WP SportoweFakty: Szkoła sportowa różni się w swoim funkcjonowaniu od zwykłych placówek tego typu, ale obowiązek edukacyjny pozostaje niezmienny. Jak wygląda ten aspekt u was?
Grzegorz Wagner (SMS PZPS Szczyrk): Wiadomo, że powszechna opinia jest taka: w szkole sportowej to się gra, a nie uczy. Ale u nas nauka jest na tym samym miejscu co sport i widać po średnich ocen w klasach, a także wynikach ostatniego egzaminu gimnazjalnego, że dziewczyny naprawdę się uczą. Dzięki staraniom dyrektora i mojego zastępcy Zbigniewowi Miłosiowi mamy bardzo dobrą kadrę nauczycielską; oczywiście, lekcje są dostosowane do treningów, ale to nie oznacza jakiejkolwiek taryfy ulgowej.
[b]
Prezes Jacek Kasprzyk mówił sporo o pomyśle Klubu Polska, który miałby być niejako przedłużeniem ścieżki edukacyjno-sportowej…[/b]
- Mam nadzieję, że projekt Klubu Polska doczeka się realizacji i będzie on kontynuacją szkolenia w SMS-ie. Prezes związku i trener Nawrocki są za, dobrze byłoby ruszyć z tym projektem od przyszłego roku. Również dlatego, że jest wiele uczennic, które zadeklarowały się, że po ukończeniu szkoły w Szczyrku dołączyłyby do takiego Klubu Polska. Istniał także pomysł wykupu zawodniczek przychodzących do SMS-u z klubów, wtedy to my byśmy decydowali o tym, gdzie one by grały. Z mojego punktu widzenia byłoby to najlepsze, ale mam świadomość, ze kluby pewnie podniosłyby protest. Z drugiej strony - mowa w tym wypadku o pięciu-sześciu dziewczynach na rok w czterdziestomilionowym państwie. Będziemy pracować nad tym, by nasze interesy były zbieżne.
ZOBACZ WIDEO Rekordowy Robert Lewandowski
A jak pan by widział Klub Polska?
- Wyobrażam to sobie tak, że Klub Polska powstałby przy dobrej uczelni, gdzie siatkarki, te do 23 roku życia, miałyby zapewnione warunku do nauki i treningu co najmniej takie, jak w Szczyrku. Zależałoby nam na jednolitości szkolenia w Klubie i SMS-ie, najlepszej kadrze trenerskiej w obu ośrodkach. Do Klubu trafiałyby absolwentki SMS-u, szczególnie te, dla których cykl szkolenia w naszej szkole będzie za krótki na rozwinięcie topowych umiejętności. A także obiecujące zawodniczki, które nie znalazłyby miejsca w lidze. Oczywiście do tego wszystkie potrzebny byłby dobry sponsor, współpracujący samorząd, ale przede wszystkim gwarantująca poziom uczelnia.
Kiedy doszło do tej ucieczki dwóch roczników SMS-u, postanowił pan sobie, by to się więcej nie powtórzyło?
- Chcę zapewnić, że nasze uczennice są świadome tego, co robimy i pieniądze z profesjonalnych kontraktów nie są dla nich najważniejsze. Oczywiście, pewnie zdarzy się, że ktoś pójdzie za pieniędzmi, ale rodzice tych dziewczyn są przekonani tak samo jak my, że najpierw trzeba w dziecko zainwestować poprzez szkolenie, by potem czerpano z tego korzyści. Jestem przekonany, że zdecydowana większość dziewczyn i rodziców myśli o tym, co dzieje się teraz w Szczyrku. Mamy tutaj atmosferę pracy, nasze podopieczne zauważyły swoje postępy poczynione dzięki szkole - to jest nasz sukces.
Słyszałem opinie, że obiekt w Szczyrku to prawdopodobnie najlepsza taka placówka w Europie. Nic, tylko trenować.
- Zawsze w karierze trenerskiej wychodziłem z założenia, że najpierw trzeba zawodnikowi zapewnić warunki do pracy, a potem dopiero wymagać. Ukłony należą się ministerstwu sportu, PZPS-owi i dyrekcji SOS-ów, bo absolutnie na nic nie mogę narzekać. Mamy wszystko, czego potrzebujemy i praca w takich warunkach dla siatkarek i trenerów to sama przyjemność. Gdybym powiedział inaczej, to byłoby krzywoprzysięstwo! Mamy wszystko, co potrzebne do szkolenia: dwie hale, basen, stadion a także kamery i telewizory do odtwarzania akcji. Do tego latem wychodzimy w góry… Ewentualnie przydałaby się hala do plażówki, ale to już melodia przyszłości. Podoba mi się bardzo wzór amerykański, dlatego chciałbym mieć nieco szerszy sztab trenerski, monitorować każdy trening i od razu go dzielić na pojedyncze akcje, ale po prostu wiem, w którym miejscu na razie jesteśmy. I tak przy ograniczonych możliwościach mamy sporo, bo związek zdał sobie sprawę, że trzeba poprawić szkolenie i zgodził się na wszystkie moje propozycje co do sztabu.
- Jak zmieniała się metodyka szkolenia przez lata funkcjonowania szkoły w Szczyrku?
