Błażej Krzyształowicz: Nie ma co dramatyzować

WP SportoweFakty / Justyna Serafin
WP SportoweFakty / Justyna Serafin

Drugie miejsce w tabeli, czternaście punktów i bilans 5-0. To dorobek siatkarek Budowlanych Łódź na starcie nowego sezonu Orlen Ligi. Łodzianki mają jednak jeszcze spore rezerwy, o czym przekonuje trener Błażej Krzyształowicz.

W miniony poniedziałek Budowlane pokonały BKS Profi Credit Bielsko-Biała, ale w pięciu setach, co sprawiło, że po raz pierwszy w sezonie straciły punkty. Przez gorszy stosunek małych punktów opuściły także fotel lidera Orlen Ligi na rzecz Chemika Police. Szkoleniowiec łodzianek dostrzega wiele mankamentów, ale jednocześnie też wycisza głosy niepokoju, które pojawiają się po ostatnim spotkaniu.

WP SportoweFakty: Jest piąte zwycięstwo w piątym kolejnym meczu, ale jednak zdobywacie dwa, a nie trzy punkty. Oczekiwaliście w meczu z BKS-em Profi Credit pełnej puli?

Błażej Krzyształowicz: Tu nie chodzi o to, że ktoś oczekuje i sobie wcześniej przypisuje punkty. My przede wszystkim wychodzimy po to, by wygrać mecz. Faktycznie nie szło nam w pewnych elementach, bo przeciwnik stworzył takie warunki, że momentami nie potrafiliśmy sobie z nimi poradzić.

Mam wrażenie, że był to wasz najsłabszy mecz w tym sezonie.

- Trudno mi to ocenić. Z pewnością w zagrywce przeciwnik postawił twarde warunki gry. Mieliśmy tutaj sporo problemów z naszym przyjęciem. Również w ataku dalej nie potrafiliśmy się odnaleźć tak, jak powinniśmy. Być może stąd taka - brzydko mówiąc - męczarnia.

Jednak sztuką jest wygrywać wtedy, gdy nie wszystko idzie tak, jak powinno. A wy to zrobiliście.

- Możemy być zadowoleni z tego, że wygraliśmy mecz oraz z tego, że mimo kilku niedogodności, zniwelowaliśmy nasze błędy innymi elementami. Zwyciężyliśmy 3:2, lecz mieliśmy swoje szanse na wygraną 3:1.

Można jednak was pochwalić za dyspozycję w bloku. Różne elementy nie zawsze działały tak, jak powinny, a wy i tak macie 18 "czap" na koncie.

- Nie możemy jednak polegać na jednym elemencie. nie ma też co dramatyzować. Wygraliśmy trudny mecz, w którym nam nie szło. A potrafiliśmy się postawić rywalowi.

ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: Kandydatami na trenera są dwaj Włochów, Serb i Argentyńczyk

Od początku postawił pan na rozegraniu na Ewelinę Tobiasz, a nie jak dotychczas na Pavlę Vincourovą. Dlaczego?

- Taka była nasza decyzja jako sztabu szkoleniowego. To był nasz pomysł na ten mecz. Na pewno nie usłyszycie od nas, że ta jest lepsza, a ta gorsza. Nic z tych rzeczy.

A co stało się z Julią Twardowską? 

- Nie mogła pojawić się na parkiecie ze względów zdrowotnych. Na przedmeczowym treningu doznała kontuzji, która uniemożliwiał jej praktycznie w żadnym momencie wejście na parkiet. Z pewnością przydałaby się w tym meczu, by "odpowietrzyć" Martynę Grajber czy Heike Beier na jedną czy dwie piłki, ale jej brak nie jest dla nas usprawiedliwieniem.

Skoro wkroczyliśmy w wątek kontuzji, to chciałbym zapytać też o Sylwię Pelc. Jak się czuje i kiedy wróci do pełnego trenowania?

- Sylwia jeszcze przez około tydzień będzie bez typowych treningów siatkarskich. Z naszym fizjoterapeutą Marcinem Kąkolem i trenerem od przygotowania fizycznego Tomaszem Nagórką działamy prewencyjnie. Aktualnie robi to, co może robić. A ma problemy z łydką, co eliminuje ją ze wszystkich dynamicznych form treningu.

Także Monika Kutyła nie miała jeszcze okazji pograć dłużej. Jak wygląda jej sytuacja?

- Dochodzi do siebie po kontuzji łokcia. Możemy coraz częściej korzystać z jej usług na treningach, więc ten problem już minął.

Rozmawiał Krzysztof Sędzicki

Komentarze (0)