Grzegorz Wojnarowski: Nikt nie zapalił światła. Ból i smutek po meczu na Narodowym (felieton)

To był chyba najsmutniejszy mecz siatkarskiej reprezentacji Polski od lat. Przegrywaliśmy ważniejsze, przegrywaliśmy dotkliwiej. Ale tym razem kontrast między oprawą i scenerią a jakością gry naszej drużyny wywoływał ból wręcz odczuwalny, fizyczny.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
reprezentacja Polski podczas meczu z Serbią na ME 2017 WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: reprezentacja Polski podczas meczu z Serbią na ME 2017

W studenckich czasach stworzyliśmy razem z kolegami amatorską grupę filmowo-happeningową, a jej popisowym numerem był nalot antyterrorystów. W czasie imprezy, gdy zabawa trwała w najlepsze, na życzenie gospodarza lub którejś z bliskich mu osób udawani antyterroryści najpierw odcinali prąd, a potem wpadali w sam środek zabawy, kazali wszystkim kłaść się na ziemię i zakładali im plastikowe kajdanki. A kiedy wszyscy już leżeli, przywracali zasilanie i intonowali głośne "Sto lat!".

Teraz czułem się tak, jakby na imprezę, w której uczestniczę, wpadła taka właśnie grupa. Czekałem, aż ktoś w końcu zapali światło i powie, że to wszystko na niby. Że wszystko dobrze się skończy, zrobi się śmiesznie i będę miał co wspominać. A tu okazało się, że zakapiory, które wpadły na balangę, to nie są żadni podrabiańcy. Że oni wpadli na ten bal po swoje i ani myślą winszować gospodarzowi.

0:3 z Serbią na PGE Narodowym na inaugurację mistrzostw Europy w siatkówce 2017, to jak dla mnie katastrofa wizerunkowa naszej męskiej reprezentacji. Od dawna budowaliśmy wokół tego wydarzenia atmosferę wielkiego święta, czekaliśmy na początek turnieju, chcieliśmy zobaczyć ten efektowny entourage i w takich okolicznościach obejrzeć dobry mecz siatkówki.

Tymczasem piękne dla nas obrazki zobaczyliśmy tylko przed rozpoczęciem spotkania. Była ładna ceremonia otwarcia, ponad 60 tysięcy kibiców na trybunach robiło wrażenie, jeszcze większe odśpiewany przez nich a capella "Mazurek Dąbrowskiego". Na boisku wrażenie robiła już tylko jedna drużyna. I nie była ubrana na biało-czerwono.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: To sprawiło nam największe problemy

Wynik boli mnie okrutnie. Dobrze, wiedzieliśmy, że powtórka z rozpoczęcia mistrzostw świata 2014, gdy zbiliśmy Serbów 3:0, jest mało prawdopodobna. Ale, do licha, stawiałbym dolary przeciwko orzechom, że nie skończy się zupełnie odwrotnie!
Porażkę w tym meczu jak najbardziej dopuszczałem. One są wpisane w sport, Serbia to naprawdę silna ekipa, a Polacy już od dłuższego czasu mają swoje problemy i jako drużyna szukają swojej drogi. Jednak jeśli jest się gospodarzem takiego spotkania, prawdopodobnie najefektowniejszego siatkarskiego spektaklu w tym roku, jeśli ma się świadomość, że dla kraju zakochanego w siatkówce to coś więcej niż mecz, że to sposób na wyrażenie naszej sportowej, w pewnym stopniu także narodowej tożsamości, to trzeba zrobić absolutnie wszystko, żeby nie dać się zbić do zera.

Trzeba wykorzystać każdą cząstkę swojego talentu, swoich umiejętności. Trzeba drapać parkiet pazurami, włożyć w mecz całe serce, zaangażować się bez reszty. Zaangażowanie, serce i walkę rzucić tam, gdzie umiejętności się kończą. Tego w czwartkowy wieczór nie widziałem. Nie widziałem w polskiej drużynie graczy, którzy robiliby wszystko, żeby móc o nich z czystym sumieniem powiedzieć, że można z nimi wygrać, ale nie da się ich pokonać.

