Lutowy raport Google Trends dotyczący popularności polskiej siatkówki w Internecie jasno wykazał, że Katarzyna Skowrońska-Dolata - zbliżająca się do końca sportowej drogi, obecnie wracająca do zdrowia po nagłym urazie w środku sezonu -dystansuje wszystkie krajowe rywalki, przynajmniej w rankingu najchętniej "klikanych" siatkarek z naszego kraju. Dla kogoś to może być tylko ciekawostka, ale wyraźnie pokazuje, że nawet po 14 latach po słynnym triumfie Złotek Andrzeja Niemczyka nie byliśmy w stanie wypuścić w świat lepszych lub równie dobrych następczyń naszych mistrzyń z 2003 i 2005 roku. Takich, które zostałyby zapamiętane nawet przez okazjonalnych fanów siatkówki. Jak mogliśmy przespać całe trzy cykle olimpijskie?
Ostatni medalowy rezultat polskiej reprezentacji siatkarek to 2015 rok i Igrzyska Europejskie, na których drużyna Jacka Nawrockiego, debiutanta w roli selekcjonera tej kadry, zdobyła srebro. To była impreza drugiej kategorii i to osiągnięcie nawet nie umywa się choćby do brązowego medalu mistrzostw Europy z 2009 roku, ale dało Polkom sporo cennych punktów do rankingu CEV i pozwoliło im po raz pierwszy od dawna cieszyć się z medalu na międzynarodowej imprezie. To srebro było dziełem zarówno słynnych Złotek (Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty, Izabeli Bełcik czy Sylwii Pyci), jak i kolejnej zdolnej generacji, czyli m.in. Katarzyny Zaroślińskiej, Joanny Wołosz i Mai Tokarskiej. Ważną postacią była także Anna Werblińska, jedna z niewielu klasowych zawodniczek ery post-Złotek.
Wtedy pokoleniowy misz-masz opłacił się, ale najważniejsze zawodniczki tamtej drużyny pożegnały się z kadrą, a Jacek Nawrocki musiał tworzyć trzon reprezentacji niemal od nowa. Do tej pory wielu kibiców nie wierzy w to, że były trener Skry Bełchatów wyciągnie naszą kobiecą siatkówkę z dołka, sam selekcjoner nie przejmuje się krytyką i robi swoje. Jeździ po kraju, ogląda niemal wszystkie mecze, rozmawia z wieloma osobami ze środowiska i stawia dość wyraziste diagnozy. - W ostatnich latach żeńska siatkówka przeżywała zapaść w kwestii poziomu siatkarskiego, również samozadowolenia związanego z grą w poszczególnych klubach, strefy osiąganego komfortu. To wszystko spowodowało, że młode dziewczyny mają spory dystans do nadrobienia w stosunku do tych doświadczonych – mówił Nawrocki, powtarzając to samo, co spora część trenerów.
Nasi rozmówcy pytani o największe grzechy kobiecego volley’a w Polsce (wszyscy pragnęli zachować anonimowość) są zdania, że pieniądze, które przypłynęły do zawodowej ligi dzięki sukcesom z lat 2003-2009, przestały motywować, a zaczęły rozleniwiać. Zamknięcie rozgrywek jeszcze bardziej wpłynęło na zawodniczki, które przestały czuć presję wyniku, wiedząc, że dopóki przelewy przychodzą regularnie, nie ma problemu. - Jeśli zawodniczka potrafi za 500 złotych więcej zmienić klub na taki, w którym cały sezon siedzi za bandami i dotyka piłki tylko na treningu, to jak to o niej świadczy? - pytał retorycznie jeden z nich. Wszyscy chórem obwiniają menadżerów, którzy mają nie tylko mącić zawodniczkom w głowach, ale wtrącają się w powołania do kadry. Piotr Makowski tuż po głośnym odejściu z reprezentacji z goryczą oświadczył: - Od ośmiu lat szkoliliśmy zawodniczki tak naprawdę po to, aby zarabiały pieniądze, a nie grały w siatkówkę.
ZOBACZ WIDEO Dunki, bloki i genialne asysty! Zobacz 7 najlepszych akcji ostatniej kolejki Ligi ACB
Jakub Dolata, ważny przedstawiciel tej grupy, odpiera te zarzuty i kieruje swoje w stronę polskich trenerów: zajmijcie się dobrym szkoleniem, a nie zaglądajcie w portfel. - Proszę mi wierzyć: kilkakrotnie byłem świadkiem sytuacji, kiedy moja zawodniczka określiła swoje oczekiwania przed sezonem. Kiedy klub złożył swoją ofertę, to była ona na poziomie 120 procent oczekiwań. To co miałem zrobić? Obniżyć jej zarobek? - pytał menadżer wielu polskich gwiazd, który nieraz przypominał, że większość Złotek z kadry Niemczyka grała w silnych klubach zagranicznych, dlatego silna reprezentacja potrzebuje siatkarek ogranych i cenionych poza ojczyzną. Teraz z tym jest krucho: grająca w topowych klubach Italii i Turcji Katarzyna Skorupa z reprezentacją nie chce mieć nic wspólnego, poza nią tylko Berenika Tomsia robi karierę w Europie. Reszta po roku lub dwóch przygody z innymi rozgrywkami wraca na stare śmieci, czyli do Polski. Trenerzy odpowiadają: wracają tam, gdzie mają jak u pana Boga z piecem i windują stawki w kontraktach za kilka punktów zdobytych w innym kraju. Koło się zamyka, a wzajemne pretensje narastają.
Atmosfera konfliktu towarzyszyła przez wiele lat samej reprezentacji, co skutecznie zniechęcało do niej coraz większe grono zainteresowanych. Za kadencji niemal każdego selekcjonera siatkarek dochodziło do spięć i sytuacji, przy których konflikt Małgorzaty Glinki-Mogentale i Andrzeja Niemczyka z 2006 roku wydawał się niewinną sprzeczką. Marco Bonitta wyrzucał siatkarki ze zgrupowania za spóźnienie się na śniadanie, a Dorota Świeniewicz, którą pominął w selekcji na Pekin, nazywała go Panem Nikt i "kawałkiem g…na". Jerzy Matlak do dziś jest skonfliktowany ze Skowrońską-Dolatą, to za jego rządów siatkarska Polska dowiedziała się o konflikcie gwiazdy z Anną Werblińską. Wspomniana przyjmująca Chemika Police potrafiła wytknąć Piotrowi Makowskiemu, że nie interesuje się kadrowiczkami i nie jest trenerem z prawdziwego zdarzenia, a Bogdan Serwiński śmiał się, że prędzej Stephane Antiga niż ówczesny selekcjoner siatkarek zawita na mecz ligowy. Człowiek-instytucja klubu z Muszyny wcześniej wdał się w konflikt z Alojzym Świderkiem, kiedy narzekał na lekarzy kadry i sabotował wysyłanie swoich kontuzjowanych zawodniczek na zgrupowania.
[nextpage]- Zamknijmy ten rozdział, przyznajmy, że zrobiliśmy błędy i pójdźmy do przodu. Świat już to zrobił, a my przegapiliśmy właściwy moment, ale idziemy w dobrym kierunku. Całe środowisko musi uznać, że dobrem nadrzędnym jest kadra i schować wszelkie urazy - ocenił Grzegorz Wagner, przed którym postawiono zadanie prowadzenia nowej szkoły dla najzdolniejszych siatkarek w kraju. SMS PZPS przeniesiono z Sosnowca do Szczyrku, gdzie od lat do najważniejszych imprez przygotowują się seniorki. Syn Huberta Jerzego Wagnera od lata zmaga się z krytyką swojej pracy i broni zawzięcie swoich kolegów po fachu, podkreślając, że za szybko zapominamy o ich sukcesach, a czekamy na porażki, by szybko i bezlitośnie za nie krzyżować.
Łatwo jest stwierdzić: polscy trenerzy siatkarscy są słabi, dlatego liga i kadra też są słabe. Sęk w tym, że samym trenerom wciąż jest ciężko o jeden wspólny głos i obronę swoich interesów oraz dobrego imienia. - Może faktycznie jest to problem, bo póki co trener w trudnych chwilach dostaje kopniaka, zostaje sam ze sobą i raczej nie może liczyć na jakąkolwiek formę pomocy czy ochrony. Jeżeli jeszcze ma się wsparcie menadżera, wtedy bywa łatwiej, ale tak naprawdę jedni radzą sobie obecnie nieco lepiej, drudzy nieco gorzej - mówił Makowski, a Wagner dodaje: - Były inicjatywy zmierzające do powstania związku zawodowego trenerów. Ten pomysł cały czas krąży to w powietrzu, ale na razie musimy po prostu wymagać od siebie solidarności i patrzenia w jednym kierunku. Jeżeli każdy będzie szarpał w swoją stronę, zostaniemy w punkcie wyjścia - wyjaśniał dyrektor sportowy szkoły w Szczyrku.
