprawdę niezły. Analizowałem te spotkania dokładnie jako trener i jestem zadowolony.
Rok temu sezon reprezentacyjny zakończył się bardzo późno, potem jeszcze dla części zawodników była kolejna runda w styczniu. To utrudnia wiele takim zespołom jak wasz?
- Mamy świadomość, że spora część zespołu zwykle dociera pod koniec przygotowań. Ale nie patrzymy na to, czy ktoś będzie zmęczony czy nie, bo to jest nasza rola, żeby on był w dobrej dyspozycji fizycznej. Jednak rzeczywiście w ostatnich latach odegrało to ogromną rolę. W ubiegłym sezonie na przykład Niko Penczew wrócił z kadry mając dość siatkówki i jasno nam powiedział, że dla niego najważniejszy jest odpoczynek. Trudno pracować z zawodnikiem zmęczonym fizycznie lub psychicznie, bo on nie będzie poprawiał swoich umiejętności na treningach, nie będzie się angażował w zespół. A akurat w minionym sezonie faza zasadnicza miała ogromne znaczenie, nie było klasycznych długich play off. Dlatego jestem bardzo zadowolony, że zakończyliśmy ją na drugim miejscu. Inne ekipy mające w swoim składzie reprezentantów jak PGE Skra czy Lotos Gdańsk, znalazły się niżej.
Z perspektywy czasu widzi pan jakieś własne błędy w minionym sezonie? Coś zrobiłby pan inaczej?
- Oczywiście, że widzę. Wiele rzeczy zrobiłbym inaczej. Ale na pewno nie będę o tym opowiadał publicznie. Każdy trener popełnia błędy, każdy człowiek, pani również. Błędów nie popełnia tylko ten, co nic nie robi. Na pewno nie na błędach należy się koncentrować, tylko na rzeczach pozytywnych. Dla mnie taki ciężki sezon to jest trudne, ale ważne doświadczenie. Mądry człowiek powinien z porażek wyciągać pozytywne wnioski i ja to właśnie staram się robić. Taki sezon dał mi bardzo dużo.
A czy błędem było to, co się stało z Olkiem Śliwką? Rok temu zapowiadał pan, że widzi pan w nim potencjał na granie, jednak poza początkiem sezonu nie dostał zbyt wielu szans. I teraz ponownie został wypożyczony.
- Absolutnie nie był to błąd. Ludzie i sam Olek docenią ten rok z perspektywy czasu. Nigdy nie zdobyłby w Politechnice tego, co zdobył teraz w Rzeszowie. Rozwój zawodnika określa się nie tylko poprzez grę i gwarantuję pani, że Olek bardzo się w czasie ostatniego sezonu rozwinął. Trenował z bardzo dobrymi zawodnikami, grał pod ogromną presją - to są rzeczy bezcenne. Zwłaszcza, jeżeli Olek ma kiedyś grać o najwyższe cele z reprezentacją, na przykład o złoty medal na igrzyskach. Było to dobrze widać na ostatnich igrzyskach w Rio, jak to bywa z presją i niektórymi polskimi siatkarzami. Doświadczenie, które Olek teraz zdobył w Rzeszowie, może na razie jest niewidoczne, ale będzie procentowało. I nikt mi nie wmówi, że on miał stracony sezon. Tak mogą myśleć tylko laicy, którzy kompletnie się nie znają na siatkówce.
Co się wydarzyło w trakcie sezonu, że Olek przestał się pojawiać na boisku?
- On zaczął sezon w szóstce i grał bardzo dobrze, ale później między innymi z powodu naszych porażek, a także na podstawie obserwacji treningów, zdecydowałem się na innego zawodnika. Nasz klub gra o trofea i naszym celem nadrzędnym nie jest promowanie młodych zawodników, tylko wygrywanie. Jest nieustanna presja na wynik i pod tym względem dobierane są składy meczowe. Siatkarz, który wygrywa rywalizację na treningach, będzie grał w szóstce.
Jeżeli klub gra o najwyższe cele z nieustanną presją na wynik i ma w składzie wielu dobrych i doświadczonych zawodników, to czy nie było do przewidzenia, że junior może sobie w tej rywalizacji nie poradzić i spędzi sezon na ławce?
- Nikt na siłę Olka do Rzeszowa nie ściągał, miał prawo odmówić. Uważałem, że przy tamtym składzie miał zupełnie realne szanse na wygranie rywalizacji z innymi przyjmującymi. I miałem nadzieję, że lepiej sobie poradzi z presją. Ale nadal uważam, że jest to siatkarz z ogromnym potencjałem i jestem pewien, że ten sezon będzie dla niego znacznie lepszy. I gdybym miał jeszcze raz podejmować decyzję, to tak samo Olka bym do Rzeszowa w minionym sezonie wziął. On musi nauczyć się grać pod presją, ale na pewno będzie kiedyś kluczowym zawodnikiem reprezentacji Polski. I jestem przekonany, że właśnie dzięki doświadczeniu zdobytemu w Rzeszowie teraz przed Olkiem najlepszy sezon w karierze.
[b]rozmawiała Ola Piskorska
[color=black]
[/color][/b]