- Teraz więcej choćby jest treningu we wspólnych grupach wiekowych, już wcześniej przeprowadzaliśmy zajęcia według pozycji z panelami dla rozgrywających, środkowych i tak dalej. Natomiast pierwszy rok to była praca nad techniką, w ogóle nie zajmowaliśmy się grę. To odbiło się na wynikach meczów, ale później przyniosło efekty i teraz możemy trenować szybszą i dokładniejszą grę. Albo inny przykład: w pierwszym roku nowej szkoły na przełomie października i listopada mieliśmy lekką "deprechę" przez ciągłe deszcze. Uczennice nam po prostu padały jak muchy i kręciły nogi na schodach. I tak faktycznie jest w każdej szkole, sprawdziliśmy to. Dlatego podzieliliśmy wakacje zimowe: pierwszy ich tydzień to właśnie przełom października i listopada, dzięki czemu dziewczyny wracają do nas w zdecydowanie lepszym nastroju, drugi przypada na święta. I to się sprawdziło w stu procentach.
Trudno jest upilnować tyle młodych, wciąż dojrzewających kobiet?
- Zdajemy sobie wszyscy sprawę, że każda najmniejsza rzecz to składowa końcowego wyniku; różnie to wychodzi, ale nasz cel jest niezmienny, chcemy, by wychodziły stąd profesjonalistki. Wiadomo, czasem coś się zdarzy, ale w takiej grupie osób charakternych dziewczyn, o zróżnicowanych, silnych osobowościach to jest nieuniknione. Ale naprawdę nie mamy jakichś większych problemów z ich dopilnowaniem, jeśli trzeba, gasimy pożary od razu. Pracujemy nad tym, by zawodniczki lepiej się odżywiały, mamy zdecydowanie mniej problemów z nadwagą niż wcześniej. Współpracujemy z coachem mentalnym, który regularnie do nas przyjeżdża, a zawodniczki mają z nim stały kontakt i to nam bardzo pomaga. Przyznaję, w pierwszym roku SMS-u nie było różowo, ale obecnie to zupełnie inna bajka: potrafimy przede wszystkim współpracować w grupie.
Ile daje sobie pan czasu na to, by chociaż kilka absolwentek szkoły weszło na ten topowy, międzynarodowy poziom?
- Na poziomie kadeckim wynik nie przekłada się w żaden sposób na drużyny seniorskie, inaczej jest w przypadku juniora. Włoszki mają w swoich młodzieżowych składach trzy Afrykanki, w pełni ukształtowane już w wieku 10-11 lat, Turczynki jako nacja południowa dojrzewają znacznie wcześniej… Przy całej naszej pracy musimy brać cały czas pod uwagę wiek rozwojowy tych dziewczyn, by w zdrowiu grały jak najdłużej i mogły potem oddać państwu polskiemu to, co od niego dostały. A juniorki? Sam nie wiem, ale wrócę do tych przegranych eliminacji do mistrzostw Europy. Z przyszłymi mistrzyniami Europy przegraliśmy trzy sety na przewagi, do tego w końcówkach setów… włoski sędzia mylił się jak trzeba, że się tak wyrażę.
- Natomiast w drugim turnieju przegraliśmy z Serbią, mimo to zajęliśmy drugie miejsce w grupie, co dwa lata temu dałoby nam awans. Nie dało przez jednego straconego seta i mecz Słowenii z Chorwacji o dość dziwnym przebiegu, wszak oba zespoły już znały wcześniejsze wyniki. Co zrobić - jak niefart, to po całości. I tak tamte spotkania pokazały, że juniorki poszły mocno do przodu. Czekamy na styczniowe kwalifikacje do mistrzostw świata i sam jestem ciekaw, kogo nam dolosują. Niestety, przez taką, a nie inną pozycję w europejskich rankingach będziemy trafiać na tuzów i ciężko się będzie przez nich przebić.
A mamy na chwilę obecną kim walczyć z tymi tuzami?
- Wiążę nadzieję z rocznikami 2000 i 2001, naprawdę bardzo ciekawe zawodniczki. Z czego nawet kilkadziesiąt powyżej 1,80 metra wzrostu! Mamy materiał, to pewne. Marzyłoby mi się, żeby szkolić już od pierwszej gimnazjum i przeprowadzić pełny, sześcioletni cykl, jak ma to miejsce we Włoszech. Kiedy my zbieramy rocznik do trzeciej klasy gimnazjum, to Włosi mają już drużyny po dwóch latach nauki i nie trudno się dziwić, że to oni mają kulturę gry na najwyższym poziomie. Trudno mówić o konkretnych zamierzeniach, to jest tak nieprzewidywalne i tak wiele składowych trzeba brać pod uwagę… Ale choćby Natalia Murek została powołana do reprezentacji seniorek, a kilka dziewczyn już teraz puka do drzwi tej dorosłej kadry i pewnie już w przyszłym roku trafią do jej szerokiego składu. I to jest nasz wynik! Wiadomo, ministerstwo, kibice, także ja - wszyscy chcemy wygrywać, mieć medale. Ale na razie zachowajmy proporcje, co jest ważne i ważniejsze.
Rozmawiał Michał Kaczmarczyk