Obie drużyny przed tym spotkaniem sąsiadowały ze sobą w ligowej tabeli. Trudno było wskazać faworyta tego starcia, choć statystyki przemawiały za AZS-em. Częstochowianie wygrali dwa ostatnie starcia we własnej hali i mieli chrapkę na przedłużenie tej passy.
Pierwszy set udowodnił, że przeciwko sobie stanęły wyrównane zespoły. Początkowo to będzinianie uzyskali kilka "oczek" przewagi, ale szybko ją stracili. W końcówce inauguracyjnej partii stroną dominującą byli Akademicy, a ich silną bronią były ataki środkowych Michała Szalachy oraz Bartosza Buniaka. MKS straty próbował odrabiać blokiem, trzykrotnie zatrzymany został Paweł Adamajtis, ale było to zbyt mało, by zagrozić gospodarzom.
Przegrana podziałała na będzinian mobilizująco. Znów na początku wywalczyli sobie przewagę, ale tym razem nie oddali jej już do końca seta. MKS systematycznie powiększał swoją zaliczkę nad rywalami. Z dobrej strony pokazał się Jakub Peszko, który zastąpił Nathana Robertsa. Zmiana ta uspokoiła przyjęcie i atak w będzińskim zespole, co poskutkowało wysokim zwycięstwem.
Trzecią odsłonę AZS rozpoczął od prowadzenia 3:0, ale będzinianie szybko wzięli się w garść i błyskawicznie doprowadzili do wyrównania (4:4), a chwilę później wyszli na prowadzenie. Znów atutem MKS-u był blok, a częstochowianie mieli problem, by skutecznie zakończyć swoje ataki. Będzinianie prowadzili grę i dyktowali warunki. Wydawało się, że ten set zakończy się ich łatwym zwycięstwem.
ZOBACZ WIDEO Ireneusz Mazur: Mecz z Serbią otworzył nam drogę do tytułu mistrza świata
Nic bardziej mylnego. Częstochowianie przegrywali 16:20, ale zdołali doprowadzić do wyrównania (21:21). Końcówka tego seta była niezwykle emocjonująca i nerwowa. AZS cieszył się już z wygranej, kiedy to przy stanie 24:23 w aut zaatakował Rafael Rodrigues Araujo, ale po analizie zapisu wideo zmieniono decyzję i trzeci set trwał dalej. Emocji nie brakowało, a żółtymi kartkami ukarani zostali Łukasz Kozub i trener AZS-u, Michał Bąkiewicz. Zawodnicy popełniali błędy podwójnego odbicia, a kontuzji przy zagrywce doznał Mateusz Przybyła. Przy tej sytuacji arbiter przerwał akcję, kiedy piłka po ataku częstochowian zmierzała już w boisko. Protestów nie było końca, a set padł łupem MKS-u. Wynik mówi sam za siebie - 34:32.
Nerwy i kłótnie nie są najlepszym rozwiązaniem. W sporcie swoją wyższość trzeba udowodnić na boisku. W czwartym secie to AZS był stroną dominującą. Akademicy ponownie otworzyli partię prowadzeniem 3:0, ale tym razem nie dali sobie wyszarpać wygranej. Systematycznie powiększali przewagę, dominowali w każdym elemencie i wygrali 25:18. O losach meczu zadecydował tie-break, nazywany przez trenerów i zawodników siatkarską ruletką. Ostatnią partię gospodarze rozpoczęli nerwowo, popełnili trzy błędy i to MKS prowadził 3:0. Tie-break nie wybacza błędów, a tych częstochowianie popełniali co niemiara. Tym samym będzinianie odnieśli trzecie w tym sezonie zwycięstwo.
[event_poll=71123]
AZS Częstochowa - MKS Będzin 2:3 (25:19, 18:25, 32:34, 25:18, 10:15)
AZS: Szymura, Adamajtis, Buniak, Moroz, T. Kowalski, Szalacha, A. Kowalski (libero) oraz Polański, Grebeniuk, Janus, Buczek, Wawrzyńczyk.
MKS: Roberts, Kozub, Ratajczak, Waliński, Araujo, Rejno, Potera (libero) oraz Peszko, Przybyła, Seif, Piotrowski, Woch.
MVP: Marcin Waliński (MKS Będzin).
Łukasz Witczyk z Częstochowy