Dwie pierwsze odsłony środowego pojedynku bełchatowianie wygrali do 18. W trzeciej sytuacja była zdecydowanie najbardziej wyrównana, a prowadzenie zmieniało się co chwilę. Podopieczni Philippe'a Blaina triumfowali do 24.
- Przez dwa sety kontrolowaliśmy wydarzenia, bardzo dobrze nam zagrywka funkcjonowała. Później kilka niepotrzebnych błędów i zrobiło się gorąco, ale fajnie, że potrafiliśmy to z chłodną głową dociągnąć do końca. Było naprawdę blisko przedłużenia tego spotkania, a nie wiadomo, co działoby się potem. Każda chwila odpoczynku przed meczem z ZAKSĄ jest bezcenna - analizował Marcin Janusz.
Pochodzący z Nowego Sącza zawodnik wyszedł na plac gry od początku trzeciej odsłony, tuż po 10-minutowej przerwie. Jednak sam jest zdania, że środowe spotkanie mu nie wyszło.
- Jestem zdecydowanie niezadowolony z tego, co pokazałem. Wiem, że potrafię grać dużo lepiej. Oczywiście to był pierwszy mecz nowego sezonu przed publicznością, może presja też trochę większa, ale ja oczekuję od siebie dużo więcej, podobnie jak trener i kibice - przyznał gracz PGE Skry Bełchatów.
ZOBACZ WIDEO: Peszko: denerwują mnie żarty na mój temat
Od pierwszych dni nowego sezonu kalendarz bełchatowian jest bardzo napięty. W weekend można ich było oglądać w Szczecinie podczas turnieju Giganci Siatkówki, w środę w Hali Energia zmierzyli się z MKS-em Będzin, a już w niedzielę czeka ich pojedynek z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle.
- Trochę to szalone, bo jeździmy z turnieju na turniej, ale zamysł był taki, by przygotować nas do tego sezonu, który również będzie szalony pod tym względem - skomentował Janusz.
Zarówno ekipa z Kędzierzyna-Koźla, jak i z Bełchatowa nie pozwoliła rywalom w pierwszej kolejce ugrać nawet seta. Te mecze trudno jednak porównywać z tym, które zaplanowane jest na niedzielę w Hali Azoty.
- Pamiętamy, co ZAKSA zrobiła w Szczecinie i na jaki poziom się wzniosła. Mecze z czołówką PlusLigi to zupełnie co innego. Nie wiem, czy ich postraszyliśmy, to trzeba by zapytać chłopaków z Kędzierzyna - przyznał młody rozgrywający Pszczół.
W poprzednim sezonie PGE Skra nie zagrała w finale, o czym zadecydowała różnica setów, która przemawiała na korzyść Asseco Resovii Rzeszów. Czy mimo zmiany przepisów bełchatowianie uważają na każdą straconą partię?
- Myślę, że nikt na to tak nie patrzy. Zawsze jak wychodzimy na boisko, gramy o to, by wygrać jak najwięcej setów. To, co nie udało się w zeszłym roku, jest nieważne. Najwyraźniej Asseco Resovia była lepsza. Takie myślenie, co to będzie pod koniec nie ma sensu. Trzeba się skupić na dobrej grze, a wtedy będzie pozytywnie - zakończył Marcin Janusz.