AZS Częstochowa to jeden z najbardziej utytułowanych polskich klubów, który przez niemal dwie dekady stanowił o sile polskiej siatkówki. Gdy w Bełchatowie czy Rzeszowie dopiero myślano o budowie drużyn pełnych gwiazd światowego formatu, to Częstochowa była stolicą polskiej siatkówki. Do dziś wielu kibiców AZS-u z rozrzewnieniem wspomina rywalizację o mistrzowskie tytuły z Mostostalem Azoty Kędzierzyn-Koźle, zwaną również "świętą wojną".
W obu zespołach roiło się od reprezentantów Polski. AZS Częstochowa odważnie stawiał na utalentowaną młodzież, która właśnie pod Jasną Górą zbierała pierwsze szlify w krajowej elicie. Barw Akademików bronili między innymi Piotr Gruszka, Robert Prygiel, Andrzej Stelmach, Andrzej Szewiński, Marcin Nowak czy nieodżałowany Arkadiusz Gołaś. Pięciu mistrzów świata z 2014 roku ma za sobą grę w AZS-ie. To właśnie tam zaczynali swoją przygodę z najwyższą klasą rozgrywkową w kraju Piotr Nowakowski, Michał Winiarski, Fabian Drzyzga, Krzysztof Ignaczak i Paweł Zatorski.
Gdy w 2006 roku Biało-Czerwoni sięgali po srebro mistrzostw świata, w kadrze powołanej przez Raula Lozano było aż sześciu graczy związanych z AZS-em: Michał Winiarski, Piotr Gruszka, Łukasz Żygadło, Grzegorz Szymański, Michał Bąkiewicz i Piotr Gacek. Ten ostatni był wówczas zawodnikiem częstochowskiego zespołu i jest ostatnim medalistą siatkarskich mistrzostw świata, który reprezentował AZS. Nazwiska te robią wrażenie.
Czasy dominacji w lidze to już odległa przeszłość. W latach 1990-2008 AZS Częstochowa 16 razy kończył rozgrywki na podium. Od czasu zdobycia w 2008 roku wicemistrzostwa kraju i Pucharu Polski, AZS z roku na rok spisywał się coraz słabiej w ekstraklasie siatkarzy. Kryzys nastąpił w sezonie 2012/2013. Nieustannie od pięciu lat AZS Częstochowa walczy o uniknięcie ostatniego miejsca w tabeli. Dalszą grę w PlusLidze Akademicy zawdzięczają jedynie decyzji o zamknięciu ligi i braku możliwości spadku z elity. Choć warto dodać, że ostatni zespół obecnych rozgrywek walczyć będzie w barażu o pozostanie w PlusLidze ze zwycięzcą I ligi.
- Spędziłem tutaj dwa lata jako zawodnik i zdobywałem z AZS-em mistrzostwo Polski. Bardzo ubolewam nad tym, co się dzieje z częstochowską siatkówką. Jest to miasto i klub z dużymi siatkarskimi tradycjami. Liczę na to, że już niedługo to wróci, bo aż szkoda na to patrzeć. Dużo serca w przeszłości włożyłem w ten klub - powiedział Robert Prygiel, były siatkarz AZS-u a obecnie trener Cerrad Czarnych Radom. Jego zespół w tym sezonie dwukrotnie ograł Akademików 3:0.
Brak wsparcia solidnego sponsora sprawił, że w sezonie 2012/2013 AZS musiał postawić na młodzież. Efekt tego był fatalny. 8 punktów i 2 zwycięstwa w 18 meczach fazy zasadniczej. Kibice przyzwyczajeni do wielkich sukcesów nie ukrywali rozczarowania grą AZS-u. Niewielu jednak wówczas myślało, że klub z roku na rok będzie znajdował się w coraz większym kryzysie. Choć co roku wydaje się, że gorzej być nie może, AZS udowadnia, że jednak się da. Kiedyś koszulki meczowe zawodników AZS-u pełne były logotypów sponsorów. Obecnie trykoty siatkarzy częstochowskiego "ozdobione" są logami firm wspierających rozgrywki ligowe, firmy Tauron oraz Katowice Airport. To udowadnia, że AZS nie jest obecnie priorytetem spółek jeśli chodzi o sponsoring.
Jakie są tego przyczyny? Wielu kibiców zwraca uwagę na władze AZS-u. W internecie nie brakuje komentarzy mówiących o tym, że niezbędne są zmiany w klubie. Na mecze Akademików chodzi coraz mniej kibiców, brakuje wsparcia zorganizowanej grupy fanów, którzy przez lata swoim dopingiem pomagali AZS-owi. Według oficjalnych protokołów na meczach jest około tysiąca kibiców. Gołym okiem widać, że statystyki te są nieco zawyżone. Na ostatnich meczach trybuny świecą pustkami. - Wcale nie dziwię się, że są takie pustki, bo nasza gra nie wygląda dobrze. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy sam chciałbym zapłacić za oglądanie czegoś takiego - powiedział kapitan AZS-u, Tomasz Kowalski.
