Cała siatkarska Polska mogła oglądać, jak reprezentacja Polski juniorów pod wodzą trenera Sebastiana Pawlika wygrywa swój przedostatni i ostatni mecz w karierze młodzieżowej oraz zdobywa prestiżowy tytuł mistrza świata U-21. I prawie wszyscy z tych, którzy widzieli tę grupę chłopaków po raz pierwszy, byli zachwyceni ich walką do ostatniej piłki, ich zawziętością oraz wiarą w zwycięstwo, która w nich nigdy nie znikała.
Wiele osób komentowało, że dawno nie widziało takiego nastawienia u siatkarzy w biało-czerwonych koszulkach i to jest niestety smutny fakt. Ostatni raz taką reprezentację Polski - gryzącą parkiet, niepoddającą się nigdy i odstraszającą rywali swoją zawziętością - oglądaliśmy jesienią 2014, czyli prawie trzy lata temu.
Trudno zrzucać to - jak wszystko inne od 3 lat - na karb odejścia kilku wybitnych i doświadczonych siatkarzy z kadry. Na pewno można jednak stwierdzić, że w tamtym turnieju mieliśmy drużynę z prawdziwego zdarzenia, w pełni zjednoczoną wokół wspólnego celu, dla wszystkich tak samo ważnego. Byli w niej liderzy sportowi i mentalni i było też widoczne gołym okiem głębokie poczucie wspólnoty, to samo, które teraz widzieliśmy u juniorów. Każdy, kto był na boisku i każdy, kto na nie wchodził jako zmiennik, był gotów naprawdę dać z siebie wszystko, choć te słowa są mocno nadużywanym frazesem w sporcie.
Od września 2014 takiej drużyny już nie udało się w seniorach zbudować i na razie zmiana szkoleniowca nie dała efektu. W czerwcu ponownie oglądaliśmy reprezentację zagubioną, bez lidera, spuszczającą głowy w obliczu naporu rywali i przegrywającą mecze z teoretycznie słabszym przeciwnikiem.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Fornal: Dokonaliśmy niemożliwego. Bardzo ciężko będzie to pobić
Porównywanie seniorów z juniorami jest oczywiście częściowo nieuprawnione. Podopieczni trenera Pawlika spędzili razem trzy lata (a pomnik należy się temu, kto wymyślił dla nich rywalizację w 1. lidze z seniorami), budowali przez te lata drużynę w bardzo czasem wymagających i trudnych bojach, a z każdą kolejną wygraną rosła ich pewność siebie. Zgrabnie były też pod drodze eliminowane elementy nadmiernie odstające i za to warto też pochwalić sztab trenerski. Ich wybory personalne były dobre dla chemii w zespole i nie działały na jego szkodę, a to nigdy nie są łatwe decyzje.
Mimo wszystko jednak, takie cechy jak zawziętość, wolę walki, wielką wiarę i głód zwycięstw musi mieć każda drużyna, która chce wygrywać, zwłaszcza trofea. Nawet jeżeli są reprezentacją seniorów i spotykają się na kilka tygodni w lecie. Trochę może pomóc w tym sztab trenerski, ale to sami zawodnicy z takim nastawieniem muszą wychodzić na każdy trening i na każde spotkanie.
Patrząc na niektórych zawodników dorosłej reprezentacji Polski, można sobie zadać pytanie, czy w nich jeszcze ten wielki głód zwycięstw i trofeów jest. Niektórzy są głodni całe życie, a dla niektórych wygranie Ligi Światowej czy - drugie w kolejności ważności i prestiżu marzenie każdego siatkarza - zdobycie tytułu mistrza świata jest wystarczającym osiągnięciem i trudno im się potem nadal motywować na 100 procent. Zwłaszcza, że z wiekiem w życiu sportowców pojawiają się rodziny i naturalnie zmieniają się priorytety. Następna okazja do zdobycia wielkiego i ważnego trofeum pojawi się dopiero za trzy lata, a to dla niektórych jest bardzo odległa perspektywa, również z racji wieku i zdrowia.
Wybory klubowe części reprezentantów też stawiają pod znakiem zapytania ich determinację o utrzymywanie jak najwyższego poziomu sportowego. Również i w tym przypadku jest w pełni zrozumiałe i usprawiedliwione, że dochodząc do pewnego wieku wyczynowy sportowiec będzie się coraz bardziej kierował aspektami finansowymi oferty, zwłaszcza kiedy ma rodzinę na utrzymaniu i perspektywę najwyżej kilku lat grania przed sobą. Taki siatkarz również latami gry na najwyższym poziomie i poświęcaniem miesięcy dla reprezentacji na te atrakcyjne finansowo oferty sobie zasłużył.
Nie potępiając nikogo za jego wybory, nowy szkoleniowiec powinien może jednak poszukać zawodników jak najbardziej głodnych niezdobytych jeszcze trofeów. Mający w głowie mistrzostwa świata juniorzy - prawie wszyscy - wybrali rok temu grę w klubach plusligowych ze średniej półki, gdzie czekało ich coś więcej niż klaskanie w kwadracie. To dobrze pokazuje ich determinację.
I nie jest tezą tego felietonu to, że Ferdinando De Giorgi powinien teraz postawić wyłącznie na juniorów i 23-latków, bo doświadczenie i ogranie są również cenne, a umiejętności sportowe i techniczne naszej młodzieży mają jeszcze wiele braków. Natomiast - po tegorocznej Lidze Światowej - może powinien rozważyć znane rosyjskie powiedzenie "Najbardziej niebezpieczny wilk to głodny wilk" i wybrać do walki o mistrzostwo Europy tych siatkarzy, którym po nocach śni się ewentualny medal na tym turnieju. I zrobią naprawdę wszystko, żeby go zdobyć.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)