Charakterystyczny wygląd nie pozwalał mu przejść podczas meczów Jastrzębskiego niezauważonym. Podczas każdego ze spotkań towarzyszył na ławce trenerskiej Lebedewowi oraz jego asystentowi Leszkowi Dejewskiemu. Mało kto zdawał sobie wtedy sprawę, jak istotną rolę odgrywa w zespole 31-letni Australijczyk. Obok eleganckiego garnituru, na pierwszy rzut oka wyróżniał się charakterystyczną łysiną.
Naoliwił Olivę
Tą osobą był Luke Reynolds, który o swoich obowiązkach w jastrzębskiej drużynie opowiada następująco: - Byłem drugim asystentem trenera oraz odpowiadałem za przygotowanie fizyczne zawodników. Rozpisywałem dla nich zarówno indywidualne, jak i grupowe plany treningowe. Jednocześnie pilnowałem, by przez cały sezon nie dopadły ich problemy zdrowotne.
Pomimo dość wąskiego składu, poważne urazy, z wyjątkiem Scotta Touzinsky'ego, omijały graczy Jastrzębskiego z daleka. Mała liczba rotacji nie wpływała negatywnie na jakość poczynań ekipy w kolejnych miesiącach. Trudy sezonu znakomicie zniósł przede wszystkim jej największy gwiazdor Salvador Hidalgo Oliva.
- Salvador potrafi bardzo szybko zarówno zrzucić wagę, jak i na niej przybrać, szczególnie kiedy wyjedzie na Kubę. Wiedziałem, że na początku sezonu nie będzie odznaczać się perfekcyjną sylwetką. Ale jego współpraca z Lukiem Reynoldsem, trenerem od przygotowania fizycznego, układa się znakomicie. Wspólnie wykonali kawał dobrej roboty, dzięki czemu Salvador przeżywa najlepszy okres w karierze - mówił na początku kwietnia, tuż przed rozpoczęciem półfinałów, Lebedew.
ZOBACZ WIDEO Kochanowski jak Milik. "Naszym celem jest złoto MŚ juniorów"
W ciepłych słowach o Reynoldsie wypowiadał się także sam Hidalgo Oliva. - Do swoich obowiązków podchodzi bardzo poważnie. Zdyscyplinowanie pozwala mu odnajdywać granice możliwości zawodników i maksymalnie wykorzystywać ich potencjał. Jest jednak przy tym zawsze otwarty na sugestie - podkreśla Kubańczyk.
Zaraźliwy optymizm
Choć australijski trener potrafi być wymagający, jego nieodłączną cechą jest pozytywny nastrój. Można się o tym przekonać po jego aktywności w mediach społecznościowych, przede wszystkim na Instagramie. Humorem błysnął też podczas pozowania do zdjęć tuż po ogłoszeniu go szkoleniowcem Berlinu Recycling Volleys.
Z uśmiechem dopytywał zebranych na konferencji prasowej fotografów o szczegóły pozy, jaką ma przybrać. Śmiał się, że jego łysina może wpływać na jakość zdjęć. Zademonstrował komunikatywność, czyli cechę, która najbardziej spodobała się u niego Kawehowi Niroomandowi, prezesowi BRV.
- Luke jest bardzo pozytywną postacią. Jego optymizm udziela się siatkarzom. Dzięki temu czują oni, że pod jego okiem będą w stanie osiągnąć swoje sportowe cele - dodaje Hidalgo Oliva.
- Trzeba tak budować relacje, by rozumieć potrzeby gracza zarówno jako człowieka, jak i jako sportowca. Zawsze znajdzie się czas na żarty i na przywództwo. Jeżeli ten balans nie ulegnie zachwianiu, a trener zyska u podopiecznych szacunek, można mówić o prawdziwej drużynie, w której panuje rodzinna atmosfera - wyjaśnia Reynolds.
Trenerskie powołanie
Zanim przybył on do Jastrzębia-Zdroju, miał już okazję pracować w roli pierwszego szkoleniowca. Po raz pierwszy poznał jej smak w sezonie 2013/2014, kiedy objął szwedzki, kobiecy zespół Svedala VBK. Dowodził też cypryjską, męską ekipą Nea Salamina Famagusta (2015-2016).
Urodzony w 1985 roku Reynolds szybko wiedział, że swoją siatkarską przyszłość widzi w trenowaniu. Jako zawodnik występował na pozycjach rozgrywającego i przyjmującego, ale nawet sukcesy w Stanach Zjednoczonych nie przekonały go do odłożenia misji szkoleniowej na później.
- Po pięciu latach gry na amerykańskich uniwersytetach, zdecydowałem się zostać trenerem. Kiedyś chciałem zostać profesjonalnym siatkarzem, ale im bardziej wgłębiałem się w aspekty trenerskie, tym bardziej mnie one wciągały. Jako zawodnik zdobyłem z Brandon University Bobcats mistrzostwo konferencji oraz brązowy medal w rozgrywkach krajowych, lecz moje myśli zmierzały już wtedy w inną stronę - przyznaje Reynolds.
W lipcu skończy 32 lata. A następnie stanie przed największym wyzwaniem w karierze. Berlin Recycling Volleys to bowiem czwarta drużyna ostatniej edycji Ligi Mistrzów. Obok dominacji na krajowym podwórku, działaczom stołecznego klubu marzą się jeszcze większe sukcesy na europejskiej arenie.
- Jestem gotowy na dużą dawkę stresu, ale nic wielkiego nie przychodzi w życiu łatwo. Mamy marzenia o zawojowaniu Bundesligi i Ligi Mistrzów. Nie mam wątpliwości, że to dla mnie największe wyzwanie w życiu. Ale jeśli uda się mu sprostać, czeka mnie wspaniały dreszcz emocji - puentuje z optymizmem Australijczyk.