3:0 z Serbią w roku 2014 i 0:3 z tą samą reprezentacją teraz. Pierwszy mecz Polaków na mistrzostwach Europy spiął ostatnie trzy lata klamrą, która jest jak klamra od paska surowego ojca. Ból, który zadał nam ten mecz, każe uczciwie spojrzeć na nasz dorobek po wywalczeniu złotego medalu przez drużynę Stephane'a Antigi. A dorobek to skromny.

Wymowny jest fakt, że z tamtej mistrzowskiej ekipy w wyjściowym składzie na PGE Narodowym pojawił się teraz tylko Paweł Zatorski. Grupa, która teraz trzyma ster w kadrze, ma chyba po prostu mniejsze możliwości, albo nie potrafi w pełni wykorzystać swojego talentu.

Idealny przykład tego drugiego przypadku to Bartosz Kurek, siatkarz o fantastycznych możliwościach, w najlepszej formie top 5 na świecie, który od kilku lat pokazuje te możliwości sporadycznie. Trener Ferdinando De Giorgi daje mu dużo szans, wierzy, że w końcu obudzi się Kurek, na jakiego wszyscy czekamy. Jednak na razie ten właściwy Kurek drzemie gdzieś w środku tego, którego oglądamy na boisku i zamiast zrywać się do pracy, przewraca się na drugi bok.

Co do samego De Giorgiego, słyszymy wiele o tym, jak ciężko się u niego trenuje, jaki jest rzetelny i pracowity. Daniel Castellani, jedyny szkoleniowiec, który sięgnął z Polakami po złoto ME, uważa go za idealnego na ten moment selekcjonera dla biało-czerwonej reprezentacji. Bardzo chcę wierzyć Castellaniemu, ale co zrobić, kiedy każdy kolejny mecz naszych siatkarzy zasiewa wątpliwości?

W spotkaniu z Serbią "Fefe" przypominał mi Franciszka Smudę z pierwszego spotkania polskich piłkarzy na Euro 2012. Mecz z Grecją wymknął się spod kontroli, a Smuda nie reagował.

Włoch dopiero przy wyniku 0:2 w setach i wysokim prowadzeniu Serbów w trzeciej partii uznał, że trzeba podjąć odważne decyzje. Za Kurka, Fabiana Drzyzgę i Dawida Konarskiego, wprowadził Rafała Buszka, Grzegorza Łomacza i Łukasza Kaczmarka. Uważam, że zrobił to za późno, tak o jednego seta.

To nie jest czas na rozpacz i "grillowanie" naszej drużyny, za nami dopiero jeden ich mecz na najważniejszej imprezie roku. Bardzo smutny, dla mnie smutniejszy nawet od ćwierćfinałowej porażki 0:3 z Amerykanami w Rio de Janeiro, bo tam nie graliśmy w swoim najpiękniejszym pałacu, a i walki było na boisku więcej. Smutniejszy niż przegrana z Włochami 1:3 na Pucharze Świata 2015 po serii dziesięciu kolejnych zwycięstw, gdy dopiero trzecie miejsce Biało-Czerwonych w klasyfikacji końcowej uważałem za niesprawiedliwość i sportowe okrucieństwo. Ale jak bardzo by nie bolało, to tylko jedno spotkanie.

Teraz pewnie pokonamy w Gdańsku Finlandię i Estonię, potem zagramy baraż z Bułgarią lub Słowenią. Bardzo możliwe, że go wygramy i przyjdzie czas na mecz o wszystko - ćwierćfinał. Do końca naszego udziału w turnieju nie czas jeszcze ani na układanie stosów, ani na rzeźbienie piedestałów (choć tym drugim pewnie nikt się teraz nie zajmuje).

Najgorsze jest jednak to, że po meczu na Narodowym, okraszonym nie tak odległymi wspomnieniami z Ligi Światowej, nie potrafię wyrzucić z głowy takiej myśli: dobrze, to już było i dobrze to może znowu będzie za jakieś dwa lata.

Bardzo chciałbym, żeby te wszystkie gorzkie słowa okazały się funta kłaków niewarte. I żeby sprawdziło się wyświechtane powiedzenie, że sukces rodzi się w bólach. Bólu z inauguracji mistrzostw Europy wystarczy na sukces całkiem sporych rozmiarów.

Czy siatkarska reprezentacja Polski zdobędzie medal na tegorocznych mistrzostwach Europy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×