Ola Piskorska, WP SportoweFakty: Pierwsze spotkanie w Lidze Światowej niezbyt wam wyszło, ale już w drugim sprawiliście sporą sensację, pokonując w trzech setach obrońców tytułu. Co się zmieniło przez tę dobę?
Sam Deroo: Myślę, że w pierwszym meczu zagraliśmy za mało agresywnie i bez złości po straconych punktach. Także zabrakło nam przyjemności z gry i radości po wygranych akcjach. Czuliśmy się wszyscy źle po tym spotkaniu. Porozmawialiśmy sobie o tym wszystkim w szatni po spotkaniu i stwierdziliśmy, że trzeba to zmienić. I to się nam udało. Mecz z Serbią wyglądał już zupełnie inaczej z punktu widzenia naszych emocji i tego, co pokazywaliśmy na boisku. To jest rywal z najwyższej półki, z zawodnikami światowej klasy i trzeba dać z siebie coś więcej, żeby z nimi wygrać. My wyszliśmy na to spotkanie mocno nabuzowani, z ogromną wolą zwycięstwa, pewnością siebie i to było po nas widać od pierwszej piłki.
Co było kluczem do zwycięstwa nad Serbią poza tą wolą zwycięstwa?
Zagraliśmy bardzo drużynowo i na naszym najwyższym poziomie. Bardzo dobrze zagrywaliśmy, zwłaszcza nasz serwis typu float przyniósł wiele korzyści. A zwykle nie jesteśmy jakąś wybitnie serwującą drużyną. Ich przyjęcie miało nieustanne problemy i przez to w ich grę wkradł się chaos. Ta wygrana bardzo podniosła wiarę w nasze możliwości, bo skoro pokonaliśmy obrońców tytułu, to z każdym przeciwnikiem jesteśmy w stanie wygrać. Tego właśnie szukamy w tegorocznej Lidze Światowej, wymagających meczów z rywalami z czołówki.
Chyba trochę sami byliście zaskoczeni tym łatwym zwycięstwem?
Trochę tak. Wyszliśmy bardzo zdeterminowani, ale po wygraniu pierwszego seta spodziewaliśmy się, że w następnych już będzie walka i będzie znacznie trudniej. A tu nic z tego. Serbowie sprawiali wrażenie mocno zmęczonych, jakby fizycznie trochę bez formy. I w drugim secie poczuliśmy, że faktycznie to może być nasza szansa, że możemy wygrać całe spotkanie za trzy punkty i przycisnęliśmy.
Ostatniego dnia pokonaliście za trzy punkty USA i wyjeżdżacie z Nowego Sadu z zaskakująco dobrym dorobkiem 7 punktów. To chyba więcej niż oczekiwaliście?
Na pewno znacznie więcej. Wiedziałem, że nasza drużyna umie grać w siatkówkę i stać nas na dobre rezultaty, ale że to przyjdzie od razu na początku sezonu - tego się nie spodziewałem. I to oznacza, że mamy jeszcze rezerwy i możemy grać nawet lepiej. Na pewno doświadczyliśmy pewnego mentalnego przełomu pomiędzy pierwszym, a drugim meczem w Nowym Sadzie i to chyba nam pomogło.
ZOBACZ WIDEO Kochanowski jak Milik. "Naszym celem jest złoto MŚ juniorów"
Macie od tego sezonu nowego trenera, Vitala Heynena. On już sięgał po trofea z inną reprezentacją europejską. Liczycie na to, że z nim znacznie poprawicie swoje wyniki?
Każdy trener ma swoje wady i zalety. Na pewno nie powiem, że jak dotąd nasza współpraca była jedwabiście gładka. Vital jest bardzo ekscentryczny i czasem trudno się domyśleć, o co mu chodzi. Ale obdarzyliśmy go zaufaniem, poznajemy się i docieramy się, zwłaszcza, że jednego odmówić mu nie można: z każdym swoim zespołem ma rezultaty, a to jest najważniejsze. Zdobycie medalu na jakiejkolwiek imprezie jest naszym marzeniem. Taki cel przyświeca naszemu belgijskiemu projektowi czteroletniemu, który rozpoczęliśmy wszyscy razem z Vitalem w tym roku, który ma zakończyć się awansem na następne igrzyska olimpijskie.
