WP SportoweFakty: Po ostatnich wynikach Espadonu Szczecin można było się spodziewać, że starcie na Torwarze z ONICO AZS Politechniką Warszawską będzie bardziej wyrównane.
Michał Gogol: Rzeczywiście liczyliśmy na dużo więcej. Żeby liczyć na dużo więcej trzeba grać dobrą siatkówkę i musi być to poparte jak najlepsza grą. Byliśmy zupełnie inną drużyną niż w poprzednich meczach. Trochę źle mentalnie wyszliśmy na ten mecz, a potem, mówiąc krótko, przegraliśmy go na siatce. Stosunek bloków do drużyny z Warszawy i skuteczność w ataku miała niebagatelne znaczenie. Odezwało się troszeczkę starych demonów. Przy takim przyjęciu i tak niskim poziomie ryzyka przeciwnika, powinniśmy atakować z dużo większa skutecznością i na pewno mamy dużo przemyśleń. Wracając do poprzednich meczów, chyba po prostu daliśmy się uśpić temu przekonaniu, że gramy teraz świetną siatkówkę i tak będzie teraz cały czas. Ten mecz nam kompletnie nie wyszedł.
Gdyby wyciągnąć pozytywy z tego spotkania, to po raz kolejny dobrze zaprezentował się Bartłomiej Kluth (20 punktów, 54-proc. skuteczność w ataku).
- Przegraliśmy ten mecz jako drużyna, nie będziemy tutaj niczego roztrząsać ani nikogo rozliczać indywidualnie. Obejrzymy sobie nagranie i będziemy analizować. Na pewno kilku zawodników, nie tylko Bartek, zagrało na przyzwoitym poziomie, ale mamy cały czas co poprawiać i nad czym pracować. Musimy to robić, bo coraz drastyczniej brakuje nam punktów i trzeba gonić tych, którzy są przed nami.
PlusLiga nieco zwolniła, po odpadnięciu w ćwierćfinale Pucharu Polski mieliście więcej czasu na treningi. Na czym się skupialiście?
- Pracowaliśmy trochę nad przyjęciem, trochę nad blokiem. Uciekła nam podczas starcia na Torwarze obrona. To ten element, po którym wyprowadzaliśmy dużo kontrataków w ostatnim czasie, w meczach ze Skrą, z Resovią czy Cuprum. Tego rzeczywiście zabrakło. Ciągle musimy pracować nad blokiem i obroną, to są elementy, które nadal szwankują. Stosunkowo mało blokujemy, musimy usystematyzować podwójny blok.
Po takiej porażce trudniej jest się podnieść psychicznie czy jednak stricte siatkarsko?
- Po pierwsze musimy chwilę odpocząć mentalnie, bo to był nasz szósty czy siódmy mecz wyjazdowy i spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu w podróżach czy hotelach. Następne spotkanie mamy dopiero za ponad tydzień od poprzedniego. Mamy trochę czasu, żeby spędzić go z rodziną i przewietrzyć nasze relacje w drużynie, które i tak są dobre. Spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu i musimy troch ochłonąć i wrócić do treningów. W żadnym razie nie poddajemy się i na następny mecz wyjdziemy w 100 proc. zmotywowani.
ZOBACZ WIDEO De Giorgi o decyzji PZPS: Poczułem radość i dumę
Ile w takiej sytuacji wolnego otrzymali zawodnicy?
- Można powiedzieć, że półtora dnia, bo w poniedziałek wieczorem spotkaliśmy się na siłowni. Będzie jeszcze mały przerywnik, więc myślę, że wrócimy do dobrego rytmu.
Już kilka dobrych tygodni prowadzi pan zespół jako pierwszy trener. Udało się znaleźć w tym równowagę?
- Ciężko powiedzieć. Staram się prowadzić drużynę na tyle, na ile umiem i na ile pozwala mi moje skromne i niewielkie doświadczenie. Zdaję sobie sprawę z tego, że czasem popełniam błędy, że czasem mogę czegoś nie widzieć. Słucham podpowiedzi z boku, również samych zawodników. Szanuję wszystkie głosy. Natomiast nie czuję żadnej tremy, skrepowania czy lęku. Czuję się dobrze w tym, co robię. Są dni, kiedy sprawia mi to przyjemność, a są dni, kiedy boli. To jest tak, jak w życiu.
Nie brakuje panu podczas meczu pracy za komputerem?
- Nie, nie tęsknię za tym. Bardzo lubię kontrolować pewne rzeczy. Może inaczej: z boku nie miało się wpływu na pewne sytuacje. Tutaj ma się wpływ praktycznie na wszystko, przede wszystkim na decyzje, które zapadają w drużynie. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale póki co staram się to robić najlepiej jak umiem.
Rozmawiała Dominika Pawlik