Schodami w górę, schodami w dół - rozmowa z trenerem AZS Politechnika Warszawska, Ireneuszem Mazurem

Trener Ireneusz Mazur był jednym z najbardziej zajętych ludzi w kędzierzyńskiej hali Azoty. Na prośbę o rozmowę zareagował tak: - Dobra, porozmawiajmy na schodach. Przemierzając kilkadziesiąt schodów, które prowadzą do sali konferencyjnej, trener ocenił grę swojej drużyny, pochwalił zawodników i polecił niektórych… Krzysztofowi Stelmachowi. Dzień później, tymi samymi, stromymi schodami wracał z konferencji prasowej do szatni, a po drodze odpowiadał na kolejne pytania dziennikarza portalu SportoweFakty.pl

SCHODAMI W GÓRĘ

Wojciech Potocki: Przejął pan Politechnikę od trenera Krzysztofa Kowalczyka jakiś czas temu. Czy w dzisiejsze spotkanie, pierwsze w play-offach, było najlepsze za pana "kadencji"?

Ireneusz Mazur: Na pewno jedno z lepszych, ale na podobnym poziomie chłopcy zagrali wcześniej w Bełchatowie, gdzie też przegraliśmy 3:2, dobre były mecze z Jadarem i Treflem Gdańsk.

Za chwile wróci pan do szatni. Niech pan powie z ręką na sercu. Będzie pan miał do chłopaków pretensje, że nie skończyli tej piłki meczowej w czwartym secie?

- Uważam, że każdy musi znać swoje miejsce w szeregu i my je doskonale znamy. Obiektywnie patrząc, drużyna z Kędzierzyna jest bardziej kompletna, pełniejsza. Dysponuje dużo większą „siłą ognia” . Jeśli wygrywamy, to wtedy gdy możemy grać swobodnie i nie ciąży na nas "piętno" wysokich ambicji i oczekiwań. Wydaje mi się, że byłoby czymś niezbyt sprawiedliwym gdyby słabsza drużyna wygrywała.

Na tym jednak polega przecież piękno sportu. To może jest bardzo wyświechtane powiedzenia, ale prawdziwe.

- W play-offy gra się do trzech zwycięstw. Dlatego w takiej rywalizacji zawsze wygra drużyna, która jest lepsza, czy bardziej zbilansowana. Ja się cieszę z dzisiejszego występu, bo byliśmy naprawdę bardzo blisko sukcesu i myślę, że stać nas dalej na podjęcie walki z ZAKSĄ. Ale, nie czarujmy się, to oni są faworytem. To nie jest zespól z którym wygrywa się na zawołanie.

Czy jednak można wymagać zwycięstw od ludzi, którym pogrążony w kłopotach klub nie płaci należnego wynagrodzenia? Na parkiecie to może nie, ale przed i po meczu zawodnicy wciąż myślą o pieniądzach i kontraktach.

- Od każdej drużyny, trzeba wymagać dobrej gry. Na tym właśnie polega wielkość jednych, a innych małość. Trzeba umieć wznieść się ponad, czasami bardzo bolesne, problemy i pokazać klasę. Uważam, że dzisiaj moja drużyna właśnie taką klasę pokazała. Zawodnicy mają przecież świadomość, że klub robi naprawdę wiele, by te problemy rozwiązać. To młodzi, bardzo ambitni ludzie i doskonale wiedzą, że świat się nie kończy tylko na wypłaconej dziesiątego pensji.

Trener Krzysztof Stelmach widział w akcji pana zawodników…

- Moich, ale przede wszystkim Krzyśka Kowalczyka, którego tylko na jakiś czas zastępuję.

Czy któryś z nich ma już teraz szansę, by zagrać w reprezentacji?

- Szkoda, że musimy pominąć Ukraińców.(śmiech) A bardziej poważnie, wydaje mi się, że Bartek Neroj gra naprawdę coraz lepiej i nie wolno go pomijać. Chłopak odżył, otwiera się coraz bardziej i jest to ogromna zasługa Krzysia Kowalczyka, bo on postawił na Bartka. Bardzo ciekawym siatkarzem jest Rafał Buszek, ale raczej jako przyjmujący. Rafał wcześniej grał na pozycji atakującego, ale ogromną zasługą Krzyśka było przestawienie go na przyjęcie. Skorzystał na tym sam zawodnik, a niedługo pożytek będzie miała także polska siatkówka. Chłopak się permanentnie rozwija, a przecież ma dopiero 21 lat. No i jest jeszcze środkowy - Karol Kłos. Można powiedzieć Kłos na wagę złota(śmiech), który według mnie będzie już niedługo najlepszym środkowym w kraju.

Wróćmy do play-off. Jak zagracie drugi mecz. Tak jak pierwszy? Otwarcie, z pełnym zaangażowaniem, czy może ucieknie gdzieś powietrze z pana zawodników?

- Zobaczymy. Nigdy nie grałem z tymi chłopakami dwóch meczów dzień, po dniu, więc trudno mi powiedzieć jak zareagują w sytuacji, kiedy nakłada się zmęczenie. Zobaczę jak wyglądają w szatni. Zawsze jest możliwość dokonania jakichś zmian w szóstce. Mam nadzieję, że chłopcy znowu pokażą ducha walki i tanio skóry nie sprzedadzą. To się należy także publiczności, która w Kędzierzynie reaguje naprawdę fajnie, zupełnie bez szowinizmu i za to należą się jej wielkie słowa uznania.

SCHODAMI W DÓŁ

Po wczorajszym meczu nie był pan pewien co będzie dzisiaj. Było dużo gorzej. Czyżbyście wysiedli psychicznie?

- Akurat mentalnie byliśmy przygotowani do walki, ale mówiąc po kolarsku, trochę „nóżka nie podawała”. Po prostu fizycznie nie byliśmy w stanie podjąć walki na takim poziomie jak wczoraj. Nie jesteśmy na tyle "kompletnym" zespołem, bym mógł bez straty na jakości gry zastąpić niektórych zawodników. W drugim i trzecim secie troszkę jednak powalczyliśmy. (śmiech) Nie oddaliśmy pola kompletnie bez walki i za to podziękuje chłopakom.

Jak potraktujecie trzeci mecz w Warszawie? Nie lepiej zachować siły na walkę o miejsca pięć - osiem, bo z ZAKSĄ zostało może 10 procent szans na sukces?

-To bardzo trudno określić w procentach. A może nie dziesięć, a czterdzieści? ZAKSA musi wygrać trzy mecze, lecz na razie wygrała dwa. Na pewno będziemy walczyć, bo tylko tak możemy jeszcze pokonać kędzierzynian. O jakimś odpuszczaniu nie ma wiec w ogóle mowy. Na cztery rozegrane z nimi mecze, trzy były pięciosetowe. Teraz nawet jedno nasze zwycięstwo będzie ogromnym sukcesem.

Nie boi się pan, że zawodnicy stracą siły przed kolejnymi meczami?

- Nie, przecież później mamy przerwę, więc to nie wchodzi w grę. Żeby pokonać ZAKSĘ chłopcy muszą włożyć w grę ogromny wysiłek. W pierwszym meczu tak było, ale już dzień później tamten wysiłek spowodował braku precyzji czy gorszą naszą zagrywkę. W Warszawie, jak już mówiłem, postaramy się "godnie" przyjąć drużynę Krzyśka Stelmacha.

Źródło artykułu: