LM: PGE Skra Bełchatów musi iść za ciosem

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / PGE Skra Bełchatów
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / PGE Skra Bełchatów

PGE Skra po pierwszym zwycięstwie w fazie grupowej tegorocznej edycji Ligi Mistrzów chce wreszcie opuścić ostatnie miejsce w stawce. Z ACH Volley Lublana bełchatowianie już raz wygrali. Czy w rewanżu też będą górą?

Brązowy medalista mistrzostw Polski zaliczył w Lidze Mistrzów falstart. Po sensacyjnej porażce w Rumunii z SCM U Craiova bełchatowianie ulegli na własnym terenie Azimutowi Modena i po dwóch kolejkach zajmowali ostatnie miejsce w grupie D. W trzeciej serii spotkań wreszcie udało im się sięgnąć po upragnione zwycięstwo. Pokonanie w dobrym stylu ACH Volley Lublana (3:1, ostatni set do 15) nie pozwoliło jeszcze PGE Skrze poprawić swojej lokaty w stawce, ale sprawiło, że sytuacja zespołu z Polski nie wygląda już tak źle.

We wtorek z pomocną dłonią przyszli Włosi z Modeny, którzy rozbili na wyjeździe SCM U. W tej sytuacji w środę każe zwycięstwo podopiecznych Philippe'a Blaina sprawi, że bełchatowianie wskoczą na drugą pozycję. - Zagraliśmy zły mecz w Rumunii, gdzie nie zdobyliśmy żadnego punktu. Mieliśmy szansę zgarnąć co najmniej jeden, ale jej nie wykorzystaliśmy. Dlatego musimy być bardzo skuteczni w meczu z ACH Volley i w rewanżowym spotkaniu z Craiovą, podczas których musimy zgarnąć komplet punktów. W tej sytuacji będziemy jednym z dwóch pierwszych zespołów w grupie i będziemy grać dalej - stawia sprawę jasno opiekun PGE Skry, cytowany przez oficjalną stronę klubu.

W meczu w Lublanie trudno było wskazać słaby punkt zespołu z Bełchatowa. Nie można bowiem za taki uznać chociażby Nikołaja Penczewa, który może i dał się ustrzelić cztery razy zagrywką, ale tyle samo punktów odebrał rywalom stawiając szczelny blok. Skończył przy tym prawie połowę swoich ataków, a problemy przeciwnikom sprawiał również zagrywką. Bohaterem spotkania był jednak Srećko Lisinac. Serbski środkowy nie pierwszy raz w tym sezonie okazał się najlepiej punktującym zawodnikiem PGE Skry, a na 17 oczek 11 zdobył atakiem (przy zaledwie 15 próbach).

Seta Żółto-Czarni przegrali niejako na własne życzenie, popełniając w nim sporo prostych błędów, ale w przekroju całego meczu byli zespołem zdecydowanie lepszym, zwłaszcza w ofensywie. Kroku dotrzymywać przyjezdnym próbował przede wszystkim Ziga Stern. Nic w tym dziwnego, to zdecydowanie najjaśniejszy punkt słoweńskiego zespołu w tym sezonie. Jeśli bełchatowianie chcą uniknąć niespodzianki na własnej ziemi, muszą zneutralizować przede wszystkim 23-letniego skrzydłowego. Pierwszy mecz pomiędzy tymi zespołami pokazał, że nie jest to łatwe zadanie, ponieważ blok PGE Skry powstrzymał go wówczas tylko dwukrotnie.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy

Gospodarze środowego spotkania do rywalizacji z ACH Volley przystąpią nie tylko z myślą o odrabianiu strat w Lidze Mistrzów. Będą chcieli również wymazać z pamięci ostatnią potyczkę ligową, przegraną na wyjeździe z Asseco Resovią Rzeszów 1:3. Wszystko dlatego, że w starciu z najgroźniejszym swoim rywalem ostatnich lat mogli pokusić się o lepszy rezultat, ale podobnie jak w pierwszym meczu u siebie, również na wyjeździe zaprzepaścili dogodne okazje. - Wynik rozczarował każdego z nas. Mieliśmy swoje szanse, ale ich nie wykorzystaliśmy. Musimy cierpliwie pracować, żeby wyeliminować błędy. To na pewno dobra lekcja. Powtarzam się, ale popełniane błędy są naszą bolączką - przyznał kapitan PGE Skry, Mariusz Wlazły.

ACH Volley do meczu z bełchatowianami przystąpi po pewnym ligowym zwycięstwie z SIP Sempeter - jedną z najgorszych drużyn słoweńskiej ekstraklasy. Wydaje się jednak, że w Polsce każdy wygrany set będzie dla gości sukcesem. Trzeci zespół PlusLigi prezentów w tym sezonie rozdał już jednak wystarczająco dużo. Czy tym razem ustrzeże się seryjnych błędów?

PGE Skra Bełchatów - ACH Volley Lublana / środa, 1 lutego 2017 r., godz. 18:00 

Źródło artykułu: