Zespół Łuczniczki Bydgoszcz oddał krew dla walczącego o życie Wojciecha Wesołowskiego

Newspix / Grzegorz Łukaszewski
Newspix / Grzegorz Łukaszewski

Zespół Łuczniczki, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, w sobotnie popołudnie pojawił się w bydgoskim RCKiK, aby oddać krew i pomóc w walce o życie byłemu zawodnikowi klubu znad Brdy Wojciechowi Wesołowskiemu.

Ekipa Łuczniczki Bydgoszcz o problemach zdrowotnych Wojciecha Wesołowskiego dowiedziała się w trakcie czwartkowego treningu. Informację przekazał drużynie Jerzy Winiarski, członek Rady Nadzorczej Klubu. Drużyna błyskawicznie podjęła decyzję o włączeniu się w pomoc dla byłego siatkarza Chemika Bydgoszcz.

- Nie było najmniejszych wątpliwości, że należy pomóc. Sobota to była pierwsza najbliższa okazja, kiedy można było to zrobić, więc wszyscy, którzy byli w stanie oddać krew, postanowiliśmy pomóc. Zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy, teraz możemy tylko trzymać kciuki i modlić się o to, aby Wojtek wrócił do pełni sił - powiedział Wojciech Jurkiewicz. - To pierwsza tego typu akcja z moim udziałem, ale myślę, że nie będzie ostatnia - powiedział w rozmowie z naszym portalem kapitan ekipy znad Brdy.

Podbudowany reakcją drużyny był szkoleniowiec zespołu Jakub Bednaruk. Zawodnicy decyzję o pomocy dla byłego gracza klubu z grodu Kazimierza Wielkiego podjęli błyskawicznie i jednomyślnie. Rozmowa na ten temat trwała niecałe trzy minuty.

- Wystarczyło nam jedno zdanie Jurka Winiarskiego, który powiedział, że brakuje krwi. My mamy krwi dużo, więc oddaliśmy. To jest normalna sprawa. Jeżeli jest to chłopak z klubu, to musi być taka jedność w klubie, że jeżeli ktoś ma problemy, to reszta staje za nim - dodaje bydgoski szkoleniowiec.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: kiedyś pięć goli, teraz pięć bil. Lewandowski zszokował Chińczyków!

- Bardzo mnie cieszy postawa zespołu. Mam nadzieję, że to się utrzyma do końca sezonu. Grupa ludzi się spotkała i tą jedność trzeba budować. Ja mam określony kierunek w którym idziemy i wszyscy musimy iść razem. A to, że oni się tak szybko porozumieli, to jestem z tego dumny - przyznaje Jakub Bednaruk.

Zarówno dla opiekuna siatkarzy, jak i kapitana zespołu, akcja pomocy dla Wojciecha Wesołowskiego była debiutem w roli honorowego krwiodawcy. Obaj zainteresowani nie ukrywają, że był to pierwszy, ale nie ostatni tego typu akt w ich wykonaniu.

- Miałem wrażenie, że cały proces oddawania krwi będzie trwał dłużej. Tymczasem okazało się, że samo odpoczywanie trwa więcej czasu niż oddanie krwi. Myślałem, że się leży, a krew tylko kapie, a tu się okazało, że moje 450 ml trysnęło i było po wszystkim - powiedział nowy szkoleniowiec Łuczniczki Bydgoszcz.

- To z pewnością był mój pierwszy, ale nie ostatni raz. Ja wielokrotnie zbierałem się do tego działania, ale nie miałem motywacji, aby to zrobić teraz jak najszybciej. Tym razem dostałem kopa. Cieszę się, że mogłem pomóc. Z pewnością nie ostatni raz - dodaje Jakub Bednaruk.

Dla wielu osób, facebookowy apel małżonki Wojciecha Wesołowskiego o oddawanie krwi, która może pomóc w leczeniu jej męża, był impulsem, który nakłonił je do działania. Według naszych informacji, w ciągu ostatnich dwóch dni w bydgoskiej stacji krwiodawstwa pojawiło się ponad 150 osób, które zadeklarowały chęć pomocy. Biorąc pod uwagę okres wakacyjny, efekt był ogromny. Kapitan Łuczniczki Bydgoszcz ma nadzieję, że dzięki temu uda się rozpropagować jeszcze bardziej ideę krwiodawstwa.

- Wiadomo, że nie każdy z nas ma taką grupę krwi jak Wojtek, ale ta krew zawsze może przydać się komuś innemu. Być może sam fakt, że wzięliśmy udział w tego typu akcji sprawi, że ludzie będą chętniej oddawali krew. To z pewnością jest bardzo ważne i potrzebne. Ja sam po sobie teraz wiem, że to nie jest żadna straszna sprawa, nie ma się czego bać. Osobiście przekonałem się, że tego typu pobranie krwi niczym się nie różni od zwykłego badania. Być może trwa troszeczkę dłużej, ale nie na tyle długo, aby w czymkolwiek mogło przeszkodzić. Dlatego zachęcam wszystkich, pomagajmy w ten sposób, bo to jest chyba najprostsza droga do tego, aby komuś uratować życie - przyznaje Wojciech Jurkiewicz.

Do apelu swojego podopiecznego przyłącza się również szkoleniowiec Łuczniczki Jakub Bednaruk, który przekonuje, że warto pomagać.

- Przede wszystkim tutaj nie ma się czego bać. To nic nie boli, niczego się od ciebie nie wymaga. Po prostu leżysz. Na koniec dostajesz pyszną czekoladę w nagrodę, a dodatkowo masz poczucie, że w prosty sposób, bo oddanie krwi to nie jest żadna skomplikowana sprawa, możesz pomóc. Towarzyszy temu także sympatyczne uczucie, że te pół litra krwi może komuś, nie tyle uratować życie, ale ułatwić przejść przez chorobę - przyznaje były szkoleniowiec ONICO Warszawa.

Komentarze (0)