WP SportoweFakty: Czy rywalki z Ostrowca Świętokrzyskiego czymś was w poniedziałek zaskoczyły?
Paulina Maj-Erwardt: Nie, niczym. Może ewentualnie tym, że prezentowały na boisku taki marazm, który przeszedł później na nas. Potrzebowałyśmy trochę czasu, żeby nasza radość z gry wróciła i w dalszej części meczu rzeczywiście inaczej to wyglądało. Na początku stałyśmy jednak na parkiecie, myśląc: Jezu, jak nudno...
Właśnie. Potrzebowałyście dwóch setów, żeby odciąć się od poziomu prezentowanego przez rywalki.
- Zgadza się. To są po prostu ciężkie mecze. Wiadomo, że trzeba je wygrać, najlepiej 3:0. Czasami różnie może się to skończyć, co potwierdził zespół KSZO w starciu z faworyzowaną ekipą z Dąbrowy Górniczej (w drugiej serii spotkań Tauron MKS pokonał ostrowianki dopiero po tie-breaku). Dlatego cieszą trzy punkty dla nas. Myślę, że powinno być coraz lepiej.
Jest ulga, że w końcu udało się wygrać 3:0? Poprzednie spotkania kończyłyście w czterech odsłonach, a w zeszłym sezonie Budowlani kilku niżej notowanym rywalom oddali cenne punkty, co wyeliminowało klub z walki o medale.
- Wiadomo że nie dobrze jest tracić sety, ale trzy punkty to trzy punkty. Jedna partia zawsze może się nie udać, ale trzeba wtedy wyciągnąć wnioski i starać się nie dopuszczać do tego w przyszłości. Powoli rozumiemy to coraz lepiej. W zeszłym roku Budowlani byli zespołem z podejściem: "jak się uda to będzie ok", a teraz drużyna przechodzi do roli faworyta z wielkimi aspiracjami medalowymi, więc tej nowej sytuacji trzeba się nauczyć, razem.
ZOBACZ WIDEO Legia - Real. Był Prijo, było party!
I jak wam idzie?
- Jak coś nie wyjdzie, zdarzają się czasem na boisku spięcia, które są zupełnie nie potrzebne, bo jesteśmy w stanie poradzić sobie z problemami jako drużyna. Musimy nauczyć się tego, że teraz my jesteśmy liderami i to my kreujemy grę, a nie patrzymy, co robi przeciwnik. Dlatego na razie zdarza nam się jeszcze szarpana gra. Ale pracujemy nad tym i idziemy w dobrym kierunku.
Czyli pojawia się gdzieś ta presja oczekiwań i nie pozostaje bez wpływu na postawę zespołu?
- Na pewno tak, ale w pewnym sensie same ją na siebie nakładamy. Tak jak mówiłam, chodzi tu bardziej o nauczenie się pewnego sposobu myślenia, odpowiedniego dla tych wysokich celów, jakie sobie zakładamy i jakie chcemy osiągnąć. Mamy takie umiejętności sportowe, że na pewno nas na to stać.
Duża w tym jest na pewno rola pani, jako zawodniczki, która praktycznie co roku gra o medale.
- Dokładnie. Z reguły jestem do tego przyzwyczajona, bo o medale walczyłam w każdym klubie. Gdziekolwiek nie byłem, stawiane były najwyższe cele i trzeba było zrobić wszystko, żeby je osiągnąć. Dlatego staram się cały czas ciągnąć dziewczyny do góry, dodawać im wiary w ich własne możliwości, co przekładać powinno się na cały zespół, bo to on jest tutaj najważniejszy - nie indywidualności tylko drużyna. Wydaje mi się, że kilka razy pokazałyśmy już, że wspólnie możemy przenosić góry.
Czyli wszystko zmierza ku lepszemu, ale potrzeba jeszcze trochę czasu?
- Tak. Ja jestem dobrej myśli. Mam trochę doświadczenia w takich sytuacjach i widzę, że jest coraz lepiej.
Rozmawiał Marcin Olczyk