W Serie A1 zapachniało sensacją

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jeden z najbardziej utytułowanych włoskich klubów, w którego szeregach gra cała plejada gwiazd sporego kalibru, w najbliższą środę zawalczy o być albo nie być w play off. Sisley Treviso, bo o nim mowa, z nożem na gardle przystąpi do zamykającego rundę zasadniczą Serie A1 spotkania z Bre Banca Lannutti Cuneo. Potem, do niedzieli będzie z drżeniem serca oczekiwał na wyniki meczów w Weronie i Maierato.

W tym artykule dowiesz się o:

Teraz albo nigdy - tak włoskie media zapowiadają pojedynek, który z pewnością zelektryzuje całą siatkarską Italię. Jeśli wielki niegdyś, a dziś dość znacznie wypalony Sisley przegra konfrontację z Cuneo, a rywale - siódma w stawce Tonno Callipo Vibo Valentia i dziewiąta Marmi Lanza Verona wygrają za trzy punkty, będziemy świadkami nie lada sensacji. Wtedy bowiem, pierwszy raz w swojej długiej i prężnej historii, jedna z trzech sztandarowych części "Famiglia Benetton” spadnie poza najlepszą ósemkę rozgrywek.

Wyjątkowo, ze względu na udział Cuneo w Final Four Pucharu CEV, spotkanie zostanie rozegrane już w środę, 18 marca.

- To dla nas ostatnia deska ratunku. Nieważne jak, ale musimy wygrać i pozostać w stawce. Nawet nie chcę myśleć, że Sisley może znaleźć się za burtą - powiedział na dwa dni przed decydującym starciem kapitan zespołu Alberto Cisolla.

Kiedy rok temu Sisley Treviso zakończył rywalizację na piątym miejscu, wydawało się, że gorzej już być nie może. Szybko jednak okrutna rzeczywistość pokazała, że może. Nie pomogło zatrudnienie jednego z najlepszych rozgrywających na świecie, Brazylijczyka Ricardo. Choć ten gra poprawnie, a momentami nawet prezentuje kunszt z najlepszych lat w kadrze Canarinhos, sam meczów wygrywać nie jest w stanie. Zwłaszcza, jeśli pozostali - Fei, Cisolla, Papi, Gustavo czy libero Farina grają, mówiąc oględnie, na pół gwizdka.

Sezon zaczął się fatalnie, bo od porażki z beniaminkiem z Werony. Później bywało różnie - wygrana z mistrzem Itasem Diatec Trentino i sromotne lanie od wtedy outsiderów z Valentiny. Pierwszą rundę zespół skończył na siódmym miejscu, wciąż tłumacząc, że zgranie się z nowym rozgrywającym wymaga sporo czasu. Czasu właśnie (i przede wszystkim cierpliwości) zabrakło jednak włodarzom klubu, którzy pod koniec listopada podziękowali za współpracę brazylijskiemu trenerowi Renanowi Dal Zotto, ściągając awaryjnie bezrobotnego akurat Włocha Francesco Dall'Olio.

- Brazylijski styl pracy nie przyjąć się w naszym zespole, więc wracamy do włoskich korzeni - skwitował tę zmianę II szkoleniowiec Sisleya Tomaso Totolo, tłumacząc jednocześnie słabe wyniki problemami zdrowotnym.

Najbardziej dotkliwe braki uwidoczniły się na przyjęciu zagrywki i z pewnością działacze Sisleya nie raz pożałowali, że przed startem rozgrywek nie zdecydowali się powalczyć o pozyskanie Matteo Martino, obecnie gracza lidera Serie A1 z Maceraty. Argumentowali, że suma kontraktu żądana przez jego managera była zbyt wygórowana i nie należy psuć młodzieży tak bajecznymi stawkami.

Kiedy jednak przegrali półfinałowe starcie Pucharu Włoch z Cuneo, w klubie zawrzało ponownie i usilnie zaczęto poszukiwać przyjmującego. Jeszcze przed ostateczną batalią o Final Four Challenge Cup z Jastrzębskim Węglem pozyskano mistrza olimpijskiego Rileya Salmona, ale ze względów formalnych, siatkarz nie mógł wspomóc kolegów i wspólnie z kontuzjowanym Stefanem Hubnerem oglądał mecz z trybun, czekając w napięciu na jego końcowy wynik. W znacznie większych nerwach, niż kontuzjowani gracze, przyglądał się potyczce z Jastrzębiem generalny manager Sisleya Bruno Da Re, dla którego przegrana oznaczała przymusowy rozbrat z klubem, po prawie 22-latach współpracy.

- Ostatnie dwa sezony to pasmo niepowodzeń Sisleya. Niby normalnie ćwiczymy, mocno trenujemy, mamy świetny skład, a jednak coś jest nie tak. Puchar Challenge był dla nas bardzo ważny, bo chcieliśmy wygrać w tym sezonie cokolwiek, żeby podnieść swoje morale. Widać jednak, nie jesteśmy wystarczająco dobrzy i działacze już zaczynają szukać winnych - komentował kompletnie przybity porażką ze śląskim klubem Alberto Cisolla.

Sisley Treviso dziewięciokrotnie zdobywał scudetto (ostatni raz w 2007 roku), pięć razy triumfował w Pucharze Włoch. W środę, ten jakże uznany i utytułowany zespół zagra o być albo nie być w Serie A1. Nawet jeśli w końcu szczęście im dopisze, a rywale "pomogą” zostać w najlepszej ósemce, to radości z pewnością nie będzie. W pierwszej rundzie play off siatkarzy trenera Dall'Olio czeka potyczka z najgroźniejszymi i najrówniej dotąd grającymi ekipami w lidze - Lube Banca Marche Maceratą lub Itasem Diatec Trentino. Z Maceratą Sebastiana Świderskiego Sisley przegrał w tym sezonie dwukrotnie, a z Itasem Michała Winiarskiego i Łukasza Żygadło raz - w rundzie rewanżowej.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)