Paradoksalnie sprawie reprezentacji w jakiś sposób mogą pomóc problemy Orlen Ligi, z której odpływają pieniądze, a wraz z nimi najlepsze zawodniczki. Istnieje obawa, że po odejściu pokolenia dzisiejszych trzydziestolatek siatkarska młodzież nie będzie się miała od kogo uczyć, z drugiej strony najlepsze i najbardziej wytrwałe talenty zaczną walkę o swoje nazwisko oraz uposażenia właśnie w kadrze. Tak jak Polki przygotowujące się do mistrzostw Europy z 2003 roku. - To jest miejsce, gdzie mogą się one wyróżnić. Sporo młodych zawodniczek dostaje szansę, ale kiedy reprezentacja gra z najlepszymi na świecie, wtedy kibicom brakuje cierpliwości i chłodnej oceny, walczy się po prostu o wynik. Proszę wszystkich o rzetelną analizę możliwości ligowych zawodniczek: część z nich nie odgrywa kluczowych ról w swoich zespołach i to widać - tłumaczył podczas niedawnego spotkania medialnego w Szczyrku trener Nawrocki.
Selekcjoner kadry szykującej się do kwalifikacji mistrzostw świata w 2018 roku już teraz widzi na zgrupowaniach miejsce dla Olivii Różański i Natalii Murek, uczennic SMS-u PZPS Szczyrk. Poza tym z dobrej strony pokazała się awaryjnie ściągnięta do Impela Wrocław inna siatkarka z tej szkoły, libero Maria Stenzel, szczyrkowskie korzenie mają także Alicja Grabka i Aleksandra Rasińska z Legionovii oraz Kinga Drabek grająca w Dąbrowie Górniczej. Czy obecne wychowanki SMS-u PZPS to materiał na przyszłe gwiazdy? Dyrektor Wagner nie zamierza pompować balonika, ale pozostaje optymistą. Podkreśla, że choćby prowadzona przez niego drużyna kadetek odznacza się średnią wzrostu powyżej 180 cm i zawiera grupę solidnych przyjmujących, z których mogą wyrosnąć siatkarki przez duże S. - Myślę, że te dziewczyny motorycznie i mentalnie spełniają warunki, by brać je pod uwagę w reprezentacji. To jest właśnie nasze zadanie, dostarczanie zawodniczek do ligi i reprezentacji, gdzie będzie następował dalszy proces ich rozwoju. Zostaje pytanie, jak będzie przebiegał, kto poradzi sobie na wyższym poziomie - twierdził.
Poważnym wsparciem dla procesu kształtowania przyszłych mistrzyń są Siatkarskie Ośrodki Szkolne, które już teraz gromadzą ponad 16 tysięcy uczniów z 555 szkół wszystkich szczebli edukacyjnych, a ta liczba ciągle rośnie. Czysto statystycznie z tak sporej grupy musi zostać wyłowione choć kilka talentów na skalę kraju i Europy, ale pozostaje kilka problemów. Pierwszy: jak długo Ministerstwo Sportu będzie utrzymywało dotację 3-4 milionów złotych na ten projekt. Po drugie: jak na szkolenie młodzieży wpłynie reforma edukacji i likwidacja gimnazjów, których trzyletni cykl nauki pomagał dobrze zorganizować etapy siatkarskiego szkolenia. Po trzecie: jeżeli zdolna siatkarka będzie chciała kontynuować naukę i grę na wysokim poziomie na studiach, oferta jest wąska, a sama akademicka siatkówka została zaniedbana, co przyznaje wielu trenerów. Natomiast utworzenie Klubu Polska działającego przy jednej z czołowych uczelni to wciąż melodia przyszłości.
Uczennice SMS-u pod Skrzycznem wciąż czekają na poważny sukces w międzynarodowej siatkówce, aczkolwiek doświadczenie pokazuje, że nawet złoto mistrzostw Europy kadetek niczego nie gwarantuje i dopiero późniejsze lata kariery oddzielają kobiety od dziewcząt. Z mistrzowskiej ekip Grzegorza Kosatki z 2013 roku tylko Malwina Smarzek utrzymała się w obecnej kadrze i stała się uznaną postacią ligi. Po tamtym sukcesie szkołę w Sosnowcu niemal natychmiast opuściły dwa roczniki, skuszone przez kluby ekstraklasy i pierwszej ligi. Naszej siatkówki nie stać na to, by po raz drugi zmarnować taką grupę obiecujących zawodniczek. Jeżeli zamierzamy wykształcić drugą Skowrońską lub Glinkę, która będzie "klikała się" w internetowych wyszukiwarkach i zdobywała medale, potrzeba przede wszystkim patrzenia w jednym kierunku, bez wyjątku.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)