Karol Kłos: Mariusz Wlazły ciągnął nasz zespół

Karol Kłos przyznaje, że główną rolę w odwróceniu losów wygranego przez jego zespół meczu z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle miał Mariusz Wlazły. PGE Skra Bełchatów przegrywała z mistrzem już 0:2, ale doprowadziła do szczęśliwego dla siebie tie-breaka.

Mecz mistrza Polski z brązowym medalistą PlusLigi nie rozczarował. Sobotnie starcie gigantów obfitowało w wiele zaciętych wymian na najwyższym siatkarskim poziomie. Nie obyło się też bez zaskakujących zwrotów akcji. Bełchatowianie nieoczekiwanie przegrali pierwszego seta, mimo że przez jego większość mieli inicjatywę. Z drugiej jednak strony przegranie dwóch kolejnych partii nie zniechęciło ich i ostatecznie sięgnęli po zwycięstwo 3:2 w całym spotkaniu, w decydującej odsłonie nie pozwalając rywalowi dojść do głosu.

- Pierwszy set szedł nam bardzo dobrze i przegraliśmy go tak naprawdę na własne życzenie, niepotrzebnymi błędami. Ja posłałem piłkę w aut, Artur Szalpuk dał się zablokować rozgrywającemu rywali i w konsekwencji tych wszystkich małych niepowodzeń set nam gdzieś uciekł. Drugą partię oddaliśmy bez walki, bez historii. Do kolejnej odsłony podeszliśmy podobnie jak do pierwszej i udało nam się złamać ZAKSĘ. Tak samo, po walce, wygraliśmy w czwartym secie. Mecz zrobił się dla nas przyjemny, cieszyliśmy się z powrotu do gry. W tie-breaku byliśmy już w pełni skupieni, od początku do końca, ale szczęście na pewno też nam trochę sprzyjało - podsumował przebieg meczu Karol Kłos.

Środkowy bloku PGE Skry zdobył tego dnia 11 punktów, co było drugim wynikiem w jego zespole. Głównym bohaterem okazał się jednak zdecydowanie Mariusz Wlazły, który łącznie zapisał na swoim koncie rekordowe 38 oczek, z czego aż 6 zdobytych zagrywką. - Trzeba podkreślić bardzo dobrą grę Mariusza Wlazłego, który przez cały mecz ciągnął nasz zespół. Kończył trudne akcje, w niesamowity sposób wciskając za każdym razem piłkę ZAKSIE. Miał też bardzo dużo asów. Grający na równym poziomie Mariusz pchał całą drużynę do lepszej gry - wyjaśnił nasz rozmówca.

Tego dnia świetnie w polu zagrywki spisywał się cały bełchatowski zespół, a asy serwisowe na swoim koncie zapisało aż siedmiu zawodników PGE Skry! - Potrafimy zagrywać, tylko zdążyliśmy już wszystkich przyzwyczaić do tego, że bardzo dużo zagrywek psujemy i oddajemy w ten sposób sporo punktów. W sobotę wszyscy w tym elemencie gry czuli się dobrze, zresztą wystarczyło spojrzeć na Mariusza, który zagrywał, gdzie chciał, w lewo czy prawo, sprawiając, że rywale mieli olbrzymie problemy, żeby w ogóle utrzymać piłkę w grze - wyjaśnił reprezentant Polski.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy

Bełchatowianie w sobotę już drugi raz w tym sezonie pokonali aktualnego mistrza Polski, ale w tabeli wciąż tracą do niego dwa punkty. W tego typu starciach to nie aktualny układ w stawce wydaje się być jednak najważniejszy. - Takie zwycięstwo potwierdza, że potrafimy walczyć z topowymi zespołami, bo do nich należy na pewno ZAKSA. Umiemy się postawić, powalczyć. Cieszy zwłaszcza to, że przegrywając z klasowym przeciwnikiem już 0:2 w setach, podnieśliśmy się i ostatecznie wygraliśmy. Po dwóch pierwszych partiach mało kto zakładał taki scenariusz - podkreślił Kłos.

Siatkarze PGE Skry po tak ważnym zwycięstwie nie mogą liczyć na nagrodę w postaci dodatkowego czasu wolnego. Już w środę zagrają bowiem w ćwierćfinale Pucharu Polski z Espadonem Szczecin. Drużyna Philippe'a Blaina jest w tych rozgrywkach obrońcą tytułu. - Każdy z nas ma głowie chęć walki o Puchar Polski. Chcemy pojechać do Wrocławia, a żeby tego dokonać musimy pokonać Espadon - zaznaczył 27-letni środkowy.

Komentarze (0)