Emocjonujący tryptyk rywalizacji ZAKSY z PGE Skrą. Pora na czwarte starcie

WP SportoweFakty / Roksana Bibiela / ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
WP SportoweFakty / Roksana Bibiela / ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

PGE Skra Bełchatów i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle powalczą o triumf w PlusLidze 2016/2017. Wszystkie trzy dotychczasowe spotkania między oboma zespołami obfitowały w interesujące wydarzenia.

Środkowy motorem napędowym

Historia kędzierzyńsko-bełchatowskich zmagań w sezonie 2016/2017 miała swój początek 9 października. Los połączył ze sobą obie ekipy już w 2. kolejce fazy zasadniczej. O ile trener bełchatowian Philippe Blain miał wtedy do dyspozycji wszystkich kluczowych zawodników, o tyle takiego samego komfortu nie posiadał jego vis a vis Ferdinando De Giorgi.

Włoski szkoleniowiec nie mógł skorzystać z usług przyjmującego Kevina Tillie, zmagającego się z kontuzją kolana. Mimo jego absencji, ZAKSA prowadziła z przeciwnikiem wyrównaną walkę. Po emocjonującym boju, w którym wszystkie cztery sety rozstrzygały się różnicą dwóch lub trzech punktów, komplet "oczek" w Hali Azoty wywalczyli jednak gracze PGE Skry.

Gwiazdą tego pojedynku był jej środkowy Srećko Lisinac. Niezmiernie rzadko zdarza się, by zawodnicy występujący na jego pozycji stanowili czołową opcję w ofensywie na pełnym dystansie zawodów. Tymczasem po stronie bełchatowian Serb ustąpił w tym względzie jedynie Mariuszowi Wlazłemu. Lisinac zdobył aż 19 punktów, z czego 16 atakiem, przy 70-procentowej skuteczności i zaledwie jednym błędzie.

- Srećko pod każdym względem należy do światowej czołówki na pozycji środkowego. Jeżeli mowa o ataku, na pewno jest w pierwszej trójce. Kiedy przygotowywałem się z reprezentacją Polski do meczu przeciwko Serbom, próbowaliśmy znaleźć jakieś jego zablokowane uderzenie. Dał się złapać blokiem raz na ponad 80 prób - tłumaczył po meczu Oskar Kaczmarczyk, asystent trenera ZAKSY.

ZOBACZ WIDEO: Łukasz Jurkowski: To będzie piekło i wielkie przeżycie, tworzymy nową historię KSW

Nieziemski wyczyn Wlazłego

W rewanżowym starciu na froncie ligowym (7 stycznia), Lisinac nie dał się już tak mocno kędzierzynianom we znaki. W rolę ich kilera wcielił się jednak inny siatkarz PGE Skry - Mariusz Wlazły. By oddać jego wpływ na końcowy wynik, najlepiej przytoczyć kilka liczb. 38 punktów - 29/42 w ataku (69 proc.), 3 bloki, 6 asów. Ratio punktowe +27.

Spektakularne wyczyny 33-letniego kapitana drużyny z Bełchatowa pozwoliły jej odwrócić losy meczu ze stanu 0:2. Nie schodził on z wysokiego poziomu ani przez moment, a jego postawa z czasem wpłynęła także na zagrania pozostałych kolegów. Wlazły także mocno przysłużył się do wyłączenia z gry duetu Kevin Tillie - Sam Deroo.
[nextpage]Powiedzieć, że obaj zanotowali wówczas negatywne ratio punktowe (kolejno -6 i -8), to jak nie powiedzieć nic. W wielu momentach byli po prostu bezradni wobec potężnych zagrywek przeciwnika, a kłopoty w przyjęciu odbijały się na ich postawie w ataku. W tym elemencie znakomicie spisywał się jednak Dawid Konarski (23/40 - 58 proc., 0 błędów).

- Dobrze, że wyszedł nam taki mecz przed decydującymi starciami w Pucharze Polski. To zwycięstwo nie może tylko uśpić naszej czujności - podkreślał po starciu w Bełchatowie Philippe Blain. Wówczas jeszcze nie wiedział, że kolejny raz prowadzony przez niego zespół zmierzy się z ZAKSĄ zaledwie osiem dni później.

Do trzech razy sztuka

Tym razem obie ekipy spotkały się na neutralnym gruncie, w Hali Stulecia we Wrocławiu, tworząc składu finałowego meczu Pucharu Polski (15 stycznia). Podobnie jak w Bełchatowie, klub z Kędzierzyna-Koźla dominował w dwóch pierwszych setach. Inauguracyjnego wygrał 29:27, a w drugim prowadził 24:18. Wówczas wydarzyła się katastrofa.

ZAKSA nie wykorzystała sześciu kolejnych piłek setowych. Na tablicy świetlnej pojawił się wynik 24:24, który po paru minutach zmienił się jeszcze bardziej na niekorzyść aktualnych mistrzów Polski. PGE Skra sensacyjnie wróciła z dalekiej podróży, zwyciężając 27:25.

- Z jednej strony podczas 10-minutowej przerwy byliśmy na siebie źli, ale z drugiej próbowaliśmy zachować spokój. Powiedzieliśmy sobie "walczymy dalej, jest 1:1, losy meczu są ciągle otwarte" - mówił Kevin Tillie po zakończeniu widowiska. Był wtedy w znakomitym humorze.

Kędzierzynianie błyskawicznie otrząsnęli się bowiem po otrzymaniu bolesnego ciosu. W kolejnych dwóch partiach rozwiali wszelkie wątpliwości, kto był tego dnia lepszą drużyną. Jednym z ojców ich triumfu 3:1 okazał się Dawid Konarski, który dzień wcześniej, po półfinałowym meczu z Jastrzębskim, leżał pod kroplówką. Nie w pełni zdrowy zapracował przy okazji na miano najlepszego gracza turnieju finałowego.

Nieco ponad trzy miesiące od tego wydarzenia okaże się, czy obie drużyny podzielą się zdobytymi tytułami w sezonie 2016/2017, czy też ZAKSA zakończy go z dubletem.

Komentarze (0)