Częstochowianie po porażce na własnym parkiecie w opinii wielu kibiców do Włoch jadą po najmniejszy wymiar kary. Wicemistrzowie Polski nie mają jednak nic do stracenia i do rewanżowego spotkania mogą przystąpić bez zbędnej presji. - Wygraliśmy jednak jednego seta i wyjdziemy tam wcale nie na straconej pozycji, bo co nam pozostało, jak nie walczyć i oczywiście będziemy to robili z całych sił. Wiadomo, że rywale są znakomitymi zawodnikami, ale my musimy się z nimi mówiąc kolokwialnie, tłuc - mówił po pierwszym spotkaniu libero, Paweł Zatorski.
Nie ulega jednak wątpliwości, że zdecydowanym faworytem pojedynku będą mistrzowie Włoch, którzy nadal odczuwają jednak skutki spotkania w Częstochowie. Na urazy narzekają bowiem dwaj przyjmujący Matej Kazijski oraz Dore Della Lunga. Problemy kadrowe odbiły się czkawką drużynie Radostina Stojczewa na rodzimym gruncie i po porażce w ostatniej kolejce z zespołem z Perugii Itas stracił pierwsze miejsce tabeli na rzecz Lube Banci Macerata. Patrząc jednak przez pryzmat potencjału, jaki drzemie w zespole z Trentino, nawet ewentualna absencja wspomnianej dwójki nie powinna mieć wpływu na obraz gry, o czym mogliśmy przekonać się w Częstochowie. Mistrzowie Włoch przetrzebieni kontuzjami na przyjęciu, triumfowali bowiem 3:1 i w znacznym stopniu zagwarantowali sobie udział w Final Four w Pradze.
Podopiecznych Radosława Panasa czeka zatem niezwykle trudne, wręcz karkołomne zadanie. Do awansu częstochowianie potrzebują bowiem zwycięstwa w trzech setach, bądź w najlepszym wypadku w czterech oraz "złotym secie". Każdy inny scenariusz eliminuje "Akademików" z dalszej rywalizacji.
I choć wielu z góry stawia częstochowian na straconej pozycji, dopóki piłka w grze wszystko może się zdarzyć. Jak pokazuje historia, wicemistrzowie Polski w tym sezonie już niejednemu wyżej notowanemu rywalowi napsuli sporo krwi i z pewnością również w środowy wieczór "tanio skóry nie sprzedadzą" i postarają się o kolejną niespodziankę.