Męska reprezentacja Belgii zwykle nie dociera na igrzyska.
Niestety nie. Pojechanie na igrzyska to jest moje największe marzenie od dziecka i jeden z celów życiowych. Przyznam pani, że rozważam przejście z siatkówki halowej na plażową tylko po to, żeby spełnić swoje marzenie. Oczywiście jeszcze nie teraz, ale pewnego dnia...
Liga Światowa nie jest dla was początkiem sezonu, bo zdążyliście już rozegrać pięć meczów turnieju kwalifikacyjnego do MŚ w Słowenii. Zajęliście w nim drugie miejsce po porażce z gospodarzami.
Nie chciałbym powiedzieć zbyt dużo, ale to była zupełnie niedorzeczna impreza. Gra się cztery beznadziejne mecze z absurdalnymi przeciwnikami, a na sam koniec piąte spotkanie z poważnym rywalem i wielką stawką. Na równie niepoważnym poziomie jest organizacja turnieju, bo nie ma systemu wideoweryfikacji, a sędziowie po czterech meczach bez żadnej walki też z trudem unoszą ciężar odpowiedzialności w jednym, kluczowym spotkaniu. Bo w poprzednich czterech nie było takich sytuacji, że jedna piłka decydowała o wyniku. A w naszym pojedynku ze Słowenią prawie wszystkie sety były grane na przewagi. I oczywiście nasza porażka nie jest winą sędziów, my zagraliśmy niewystarczająco dobrze, ale błędy były. Cała ta impreza była bez sensu, powinny dwa najwyżej sklasyfikowane zespoły - czyli Słowenia i my - zagrać mecz i rewanż, i już.
Te słabsze drużyny brały udział w kwalifikacjach w ramach promowania siatkówki, według władz federacji.
Ale jaka to była promocja? Bez transmisji telewizyjnych, kompletnie bez publiczności, mecze na bardzo niskim poziomie i pełne błędów? Sety do 8 to jest zła siatkówka, której nikt nie powinien oglądać, bo tylko się zniechęci do tego sportu.
[b]
Muszę się z panem niestety zgodzić. Przejdźmy do pana decyzji klubowych. Dlaczego zdecydował się pan na przedłużenie kontraktu o kolejne dwa lata w ZAKSIE?[/b]
Miałem inne oferty, ale chciałem zostać w Kędzierzynie-Koźlu. I udało nam się wynegocjować kontrakt satysfakcjonujący dla obu stron, z czego bardzo się cieszę. PlusLiga jest mocniejsza od ligi rosyjskiej czy tureckiej, dlatego one muszą kusić zawodników większymi pieniędzmi. I na pewno kiedyś to będzie dla mnie ważniejszy argument, ale na razie mogłem sobie pozwolić na wzięcie pod uwagę innych czynników. A one są takie, że zagrałem w ZAKSIE dwa najlepsze sezony swojego życia, czuję się w tym klubie fantastycznie. I sportowo i emocjonalnie jestem spełniony. Uwielbiam ten zespół i atmosferę w nim.
Ale ten zespół ulegnie teraz dość poważnym zmianom, począwszy od trenera. Nie obawia się pan, że może być inaczej?
Ważne, że zostaje z nami Ben Toniutti, fantastyczny rozgrywający, który był ważnym elementem zespołu. Nie tylko jako gracz, ale jako człowiek. Ale przede wszystkim to zależy też ode mnie, jak będzie wyglądała nasza gra i atmosfera. Jestem istotną częścią tej drużyny i mam na to wpływ. Będę starał się zrobić wszystko, żeby nic nie zmieniło się na gorsze.