[nextpage]
Niska frekwencja to pokłosie konfliktu na linii zarząd - kibice. Wszystko zaczęło się od pamiętnego meczu sprzed dwóch lat w Sosnowcu, gdzie doszło do sprzeczki między Michałem Bąkiewiczem i najzagorzalszą grupą kibiców. Obecny trener AZS-u w nieparlamentarnych słowach kazał kibicom opuścić halę. W kolejnych meczach grupa kibiców głośno domagała się zwolnienia byłego reprezentanta Polski.
Póki co końca konfliktu nie widać, a mecze w Częstochowie przypominają coraz smutniejszy piknik. Zdarza się, że kilkuosobowa grupa kibiców drużyny przyjezdnej jest głośniejsza niż fani AZS-u. Symbolicznym obrazkiem jest sytuacja z zeszłego sezonu, gdy jeden fan bydgoskiego klubu potrafił głośniej wspierać swój klub niż częstochowianie. - Jest mi z tego powodu bardzo przykro, tym bardziej, że się tutaj wychowałem - w Częstochowie spędziłem 9 lat. Mimo że już tu nie mieszkam, mam coraz mniej przyjaciół, czy znajomych stąd, ale cały czas interesują mnie losy tego klubu. Zawsze moim marzeniem było grać w AZS-ie Częstochowa, spełniłem je a teraz, to co się tu dzieje... Cóż, miasto ma możliwości, jest piękna hala, a świeci pustkami - przyznał były siatkarz AZS-u Paweł Woicki.
Byli siatkarze AZS-u nie ukrywają, że liczą na powrót siatkówki na wysokim poziomie do Częstochowy. - Nie chcę oceniać tego, co się dzieje w Częstochowie. Na pewno jako kibic mam w sercu AZS, ponieważ tutaj się wychowałem. Tutaj stawiałem pierwsze kroki w dorosłej siatkówce. Wraz z kibicami przeżyliśmy wspaniałe chwile. Chciałbym, by do Częstochowy wróciła wielka siatkówka. Teraz pozostaje mi tylko czekać, gdy nastąpią takie czasy, bo AZS ma szczególne miejsce w mojej karierze. Mamy gdzie tutaj wpuścić ludzi, wszystko jest do zrobienia - powiedział Piotr Gruszka, który obecnie jest trenerem GKS-u Katowice. Debiutant w PlusLidze w tym sezonie dwukrotnie ograł jeden z najbardziej utytułowanych polskich klubów.
Faktem jest, że w AZS-ie próżno szukać uzdolnionej młodzieży pukającej do bram reprezentacji Polski. Zawodnicy ze "złotego" rocznika grający w poprzednim sezonie w SMS-ie Spała rozjechali się po Polsce, z powodzeniem grają w PlusLidze, ale żaden z nich nie trafił do AZS-u. Kiedyś było zupełnie inaczej, na przełomie wieków częstochowski zespół był pierwszym wyborem dla zawodników chcących zyskać doświadczenie w elicie.
- Graliśmy w Hali Polonia, w której czuć było historię. To były czasy, kiedy potrafiliśmy wypełnić trybuny w stu procentach. Byliśmy bardzo młodym zespołem, bo graliśmy wtedy z Piotrkiem Nowakowskim, Łukaszem Wiśniewskim, Pawłem Zatorskim i Fabianem Drzyzgą. Z Piotrkiem Nowakowskim byliśmy najstarsi, bo mieliśmy po 21 lat. Reszta była poniżej dwudziestki. Pamiętam nasze mecze z Piacenzą oraz z Trento - przyznał Zbigniew Bartman, kolejny były gracz AZS-u.
Po tych wielkich meczach pozostały tylko wspomnienia. Obecnie AZS Częstochowa konkuruje w mieście z I-ligowym Exact Systems Norwidem Częstochowa. Zdarza się, że oba kluby nawet domowe mecze rozgrywają w tych samych terminach. - Myślę, że wszyscy wiedzą wokół czego to się kręci i jak to wygląda. Mnie z tego powodu jest bardzo przykro, bo kibicuję teraz bardziej Norwidowi. Kiedyś to był Norwid AZS i ja kończyłem tę szkołę, ale grałem w AZS-ie i to było moje marzenie. Teraz natomiast zastanawiam się, czy marzeniem chłopaków z Norwida jest granie w AZS-ie? Chyba niekoniecznie, tyko raczej wyjazd z Częstochowy i to jest przykre. Będąc tutaj cztery lata w liceum marzyłem, żeby móc wyjść w Hali Polonia i przy pełnych trybunach poczuć ten dreszczyk emocji - powiedział w rozmowie z Radiem Fon Woicki.
AZS Częstochowa w tym sezonie musi bronić się przed spadkiem. Kibice pod Jasną Górą są stęsknieni zwycięstw. Tych w ostatnich pięciu latach było 28, wliczając w to spotkania fazy play-off. W tym czasie AZS rozegrał 124 ligowe mecze. Fani AZS-u martwią się, by ich ukochany klub nie powtórzył losu Płomienia Sosnowiec. Jedyny polski triumfator Pucharu Europy w tym sezonie nie wystawił męskiej drużyny w żadnej klasie rozgrywkowej, a ostatnio rywalizował w II lidze.