Spotkanie PGE Skry Bełchatów z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle stało na bardzo wysokim poziomie. Było to starcie godne miana "meczu kolejki", a przede wszystkim ciosy pomiędzy sobą wymieniali atakujący: Mariusz Wlazły i Dawid Konarski.
Bełchatowianie ostatecznie odrobili sporą stratę, przegrywali już 0:2, by doprowadzić do tie-breaka i zwyciężyć. - Byliśmy nastawieni na walkę, co było widać w pierwszym secie. Szkoda tej premierowej partii, w której chyba dwoma seriami traciliśmy punkty, przez co nie udało się jej wygrać, mimo że na początku wypracowaliśmy sobie przewagę. W kolejnym secie to rywale już kontrolowali sytuację - ocenił Robert Milczarek.
Po 10-minutowej przerwie sporo się zmieniło na parkiecie. Mariusz Wlazły nie był już osamotniony w ofensywie. - Ostatnie trzy sety to już walka do samego końca. Walczyliśmy, musieliśmy się bić. Po drugim secie w szatni powiedzieliśmy sobie, że jeśli ZAKSA ma u nas wygrać, to niech zrobi to po walce, a my tanio skóry nie sprzedamy - wyjaśnił siatkarz. - Pokazaliśmy wtedy to, co najlepiej potrafimy i to pozwoliło nam wygrać.
PGE Skra zrównała się punktami z Asseco Resovią Rzeszów, bowiem ekipa z Podkarpacia w tej samej kolejce wygrała za komplet punktów. - Jest jeszcze kilka spotkań do końca rundy i wiemy, że musimy liczyć na potknięcia rywali, a równocześnie my musimy wszystko wygrywać. Nie skupiamy się na tabeli, staramy się grać po prostu dobrą siatkówkę. Jest dużo spotkań przed nami, więc mam nadzieję i wierzę w to bardzo, że uda się tę stratę odrobić - zakończył Milczarek.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Kibice nieodłącznym elementem rywalizacji na Dakarze (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
[/color]