Wielu dąbrowskich kibiców odliczało dni i godziny do wymarzonego komunikatu od Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza i w końcu wykonało się. Juan Manuel Serramalera, przez lata broniony przez prezesa Roberta Koćmę w momentach zawirowań i słabej postawy drużyny, tym razem nie miał wyjścia i musiał odejść po porażce z Grot Budowlanymi Łódź. Sama strata punktów nie była aż tak bolesna jak ostatni set tego spotkania, przegrany przez Zagłębianki aż 9:25. Wulgaryzmy i wrzaski zawiedzionych fanów MKS-u pod adresem szczerze nienawidzonego trenera i zarządu nasiliły się jak nigdy wcześniej, dlatego wybór, kogo rzucić na pożarcie lwom w imię łagodzenia nastrojów, był oczywisty. Niektórzy sugerowali, że same zawodniczki "podłożyły się" w Łodzi, by pozbyć się raz na zawsze Serramalery, ale to przecież podważałoby ich profesjonalizm i stawiałoby je w złym świetle. Należy raczej uznać, że obie strony mocno męczyły się ze sobą od jakiegoś czasu.
I wtedy weszła ona, cała na biało... To znaczy w klubowej, granatowej koszulce polo. Magdalena Śliwa ku pewnemu zaskoczeniu dąbrowskiego środowiska została pierwszym trenerem MKS-u i dostała kredyt zaufania od władz klubu do końca tego sezonu. Piszę o zaskoczeniu, bo przecież prawie cztery lata temu związany od lat z Dębowym Miastem Leszek Rus miał być pewnym kandydatem do objęcia schedy po Waldemarze Kawce, a prezes Koćma wybrał Nicolę Negro. Tym razem obyło się bez szukania cudotwórcy po całym świecie i uznano, że najlepiej z gaszeniem pożaru poradzi sobie była siatkarka MKS-u, która terminowała u boku Serramalery od 2015 roku. Życzliwi kibice od lat mieli nadzieję, że kiedyś to "Śliwka" poprowadzi ich ulubiony klub i słowo stało się ciałem, aczkolwiek w niezbyt szczęśliwych okolicznościach.
Ale sama Śliwa nic sobie nie robi z bagażu trudności ciążącego na Tauronie MKS od początku sezonu i jak gdyby nigdy nic zaczęła od szybkiego wygrywania. Jestem daleki od wyrokowania po dwóch niezłych meczach z Saint Raphael Volley i Polskim Cukrem Muszynianką Muszyna, że ulubienica dąbrowskich kibiców jest trenerskim geniuszem i wygra absolutnie wszystko: na pewno jeszcze zdąży coś boleśnie przegrać, pomylić się w trudnej chwili lub narazić się na gwizdy - taki trenerski los. Ale początek jest szalenie obiecujący, bo doskonale widać, że Śliwa znała bolączki swoich podopiecznych i umiała szybko znaleźć remedium. Zespół był wykończony długimi treningami? Skracamy ćwiczenia i dajemy więcej wolnego po meczach, jednocześnie utrzymując intensywność siłowni. Brakowało uśmiechu i radości z gry? Trochę luźniejsza atmosfera na zajęciach nie zaszkodzi, podobnie jak zachęcanie do kreatywności. Kiepskie porozumienie na linii rozgrywająca-środkowe? Kończymy eksperyment z dwoma rozgrywającymi i stawiamy wyraźnie na Kathleen Weiss. Nic skomplikowanego, a dało efekty. Nagle okazało się, że Zagłębianki potrafią grać szybko, odważnie i z pazurem mimo permanentnego zmęczenia sezonem.
Komu jak komu, ale warsztatu i autorytetu Śliwie nie można odmówić. Magia nazwiska, dwóch złotych medali mistrzostw Europy i ligowych trofeów działa na wyobraźnię każdej ligowej siatkarki, której marzy się osiągnięcie czegokolwiek poważnego w karierze (lub w większości przypadków: w przygodzie z siatkówką). Oczywiście wybitność na parkiecie nigdy nie gwarantuje wybitności w roli szkoleniowca, ale Śliwa od lat szykowała się do zmiany strony barykady i niejedna polska siatkarka może jej podziękować za cenne rady, czasem też w formie szorstkiego napomnienia. Naturalna charyzma i posłuch w drużynie, spostrzegawczość i łatwość w dostrzeganiu detali, nabywana przez lata wiedza na temat tego, czego potrzebuje zawodniczka i kobieta... Listę atutów można mnożyć i tylko od Magdaleny Śliwy zależy, czy przełożą się one na przyszłe sukcesy.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tego sezonu Tauron MKS nie uratuje i skończy na piątym lub szóstym miejscu w Orlen Lidze. Mimo to warto dać 47-letniej trener szansę także w kolejnym sezonie i nie tylko dlatego, że mogłaby na tym skorzystać dąbrowska siatkówka. Skorzystałaby także ta ogólnopolska: w erze post-Złotek i wszechobecnej bylejakości przydałby się ktoś dobrze pamiętający czasy Andrzeja Niemczyka, ktoś, kto twardą ręką i żelaznym autorytetem zaprowadziłby rządy fachowości i rzetelnej pracy. Nie brakuje nam w polskiej siatkówce kobiet żywych ikon i postaci z cokołów, ale nie wszystkie z nich chcą lub są w stanie oddać dyscyplinie to, co przez lata od niej otrzymywały. Śliwa ma ku temu wszelkie warunki, najważniejsze, by nikt nie ważył się jej zniechęcać już na samym starcie.
Michał Kaczmarczyk
Przeczytaj inne teksty autora >>>
ZOBACZ WIDEO: Oktawia Nowacka: nie mogłam uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę