AZS - Łuczniczka: mecz o dwóch obliczach

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala

W środę w Hali Sportowej Częstochowa miejscowy AZS mierzył się w pierwszym meczu o 15. miejsce w PlusLidze z Łuczniczką Bydgoszcz. Spotkanie zakończyło się wygraną gospodarzy 3:2.

Po raz pierwszy od wielu lat ponownie można spaść z najwyższej siatkarskiej klasy rozgrywkowej. Przez ostatnie sezony PlusLiga była zamknięta i grały w niej kluby, które spełniały wymogi regulaminowe - zarówno ekonomiczne, jak i sportowe. Teraz zdecydowano się odejść od tego pomysłu. Ostatnia drużyna bieżącej kampanii zagra ze zwycięzcą pierwszej ligi o miejsce w elicie. Górą będzie zespół, który odniesie trzy wygrane.

Pikujący od dłuższego czasu AZS Częstochowa, jeden z najbardziej utytułowanych polskich klubów, stanął przed widmem spadku z PlusLigi. Zespół prowadzony przez Michała Bąkiewicza nie ma dobrej prasy, ani też wsparcia kibiców. W fazie zasadniczej częstochowianie wygrali tylko 4 spotkania i zajęli ostatnie, 16. miejsce. Spotkanie to miało dwa oblicza. Pierwsza jego część to bardzo dobra gra gospodarzy. Druga to przebudzenie gości i ich świetny powrót do walki o meczowe zwycięstwo.

Spotkanie rozpoczęło się wyrównanie, drużyny szły punkt za punkt. W połowie seta gospodarze zaczęli jednak odjeżdżać rywalom i budować przewagę. Wśród Akademików zaczął funkcjonować blok, dlatego Łuczniczka wezwała posiłki z kwadratu rezerwowych. Na plac gry wszedł Marcel Gromadowski, ale nie odmienił on losów pierwszej partii. Ba, to on ją zakończył psując zagrywkę.

Zdecydowanie więcej emocji było w drugim secie. W pewnym momencie tej części gry AZS wyszedł na dwupunktowe prowadzenie, natomiast gracze Łuczniczki nie potrafili tej różnicy zniwelować. Na nic zdały się kolejne zmiany i wprowadzenie na boisko doświadczonego Wojciecha Jurkiewicza, środkowego, który w przeszłości grał w częstochowskim klubie. Siatkarze miejscowej drużyny zachowywali koncentrację i unikali błędów. Popisywał się Rafał Szymura, który w efektowny sposób kończył akcje z szóstej strefy. O dobrej postawie gospodarzy świadczy fakt, że poza zadaniową zmianą na zagrywkę Łukasza Polańskiego, Michał Bąkiewicz nie musiał rotować składem.

ZOBACZ WIDEO Wybuchy w Dortmundzie. Co wiemy?

Drugą partię zakończył Oleksandr Grebeniuk, który w sprytny sposób obił blok rywali. Tym samym AZS na dziesięciominutową przerwę schodził prowadząc już 2:0. Najwyraźniej to rozluźniło graczy gospodarzy, ponieważ po powrocie na parkiet kompletnie nie mogli się odnaleźć, natomiast imponująco trzeciego seta zaczęli siatkarze z Bydgoszczy. Łuczniczka zanotowała świetną serię zdobywając pięć punktów z rzędu. Ten kapitalny początek ustawił partię. Akademicy nie byli w stanie odrobić różnicy, z kolei przyjezdni złapali wiatr w żagle i to oni zaczęli nadawać ton tej rywalizacji. Bąkiewicz zaczął też wprowadzać zmiany - na boisko weszli Konrad Buczek, Stanisław Wawrzyńczyk i Adrian Szlubowski.

Bardzo podobnie zaczął się czwarty set. Łuczniczka Bydgoszcz poszła za ciosem i weszła w swój właściwy rytm gry, co oznaczało spore kłopoty dla gospodarzy. Tym bardziej, że ci kompletnie się pogubili i z ich postawy z dwóch pierwszych partii nic nie zostało. AZS wygrał tie-breaka, ale wśród nich niedosyt pozostał po przespaniu dwóch setów. Tym razem nie sprawdziło się stare siatkarskie porzekadło, które mówi, że ten kto nie wygrywa 3:0, przegrywa 2:3.

[event_poll=75269]

AZS Częstochowa - Łuczniczka Bydgoszcz 3:2 (25:19, 25:23, 19:25, 16:25, 15:7)

AZS: T. Kowalski, Moroz, Buniak, Szymura, Grebeniuk, Janus, A. Kowalski (libero) oraz Polański, Wawrzyńczyk, Buczek, Szlubowski.

Łuczniczka: Nowakowski, Katić, Yudin, Filipiak, Szczurek, Sacharewicz, Czunkiewicz (libero) oraz Gromadowski, Sieńko, Jurkiewicz.

MVP: Bartłomiej Janus

Źródło artykułu: