To tylko World Grand Prix, w dodatku druga dywizja, więc do światowej elity nadal jest nam daleko. Rywalki? Poza tymi, które awansowały do turnieju finałowego, wydawały się o przynajmniej klasę słabsze od reprezentacji Polski, która nadal odstaje od europejskiego topu. Skąd więc ten wielki entuzjazm po triumfie Biało-Czerwonych w Ostrawie?
Raczej nie z powodu awansu do pierwszej dywizji, bo wszystko wskazuje na to, że i tak FIVB otworzy nam szansę na grę w elicie po kolejnej "wielkiej rewolucji". W umownym nawiasie dodam też, że odnoszę wrażenie, jakoby właśnie z tego powodu ani Koreankom ani Czeszkom nie zależało w stu procentach na wygranej na zapleczu elity World Grand Prix. Ale to tylko wrażenie.
Te pierwsze miały przecież najważniejszą imprezę czterolecia w Rio de Janeiro dwanaście miesięcy temu, a te drugie w maju w Warszawie pokazały nam miejsce w szeregu i właśnie naszym kosztem powalczą o bilety na przyszłoroczne Mistrzostwa Świata w turnieju barażowym. Priorytety zatem zgoła odmienne od polskich, bo w naszym kalendarzu pozostały już tylko Mistrzostwa Europy.
Lecz zdecydowanie warto było walczyć w Ostrawie. Po pierwsze dlatego, żeby w końcu ta nowa reprezentacja Polski poczuła smak ważnego triumfu. Spotkałem się nawet z opiniami koleżanek i kolegów z różnych redakcji, że to największe osiągnięcie polskiej żeńskiej siatkówki od brązowego medalu na Mistrzostwach Europy w 2009 roku. Jestem gotów się do nich przychylić.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Zaczarowany Zlatan. I mama Brzostek
Trener Jacek Nawrocki niemal za każdym razem podkreśla, że ten zespół potrzebuje czasu na stabilizację i okrzepnięcie. Doskonale go rozumiem. To przecież jest nowa drużyna, złożona z zupełnie innych siatkarek niż choćby ta, która w 2014 roku przegrała walkę o mundial z Belgijkami w Łodzi. Dopiero wtedy oficjalnie wszystko runęło z hukiem i rozpoczęła się budowa nowej reprezentacji.
Ze względu na pokoleniową dziurę, do której już zdarzało mi się nawiązywać, nie można oczekiwać od tej drużyny, że od razu wróci na szczyt i strąci z piedestału Serbki, Brazylijki czy Chinki. Dołączam się do apelu o cierpliwość. Najwcześniej na pierwsze rozliczenia przyjdzie czas przy okazji Mistrzostw Europy w 2019 roku czy kwalifikacjach do Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 2020 roku.
Słowo klucz - "stabilizacja" - trener Nawrocki stosuje wręcz do bólu. Choć czasem rzeczywiście prosiło się o większe rotacje, niemal na każdej pozycji. Nadal uważam, że wejście Moniki Bociek w spotkaniach z Peru w Ostrowcu Świętokrzyskim czy z Czeszkami w Ostrawie jest w jakiś sposób powiązane z tym, że Polkom udało się odwrócić losy tych spotkań na swoją korzyść.
Pamiętajmy jednak, że te dziewczyny wykonują również ciężką pracę na treningach i zgrupowaniach z reprezentacją, co później jest zauważalne w sezonie ligowym. Po powrocie z kadry w ubiegłym roku bardzo dużo zyskała choćby Martyna Grajber, która stała się podstawową przyjmującą w ekipie wicemistrza Polski, Grot Budowlanych Łódź, a teraz jest również zawodniczką szóstkową w reprezentacji. To też przecież nie przypadek.
Miło jest widzieć, że Polki znów wygrywają. Na razie na miarę swoich możliwości, ale jednak wygrywają oraz wyciągają te słynne wnioski. Wszak za trzecim razem udało się nareszcie tę nie nieosiągalną Koreę dopaść i wygrać z nią do zera. Apeluję jednak o spokój. Tej drużynie jest on bardzo mocno potrzebny. Wręcz tak samo potrzebny, jak gra ze światową czołówką, która stanie się rzeczywistością już niedługo.
Z optymizmem można już także powoli patrzeć na zaplecze kadry seniorek. Reprezentacja do lat 20 na Mistrzostwach Świata w Meksyku była blisko strefy medalowej, ale przede wszystkim udowodniła, że jest złożona z siatkarek z charakterem. Drogie panie, może czas także zapukać do drzwi kadry seniorek? Na pewno do stracenia jest mniej niż więcej. A jeśli mamy oglądać więcej takich uśmiechów, jak w Ostrawie, to chyba warto.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)
- większość już dawno olała Czytaj całość